rozdział《XX》

325 17 0
                                    

Pov. Lucy

Dojechaliśmy do tego miejsca gdzie została zabita Denise. Wysiedliśmy z auta, Rosita podeszła do krzaków i od chyliła jedną gałąź. Pod nią był motor Daryla, czyli tak jak Rosita myślała przyjechał tutaj. Poszliśmy chyba śladami Daryla w głąb lasu. Glenn nas osłaniał. W drzewo centralnie przed Rositą wbiła się strzała, a za drzew wyszedł Daryl. Rosita wkurzona wyrwała strzałe z drzewa, i podeszła do niego.
-Co wy tu robicie? I czemu ona tu jest?- warknął, biorąc strzałę od dziewczyny wskazując na mnie. Przewróciłam oczami.
-Powiedz mi po co to robisz co?- stanełam na wprost niego.
-Nie rozumiecie.- powiedział. Odwrócił się i zaczął iść.
-To daj nam szansę.-powiedział Glenn.
Daryl się zatrzymał. Odwrócił się.
-Zanim jeszcze spotkałem Jezusa, spotkałem Dwighta. Miałem szansę bo zabić, powinienem to zrobić. Ale ja mu pomogłem po czym jego żona i on zabrali mi muszę,motor i odjechali. Jak rozmawialiśmy dowiedziałem się że uciekli od Negana. Ale jak widać wrócili. Gdybym ich zabił, Denise by żyła. Gdyby nie David to byśmy nie mieli lekarza.-powiedział. Miałam mętlik w głowie. Stałam tam i patrzyłam na niego. Z niedowierzaniem, on nie może się obwiniać o jej śmierć. To do niczego dobrego nie prowadzi.
-Daryl wróćmy do domu,NASZEGO domu-powiedział Glenn z naciskiem na przed ostatnie słowo. Daryl popatrzył na mnie przez chwilę. Ja patrzyłam na niego z nadzieją w oczach, że się zgodzi i wróci z nami.
-Nie mogę.-powiedział i zaczął iść.
-Daryl...-powiedział Glenn idąc za nim.
-NIE MOGE- krzyknął. I poszedł.
-Ja też.-powiedziała po chwili Rosita i ruszyła za nim. Patrzyłam jak odchodzą.
-Nie no po prostu kurwa nie wierzę.-krzyknęłam.
-Lucy spokojnie...
-Oni sobie tak po prostu poszli nie zwracając uwagi na to co my o tym myślimy. -dalej krzyczałam. Jeżeli im się cokolwiek stanie to ja sobie tego nie wybacze.
-Wrócą,na pewno. Nic im nie będzie.-powiedział.
-Nie widzę tego.
-Lucy cicho...- powiedział. Zamilkłam. Nagle rozległo się gwizdanie. Rozglądaliśmy się, za drzew zaczęli wychodzić ludzie z bronią celując w nas. Na koniec wyszedł jeszcze jeden, pewnie to ten cały Dwight.
-Cześć.-powiedział.

Pov. Beth
Jedziemy kamperem na Wzgórze staramy się jak najszybciej dotrzeć ale osada jest strasznie daleko od Alexandri. Siedzę koło łóżka na którym leży Maggie. Ma gorączke i cały czas zwija się z bólu.Wczoraj kiedy obcinałam jej włosy zaczeła zwijać się z bólu, martwie się o to żeby nie poroniła. Z nami w Camperze jedzie Rick, Abraham, Carl,Sasha i Eugen. Dziewczyna martwi się o to że nie ma z nami Glenna i Lucy. Jeżeli by im coś się stało,to by ją zabiło.
-Beth chodź tu.-zawołał chyba Rick. Maggie spała więc mogę ją zostawić. Poszłam na przód pojazdu.
-Co się dzie.... Cholera.-przed nami stało z pięć aut a przed nimi kilka zbawców i jakiś facet leżący na ziemi.
-Jedziemy?- zapytał Abe.
-Nie.-powiedział lider i wyszedł z auta, a za nim wszyscy oprócz Maggie. Stanęliśmy koło siebie z rękami w górze.
-Był wśród którzy nie chcieli słuchać.-powiedział jeden z zbawców.
-Dogadajmy się tu i teraz-powiedział Rick.
-Słusznie. Oddajcie nam wszystko co macie, pewnie będziemy musieli zabić jednego z was ale potem możemy negocjować.-znów odezwał ten sam.
-Taa... To nam nie odpowiada, sam miałem poprosić was o wszystko co macie ale nie muszę zabijać żadnego z was, już nie-powiedział Rick. Jeden z nich podszedł do rannego mężczyzny i narysował sprayem na jego klatce piersiowej czerwony X.
-Będzie po naszemu albo wcale.
-A więc odjeżdzamy.-powiedział i ruszyliśmy do campera. Wszyscy weszliśmy, Rick się jeszcze zatrzymał.
-Chcesz żeby to był twój ostatni dzień na ziemi?- zapytał lider.
-Nie, ale dobrze że to mówisz, pomyśl co jeśli to jest twój ostatni dzień na ziemi, albo twoich bliskich. Może powinieneś być miły dla tych w Camperze, bądźcie dla siebie mili tak jagby był to wasz ostatni dzień na ziemi.-odpowiedział.
-Wy też.-powiedział Rick i wsiadł do campera. Odjechaliśmy.

Pov. Lucy.
Siedzimy z Glennem związani od dwóch godzin ,pilnuje nas dwóch zbawców reszta gdzieś poszła. Zobaczyłam że ktoś kręci się przy drzewach, przyjrzałam się i zobaczyłam Rosite. Szturchnełam lekko Glenna. Cholera, jeżeli Rosita tu jest to jest i Daryl. Słyszałam że Glenn próbuje coś powiedzieć, ale że miał knebel w ustach było to nie za bardzo możliwe, więc wyszedł taki bełkot. Popatrzyłam w stronę którą patrzył się azjata. Niestety zobaczyłam to czego się obawiałam. Stał tam Dwight a przed nim stał niczego nie świadomy Daryl.
-Cześć.-powiedział Dwight. W momencie w którym Daryl się odwrócił on strzelił. Pisnełam, po moim policzku spłyneły dwie łzy.

Pov. Beth.
-Rick musimy iść pieszo, nie starczy nam paliwa żeby pojechać kolejną drogą. Zatrzymali nas trzy razy, Maggie jest coraz słabsza. Ktoś musi zostać i tylko ty możesz podjąć tą decyzję.-powiedziałam.
-Ja zostanę.-powiedział Eugen.
-Dziękuję.-powiedzieliśmy niemal równocześnie.

20 minut później.
Idziemy po lesie. Rick i Abraham niosą Maggie na noszach. Nagle ze wszystkich stron rozległo się gwizdanie. Wiedzieliśmy co to oznacza.
-BiEGNIJCIE!!!!- krzyknął Rick. Zrobiliśmy tak jak powiedział. Nie było to zaproste z Maggie. Gwizdanie nie ustępowało lecz stawało się coraz głośniejsze. Ze wszystkich stron oślepiły nas światła samochodów.
Po chwili zobaczyliśmy nasz camper a koło niego klęczącego Eugena. Na środek wyszedł ten sam facet co wcześniej.
-Dotarliście!- rozłożył ręce.
-Jestem Simon.-powiedział. Nie uzyskał od nas żadnej odpowiedzi.
-Dobra,oddajcie każdą broń i klękajcie.- dodał. Zrobiliśmy co kazał Abraham i Rick pomogli mojej siostrze wstać. Ja klęczałam koło Eugena, koło mnie był Carl, dalej Sasha, Rick, Maggie i Abe.
-Dwight, przyprowadź resztę.-Reszte!?!! Blondyn podszedł do samochodu dostawczego otworzył tylnie drzwi i pokoleji wyprowadzał naszych, najpierw Rosite potem Lucy, Daryla i na końcu Glenna.

Pov. Lucy
-Maggie?-powiedział azjata. Jeden ze znawców przycisnął to do ziemi ponieważ próbował się wyrywać. Dziewczyna zaczęła płakać. Coś było z nią nie tak.
-Dobra, skoro wszyscy są w komplecie, pora poznać szefa.-powiedział Simon i zastukał w drzwi od campera. Z niego wyszedł mężczyzna z kijem bejsbolowym owiniętym drutem kolczastym.
-Szczacie że strachu?- zapytał z uśmiechem.
-Czuję że już prawie.-dodał i się zaśmiał chociaż nikomu nie było do śmiechu.
-Który z was to lider?- zapytał.
-Ten tu.- Simon wskazał na Ricka.
-Cześć, jesteś Rick? Ja jestem Negan. Nie podoba mi się to że zabiłeś moich ludzi i że zabiłeś tych których wysłałem żeby zabili was za zabicie tych pierwszych.-powiedział.
-Nie fajnie... Nawet jak bardzo nie fajnie ale wkrótce się dowiesz.- Nikt nic nie mówił każdy obserwował jego najmniejszy ruch. Czułam co chwilę jak Carl na mnie patrzy. Nadal jestem na niego zła ale przenigdy bym nie chciała żeby zginął.
-Zaraz pożałujesz że mnie wkurzyłeś.-powiedział Negan.
-Co kolejek robisz nie lekceważ nowego porządku świata, nawet jeżeli jesteście idiotami to go pojmiecie. Gotowi? Słuchajcie uważnie.-Zrzucił z ramienia kij i przyłożył to twarzy Ricka, on ją automatycznie odsunął.
-Oddajcie mi to co wasze albo was zabije.-powiedział, zaśmiał się i odsunął kij od jego twarzy. Kucnął przed nim.Wstał.
-Sporo poświęciliśmy abyście zobaczyli kim jesteśmy. Od dzisiaj pracujecie dla mnie, wszystko co macie dajecie mi.-powiedział.
-Wiem że z tym się trudno pogodzić, ale wiem że to zrobicie. Byłeś przywódcą, rządziłeś, zbudowałeś coś. Myśleliście że jesteście bezpieczni ale się skończyło nie jesteście, już nie. Macie przesrane,zwłaszcza jeżeli nie będziecie robić tego czego żądam, chcę połowy tego co macie, jeżeli to jest za dużo możecie znaleźć lub ukraść więcej. Tak będziecie teraz żyć,im bardziej będziecie się stawiać tym gorzej dla was.-powiedział.
-To jest Lucille... Jest świetna.-wskazał na kij.
Podszedł do Maggie. Spiełam się tak samo i Glenn.
-Ooo... Słońce wyglądasz strasznie mogę skrócić twoje cierpienia i...-przerwał mu Glenn.
-Niee!!!- krzyknął i chciał się rzucić na Negana ale dwóch zbawców przywarło go do ziemi i dało mu kilka razy w brzuch.
-Glenn!- krzyknęła Maggie przez płacz.
-Pierwszy raz mogę puścić płazem, rozumiem emocje nowe zasady bla bla bla... Następnym razem ktoś może zginąć przez waszą nie uwagę.-powiedział.Chodził w kółko patrząc na nas, raz zatrzymał się patrząc na Carla i Abrahama, ale potem szedł dalej.
-Nie potrafię wybrać.... Mam pomysł..-podszedł do Ricka.
-Enny,-wskazał na niego kijem.
-Meeny,-kij wylądował przy twarzy Sashy.
-Miny,Moe.Catch a Tiger by his toe... If he hollers let him go. My mother told me to pick the very best one. And you are...-kij wylądował przy twarzy każdego z nas.
- IT.- wypadło na osobę której śmierć zmieni wszystko...
💀💀💀💀💀💀💀💀💀💀💀💀💀
Maraton 3/3

Rozdziały będę dodawać jak dam radę napisać. Bo mam za dużo nauki i nie wyrabiam. Przepraszam.

To do następnego...
Pa😙

,,Lonely Queen".||The walking dead.||(ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz