rozdział《XI》

364 23 0
                                    

Pov. Lucy

Dzień później.

Wstałam dość późno,ale to pewnie przez to że przez tydzień mało co spałam. Wybrałam ciuchy i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Wysuszyłam je.

Na początku tego gówna miałam włosy do ramion teraz mam do bioder. Postanowiłam że je skróce. Wzięłam nożyczki z szuflady. Zaczęłam obcinać włosy. Gdy skończyłam bylam zadowolona z efektu. Obciełam je znowu do ramion i nawet mi prosto to wyszło.

Ubrałam: czarne jeansy z dziurami, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Zeszłam na dół.

-Wow, nieźle- powiedziała Beth.

-Dzięki.- odpowiedziałam.

-Masz kanapki w kuchni. Zjedz je wszystkie. I to nie jest prośba.- powiedziała a ja poszłam do kuchni.

Popatrzyłam na stół. Ona oszalała? Czy ja mam zjeść 1..2..3....4....5 kanapek? Ale wiem że jak nie zjem to mnie do tego zmusi albo powie Carlowi i on mnie do tego zmusi. Martwię się o nich ,pojechaliy tam najważniejsze osoby w moim życiu.
Nie mogę ich stracić. Dobra muszę się wziąść w garść.

Wzięłam pierwszy gryz kanapki. Wsumie nie jest taka zła. Po pietnastu minutach zjadłam wszystkie. Wyszłam z kuchni i usiadłam na kanapie obok Beth.

-Też się martwisz?-zapytała.

-Tak.- odpowiedziałam.

-Dzisiaj wracają. Za jakąś godzine powinni być.- powiedziała.

-Dobra to idę na warte-powiedziałam.

Wstałam z kanapy i wyszłam. Poszłam w strone bramy.

Wymieniłam warte z Rositą. Bramy na dole pilnował Eugene.

Stoję tu od ponad godziny. Było tylko czterech sztywnych czyli nic ciekawego. Nagle usłyszałam odgłos silnika.

-To oni!!!- krzyknełam do Eugena żeby ten otworzył bramę.

Zbiegłam z wartowni. Z campera wyszedł Daryl. Podbiegłam i go przytuliłam. Koło nas przeszedł Carl.

-Hej?- zapytałam zdziwiona.

-O hej nie zauważyłem Cię. Ładnie ci w krótkich włosach.- próbował wysilić się na uśmiech, ale nie bardzo mu to wyszło.

Poszedł w stronę swojego domu. Odwrócilam się spowrotem do Daryla.

-Co mu jest?-zapytałam.

-Taa... Musimy pogadać-powiedział i przeszliśmy na bok.

-Mów.- powiedziałam.

-Noah zginął ratując Enid i Carla . Młody cały czas o tym myśli. Rick ma z nim pogadać. Ale przejdzie mu nie martw się, przechodził gorsze rzeczy.- powiedział.

-Co nic nie rozumiem, jakie gorsze rzeczy? - zapytałam.

- Carl musiał zabić własną matkę. -powiedział. Stałam w szoku.

-Co uzgodniliście z tamtą osadą?- zapytałam.

-Za godzinę jest spotkanie w kościele. Przyjdź.- powiedział i poszedł w stronę swojego domu.

Postanowiłam pójść do Beth i ją poinformować. Po 5 minutach byłam już pod domem. Weszłam.

-Beth?- krzyknęłam.

- Na górze -odpowiedziała. Poszłam do jej pokoju.

-Hej -powiedziała. Podeszłam do niej.

-Słuchaj, jest coś o czym musisz wiedzieć. Wrócili.-przerwałam na chwilę.- Noah nie żyje.-dodałam a moje oczy się zeszkliły. Usiadła powoli na łóżku.

-Wszystko dobrze?- zapytałam z troską.

-Ym... Nie wiem.-łza spłyneła po jej policzku ale szybko ją otarła.Wiedziałam że to bardzo boli, a to że trzymała to w sobie nie było dobre.

-Zostaw mnie samą proszę.- powiedziała. Wyszłam z pokoju, nie chciałam się upierać,bo to i tak nic nie da. Wyszłam z domu i poszłam w stronę domu Carla.

-Szmata.- powiedziała Enid przechodząc koło mnie .

-Słucham? -powiedziałam odwracając się w jej stronę.

-To co słyszysz.-powiedziała krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Szmatą to ty se podłogę możesz powycierać ja co najwyżej mogę być suką. - powiedziałam.

-Nie zasługujesz na Carla.- powiedziała z zazdrością.

-Prosze cię,nie ośmieszaj się.- zaśmiałam się złośliwie.

-Tak dla twojej wiadomości całowaliśmy się dzisiaj.- teraz to przesadziła. Wzięłam zamach i przywaliłam jej z prawego sierpowego.Upadła na ziemię.

-Odpierdol się od niego rozumiesz?- powiedziałam na maksa wkurwiona. Obrócilam się na pięcie, i poszłam.

👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇

💕Maraton 1/3.💕

Zaczynamy maraton. Następny rozdział o 16.00

Paaaa🍫🍪

,,Lonely Queen".||The walking dead.||(ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz