Lucy to 17 latka, żyjąca w świecie który od dwóch lat jest opanowany przez epidemie.Pewnego dnia odnajduje grupe Ricka.Jak poradzi sobie w grupie, skoro przez dwa lata działała sama?
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
*Historia oparta na serialu ,,The walking dea...
-Mam pomysł...-powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. -Enny -kij wylądował przy twarzy Ricka. -Meeny-kij wylądował przy twarzy Sashy. -Miny -tym razem przy twarzy Carla. -Moe-Beth. -Catch-Eugene. Potem przeszedł na drugą strone. -a tiger -Maggie. -by his toe-Abraham. -If -Rosita. -He hollers.-podszedł do mnie. Każdy z nas chciał aby wypadło na niego. -let -kij znalazł się przy twarzy Daryla. -him go.- wypadło na Glenna. -My mother-znowu wskazał na mnie. -told me -wskazał na Ricka. -to pick-wskazał na Maggie. -the very- wskazał na Eugena. -best-wskazał na Sashe. -one.-Daryla. -And-Rosite -are-Abrahama. -you-Maggie. Stał chwile na środku i patrzył na nas widziałam że sprawia mu to ogromną radość. -IT...- wskazał na Carla. Poczułam że mój świat się zawalił. Po moich policzkach zaczęły płynąć strumienie łez. Zdjął z jego głowy kapelusz i żucił gdzieś na bok -Jeżeli czegoś spróbujcie, zabije innych. Możecie mrugać,oddychać i płakać, napewno będziecie to robić.-powiedział i uderzył go z całej siły kijem w głowę. Czułam jakbym dusiła się własnymi łzami, słyszałam krzyki Ricka i reszty. Próbowałam coś wydusić z siebie ale nie mogłam po prostu patrzyłam, nie mogłam w to uwierzyć. Jakaś część mnie w tej chwili umarła. Wszystkie wspomnienia wróciły.Podniósł się, popatrzył na mnie.Z jego głowy lała się krew która kapała na jego twarz. -Lucy przepraszam za wszystko.-wydusił z siebie. Negan po raz drugi uderzył go. Upadł, już się nie podniósł.
- Hej co się dzieje, płakałaś?- zapytał z troską. -Nie ważne, nie chce o tym mówić. - powiedziałam. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, Carl szybko ją otarł. Popatrzyłam mu głęboko w oko. Złaczył nasze usta w namiętnym pocałunku, potem kolejnym i kolejnym.
Kolejne uderzenie. Leżał nie ruchomo, nie oddychał.
Zobaczyłam jak Carl rozmawia z jakąś dziewczyną. Laska strasznie się do niego przystawiała. Dobra mam pomysł . Trochę się zabawimy. Odegramy scenkę. Podeszłam do nich szybko. -Cześć Carl.-powiedziałam i pocałowałam go namiętnie. Już czuje jak tą laske zżera zazdrość. -Przedstawisz mnie ? - zapytałam ze sztucznym przesłodzonym uśmieszkiem. -Yyy... Tak jasne. Enid to jest Lucy, Lucy to jest Enid.- powiedział nieźle zdezorientowany. -Tak ja muszę iść.-powiedziała i weszła do jakiegoś domu , chyba Olivi. -Co to było?- zapytał Carl lekko się śmiejąc. -A co nie jesteśmy razem?- zapytałam z uśmiechem. -Nie no jesteśmy- powiedział zdziwiony. No teraz przynajmniej wiem na czym stoję.
Kolejne uderzenie. Jego to nie bolało ale mnie coraz bardziej.
-Dzień dobry, księżniczko- powiedział. Złączył nasze usta w czułym pocałunku. A potem w kolejnym i kolejnym. Podniósł mnie, owinełam nogi wokół niego.Usiadł na łóżku nie przerywając pocałunków. Zaczęłam bawić się jego włosami. Odrywaliśmy się tylko od siebie żeby złapać oddech. Ktoś wszedł do pokoju. Momentalnie zeszłam z niego. To Glenn. -Cześć. Przepraszam że przeszkadzam, ale my z Maggie wychodzimy masz śniadanie w kuchni.- powiedział lekko się śmiejąc. -Okey. Dzięki,pa.-powiedziałam. Zamknął drzwi. Położyłam się na łóżku i zaczęłam się śmiać. Carl też zaczął się śmiać, ale to bardziej z mojej reakcji.
Nie mogę w to uwierzyć, jego już nie ma i nie będzie już nigdy... Popatrzyłam na Ricka był załamany, wiem że będzie trudno mi się pozbierać ale da radę, musi dla Judith. -Moja dziewczynka się pobrudiła.-powiedział Negan znów się zaśmiał, coś czuję że ten śmiech zostanie nam długo w pamięci. Miałam ochotę go zabić ale nie chciałam aby kto kolwiek jeszcze ucierpiał. Ten dupek popatrzył w moją strone i podszedł do mnie. Daryl się spiął, mam nadzieję że nie zrobi nic głupiego. -Strasznie to przezywasz słońce...-nie miałam zamiaru się odzywać. -Cholera, byliście razem?- próbował udawać że to co kolwiek go interesuje. -Więc patrz.-powiedział i podstawił mi kij cały we krwi.Patrzyłam cały czas na ciało Carla. -PATRZ!!!-krzyknął. I stało się to czego się obawiałam. Daryl wstał i przywalił Neganowi w twarz. Trzech zbawców przywarło go do ziemi. Negan złapał się za szczękę, był widocznie wkurzony. -Nie, tego właśnie nie wolno wam robić.-krzyknął. Bałam się żeby nic mu nie zrobił. Patrzyłam na każdy najmniejszy ruch. Podszedł do nich Dwight, wycelował kuszą w głowę Daryla.Mój oddech się przyśpieszył, tak samo jak i bicie serca. -Zabić go?-zapytał Dwight. Negan popatrzył na mnie potem na Daryla. -Nie zasłużyłeś.-przerwał na chwilę.-Do szeregu z nim!-rozkazał. Dwight i dwóch innych zbawców pociągneło go na miejsce. -Co to miało być?!?- zapytałam po cichu z wyrzutem. Kompletnie zignorował moje pytanie. -Widzę że nie pojeliście ,kim jestem i do czego jestem zdolny. Trzeba wam to jeszcze raz wytłumaczyć. Więc... Do dzieła.-powiedział. I uderzył Glenna.Potem jeszcze raz. Słyszałam krzyki i płacz Maggie. Glenn się podniósł miał zmasakrowaną twarz. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać, jak i wszyscy. Mimo że znałam go krótko był jedną z osób na których zależy mi najbardziej. Mogłam z nim zawsze porozmawiać. -Przywaliłem ci tak mocno że oko ci wypadało. -zaśmiał się Negan. -Maggie, znajdę cię.-ledwo co powiedział. Maggie traciła już równowagę na kolanach, to było dla niej za dużo. -Przepraszam, widzę że to was poruszyło... ale takich zachowań nie akceptujemy.- walnął to znowu,znowu i znowu... Z jego głowy została tylko miazga. To jest po części moja wina gdybym zachowała się inaczej to Glenn by żył, a dziecko Maggie miało by ojca. A teraz nawet nie wiadomo czy się pozbiera. -Dobra.Myślę że dostaliście już nauczkę. Zostawiamy wam camper , żebyście mieli jak wrócić.-powiedział, odwrócił się w stronę w samochodów. Już miał iść... -Zapomniałbym... Daryla bierzemy ze sobą.- dodał. Dał jakiś znak ludziom i kilku z nich wzięło go i wepchało do auta. Coś we mnie pękło. -Spróbujesz czegoś Rick, a przywiozę ci go w kawałkach.-Zaśmiał się. -Papa. Zbawcy odjechali a my siedzieliśmy tak jeszcze kilka godzin. Wiedziałam że ktoś już wstał. Ale nie bardzo kontaktowałam .Podeszła do mnie Rosita. Pomachałami ręką przed twarzą. Końcu się ocknełam. -Lucy... Musimy jechać... Wiem że to boli, ale jesteś silna.-powiedziała. -Skończ. Wrócimy tam i co... I będziemy dawać temu dupkowi nasze zapasy, będziemy kolejnymi jego przy dupasami. Nie mam nikogo, Carl był dla mnie wszystkim dał mi nadzieję na to że ten świat mógłby być lepszy. I to wszystko znikło wyciągu jednej sekundy, sekundy w której przestał oddychać.-powiedziałam.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Była długa cisza wszyscy zastanawiali się nad tym co powiedziałam. Podszedł do mnie Rick, miał czerwone i spuchnięte oczy od łez. -On dla nas też był ważny, nie możemy nic zrobić mają Daryla. Musimy zawieść Maggie na wzgórze. Zrób to dla niej. Proszę...- powiedział. -Okey...- uległam. Wstałam I pomogłam im wziąść ciało Carla a potem Glenna. Wsiedliśmy do campera i pojechaliśmy.
😱😱😱😱😱😱😱😱😱😱😱😱😱😱
R.I.P CARL R.I.P GLENN Przepraszam za błędy, komentarze i gwiazdki motywują. Do następnego... Pa❤