Lucy to 17 latka, żyjąca w świecie który od dwóch lat jest opanowany przez epidemie.Pewnego dnia odnajduje grupe Ricka.Jak poradzi sobie w grupie, skoro przez dwa lata działała sama?
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
*Historia oparta na serialu ,,The walking dea...
Pov. Daryl Podjechaliśmy pod bramę Alexandri, którą otworzyła Maggie. Szybko wysiadłem z samochodu żeby pomóc im wyciągnąć Eugena. Glenn i Abraham zauważyli co się dzieje i przyszli nam pomóc. Razem z Rositą zamieścił bo do lecznicy. Ja zostałem z Davidem przy bramie. -Gdzie jest Denise?- zapytała Maggie. -Nie żyje.-powiedziałem oschle. -Jak to? -Zbawcy. -Gdzie jest Lucy?-dodałem. -Cholera. Tylko się nie denerwuj... -Zapóźno mów. -Poszła z Sashą poćwiczyć szczelanie i nie ma ich od godziny, na początku było słychać jak szczelają a potem to ucichło.Na początku myślałam że poszły gdzieś dalej ale teraz sama nie wiem.-powiedziała. -To jest David,zaprowadź co do Ricka. Ja idę ich szukać. Zbawcy mogą gdzieś tu być.-powiedziałem wziąłem kusze z samochodu i poszłem do lasu.
Pov. David Dziewczyna zapukała do drzwi tego całego Ricka. Otworzył nam jakiś chłopak w kapeluszu. Odrazu nas wpuścił do środka. -Jest Rick?- zapytała go oshle. Chyba jej się naraził. -U siebie.-powiedział siadając na kanapie. Poszliśmy na górę po schodach, weszliśmy do jakiegoś pokoju gdzie na kanapie siedział pewnie ten cały Rick. -Cześć, to jest David. Daryl go przywiózł, więc przyprowadziłam go do ciebie. Ja idę na dół i tam na niego poczekam.-powiedziała i już miała wychodzić ale... -Jeszcze jedno...-przerwała - Denise nie żyje, więc nie mamy lekarza.-dodała i wyszła. -Usiądź. -powiedział robiąc mi miejsce na kanapie. Usiadłem -Więc... Skąd jesteś?- zapytał. -Atlanty -odpowiedziałem krótko. -Kim byłeś przed tym wszystkim? -Studiowałem medycynę. -Ile masz lat?- Rozumiem tę wszystkie pytania, chcą mnie poznać. -23 -Jak cię znaleźli? -Wzasadzie to Eugene uratował mi życie.-był bardzo zdziwiony. -Zadawali ci trzy pytania?-zapytał. -Nie wydaje mi się. Raczej zapomnieli.-odpowiedziałem. -Ilu sztywnych zabiłeś? -Po 100 przestałem liczyć. -Ilu ludzi zabiłeś? -12 -Dlaczego?-zapytał. -Bo próbowali zabić mnie.-odpowiedziałem. -Dobrze możesz zostać u nas. Chciał byś być lekarzem? Ktoś by ci mógł pomagać.-powiedział. -Wsumie to nie jest taki zły pomysł.-odpowiedziałem. Uśmiechnął się lekko na tą odpowiedź. Wstał z kanapy i podszedł do drzwi zrobiłem to samo. Zeszliśmy na dół i Maggie miała mnie oprowadzić po Alexandri. Będę mieszkać z Eugenem, Darylem i Rositą.
Pov. Lucy Czaszkę sztywnego przebiła szczała. Ktoś do mnie podbiegł. Nie wiem kto to, jestem w za dużym szoku. Jedna sekunda i mogłabym zginąć.Ocknełam się. Podniosła głowę i zobaczyłam Daryla. -Wszystko okey? -zapytał. -Chyba tak-powiedziałam. Daryl pomógł mi wstać. Poczułam straszny ból kostki. Próbowałam tego nie okazywać ale Daryl to zauważył. Razem z Sashą pomogli mi iść. Po długim czasie byliśmy na miejscu. Oczywiście musiał być opieprz od Maggie, no a jak by inaczej. Zobaczyłam Carla.Podeszłam do niego kulejąc. -Możemy przełożyć tą rozmowę na jutro?-zapytałam. -Jasne, nic ci nie jest napewno oprócz tej nogi?- odpowiedział. -Tak, wszystko do....-przerwałam. To co kogo zobaczyłam nie pozwoliło mi na dokończenie. -Lucy?-powiedział David. Zakryłam ręką usta. -O mój boże.-powiedziałam cicho że chyba tylko ja to słyszałam. Zapominając o bólu nogi, pobiegłam szybko w jego stronę. Wręcz rzuciłam się na niego i go mocno przytuliłam, on zrobił to samo. Podniósł mnie lekko do góry. Nie chciałam go puszczać, bałam się że znów go stracę. -Tęskniłam.-powiedziałam. -Ja też.-powiedział i opuścił mnie na ziemię. Puściłam go. Poczułam jeszcze mocniejszy ból nogi. Złapałam się jego ręki. Syknełam z bólu. -Co się dzieje?- zapytał. -Coś zrobiłam sobie w nogę na wypadzie. -I biegłaś? Wariatka-zaśmiał się lekko. -Wiem. Słuchaj jutro pogadamy teraz pójde się umyć i spać dobrze?- powiedziałam. -Jasne.-znów się uśmiechnął. -Odprowadzić cię?- dodał. -A z kim mieszkasz?- zapytałam. -Darylem, Rositą i Eugenem.-odpowiedział. -To nie trzeba bo masz blisko a ze mną i tak pójdzie Maggie.-powiedziałam. Podszedł do nas Daryl. -Wszystko okay?- zapytał. -Tak.-powiedziałam nie pewnie, bo coraz bardziej boli mnie ta noga. -Tak? To czemu nie stajesz na tej nodze?-powiedział. -No dobra boli mnie jeszcze bardziej niż wcześniej ale do jutra mi przejdzie.-powiedziałam. -Okey skoro tak chcecie to pójdę do Denise.- popatrzyli po sobie. -Co jest? -Denise nie żyje... -powiedział David. -Słucham? -Zbawcy ją zastrzelili.-powiedział tym razem Daryl. Nie znałam jej dobrze ale to jednak strata. -Czyli nie mamy lekarza? To kto zajmie się Maggie? -W zasadzie to ja jestem nowym lekarzem.-powiedział. -Więc, ty pójdziesz z Maggie do domu się umyć, a ja przyjde za 30 minut i opatrze ci nogę.-powiedział. -Z tego co pamiętam jesteś strasznie uparty i w twoim słowniku nie ma odpowiedzi "nie",to dobra, numer domu 47.-powiedziałam i w tym momencie podeszła Maggie i poszłyśmy do domu.
~30 minut później~ Siedzę na fotelu w swoim pokoju, czekam na Davida. Myślę o jutrzejszej rozmowie z Carlem, nie wiem co zrobić, nie mam pojęcia, chciałabym mu wybaczyć, ale nie potrafię.Usłyszałam pukanie do drzwi. -Proszę. -Cześć.-powiedział David. I zamknął za sobą drzwi. -Znam tą mine... Ja opatrze ci tą nogę, a ty gadaj.-powiedział i ukucnął koło mnie. -Nie mam na to siły.-powiedziałam. -Ale jutro mi wszystko mówisz okey? -No. Zabandażował mi nogę i po 10 minutach poszedł a ja poszłam spać.
Rano
Wstałam i poszłam do łazienki wykonać poranną rutynę. Kiedy wyszłam z łazienki dopiero popatrzyłam na zegarek była 12:18. Przynajmniej mam siłę, noga mnie mniej boli. O 12.30 ma przyjść Carl. Nikogo nie ma w domu może to i dobrze.Poszłam do kuchni coś zjeść. Zjadłam płatki z mlekiem. Usłyszałam pukanie do drzwi, poszłam otworzyć. Oczywiście wiedziałam że to Carl, wpuściłam go. -Chciałeś pogadać to mów.-powiedziałam oshle. -Proszę nie zachowuj się tak...-nie no zaraz nie wytrzymam. -Słucham? Ja mam się tak nie zachowywać? Najpierw przekonujesz mnie że do niczego z Enid nie doszło a dwa dni potem widzę jak się z nią całujesz. Czy ty tego nie widzisz? Jesteś aż tak ślepy?-krzyczałam a do moich oczu napłyneły zły. -To nie może być koniec...-powiedział. -To dlaczego jest?-powiedziałam i po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nic nie odpowiedział tylko wyszedł trzaskając drzwiami. Ktoś wszedł do domu, szybko wytrałam policzek. -Lucy musisz iść ze mną.- powiedział szybko David. -Co jest? -Daryl chcę jechać sam na zbawców. -Że co?-zapytałam z przerażeniem. -Glenn i Rosita próbują go zatrzymać ale Glenn powiedział że mam iść po ciebie. Szybko wyszłam z domu. I prawie biegnąc poszłam pod brame. Noga mnie jeszcze bolała, ale miałam to gdzieś. Gdy byłam pod bramą widziałam jak jak Glenn i Rosita wsiadają do samochodu. -Jadę z wami.-powiedziałam stanowczo. -Jak ci pozwolimy to on nas przecież zabije. -Jak zaraz nie pojedziemy to on się zabije.-powiedziałam i wsiadłam do samochodu. Pojechaliśmy.