24. Ludzie są tacy delikatni

15.5K 838 71
                                    

~ Miley ~

Cholera.

Chciałam walczyć, przyznaję, ale nie, kiedy jestem zakładniczką.

Mocno się szarpałam i wyrywałam, ale było to bezskuteczne, bo wampiry, które mnie trzymały, miały przecież nadludzką siłę.

Bret przemienił się w wilka i głośno zawył, sygnalizując, że walka została rozpoczęta.

Rzucił się w moim kierunku, ale władca klanu był szybszy i skoczył na niego z boku.

Mój krzyk został stłumiony przez rękę jednego z trzymających mnie pachołków.

Ugryzłam ją, a pijawka szybko podskoczyła z zaskoczenia.

Korzystając z tego, że mnie puścił, kopnęłam drugiego w dość czułe dla chłopaków miejsce, a potem podcięłam mu nogi tak, że upadł na ziemię, uderzając głową o kamień.

Zemdlał, jak mniemam.

Odwróciłam szybko głowę, wypatrując alfy, ale nigdzie go nie widziałam. Wszędzie tylko krew i leżące ciała.

Chwyciłam jakiś zakrwawiony sztylet z ziemi i mocno zacisnęłam na nim palce.

Poczułam uderzenie.

Wylądowałam kilka metrów dalej i wszystko mnie bolało.

Spojrzałam na atakującego.

Była to jakaś dziewczyna, wampirzyca.

Jej cel był tylko jeden. Zabić mnie.

Podniosłam się na łokciach i dotknęłam opuszkami palców swojej twarzy.

Miałam rozcięty łuk brwiowy i kilka siniaków na ciele, ale nic poza tym.

Wstałam.

Dziewczyna spojrzała na mnie z wyższością swoimi fioletowymi oczami.

 - Powinnaś się czuć zaszczycona - machnęła ręką na cały ten gwar. - Ta wojna jest twoją zasługą.

Naszykowałam sztylet. Byłam gotowa do ataku.

 - Czuję się dumna z siebie - uśmiechnęła się - bo to ja będę mogła cię zabić.

Pół sekundy później stała przy mnie, podduszając mnie.

Uniosła mnie nad ziemię, a ja zaczęłam się wić jak żmija.

Moja skóra traciła kolory, a mnie brakowało coraz więcej powietrza.

Sztylet wypadł mi z ręki.

 - To głupie, że ludzie są tacy delikatni. - Prawda? - spojrzałam na postać za wampirzycą. - Bardzo szybko się upijają, a potem mają kaca.

Harley nie czekając na odpowiedź, złapał dziewczynę za kark i jednym ruchem jej go skręcił.

Upadłam na trawę, łapczywie nabierając powietrza do płuc.

 - Nigdy jej nie lubiłem. Ciągle się wywyższała - uśmiechnął się skwapliwie.

 - Dzi-dzięki - wyciągnął do mnie dłoń, którą przyjęłam. - Skąd dowiedziałeś się o walce?

 - Miałem w planach tylko cię odwiedzić - uśmiechnął się znowu i nagle przeszył go kołek na wylot. - Shit.

 - Luno, uciekaj! - blondyn biegł w moim kierunku.

Złotooki sięgnął za plecy i powoli zaczął wyjmować sobie z nich drewno.

 - On jest po naszej stronie! - krzyknęłam, a beta się zatrzymał.

Harley obejrzał uważnie kołek, który sobie wyjął.

 - Myślałem, że będzie bardziej bolało.

 - Gdzie jest alfa? - zapytałam, kiedy chłopak stał już obok mnie.

 - Zniknął gdzieś z królem - odpowiedział. Nie podobało mi się to.

 - Jak to "zniknął"!?

 - Walczą gdzieś dalej, bo ten przebrzydły wampir go wywiódł w pole.

Rozejrzałam się, ale nigdzie nie mogłam dostrzec swojego mate.

Jeśli on mu coś zrobi...

Bret - cholera, odezwij się!

Miley, schowaj si - usłyszałam, a chwilę później kompletna cisza.

 - Harley, pomóż mi! - krzyknęłam, kiedy czarnowłosy odparł atak jakiejś wampirzycy. - Musimy znaleźć Breta!

 - Alfę? Z przyjemnością - zanim się obejrzałam, chłopak wziął mnie na barana i w mgnieniu oka okrzyki walki były już daleko za nami.

Harley zatrzymał się za drzewem, a ja zeskoczyłam z jego pleców.

Wyjrzałam na polanę.

Wielki srebrny wilk kontra rozwścieczony wampir? To dopiero byłoby widowisko w kinie.

Bret kulał na jedną nogę, ee... Łapę? Sama już nie wiem.

Miałam ochotę osobiście zabić władcę klanu, ale wiedziałam, że nie miałabym z nim szans.

 - Zaczekaj tu - nakazał mi mężczyzna, a chwilę później w wampirzym tempie wybiegł na łąkę.

Schowałam się za drzewem. Tylko to mogłam w danej chwili zrobić.

Słyszałam odgłosy walk i co chwila lekko wysuwałam głowę, aby się jej przyjrzeć.

Kasztanowłosy był oblężony i nie miał żadnych szans.

Jedyne co mogło go teraz spotkać, to śmierć.

Nie znam go ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz