*Marinette*Jest niedziela... spędziłam w tym szpitalu 3 dni (nie licząc dnia, w którym tu trafiła~dop. Autorka) czyli 72 godziny... 4320 minut... 259200 sekund. Właśnie tyle czasu zmarnowałam na badania. Na szczęście dzisiaj mnie stąd wypisują.
Ubrałam się w strój, który przywieźli mi rodzice czyli czarną koszulę zapinaną na guziki, jeansowe rurki, a do tego czerwone trampki i spakowana wyszłam z sali, od razu kierując się w stronę gabinetu ordynatora.
Zapukałam do drzwi, po czym weszłam do środka.
Or- O! Marinette, jesteś- zwrócił się do mnie lekarz- Jak mówiłem, wyniki pańskiej córki są w normie, jednakże nie powinna sama wychodzić z domu. Do szkoły i z powrotem powinien ją ktoś stale nadzorować, oczywiście nie chodzi tutaj tylko o szkołę, inne miejsca także.
S- Przez ile czasu, panie doktorze?- zapytała mama.
Or- Nooo, dobrze by było tak z 4, 5 dni-odpowiedział.
T- Czyli do szkoły może już iść?- dopytywał.
Or- Tak, nie ma powodu, żeby Marinette zostawała w domu.
M- Przepraszam, a co z prowadzeniem samochodu?- zadałam nurtujące mnie pytanie.
Or- Przez te 5 dni jest to zabronione, nie powinnaś prowadzić, po urazie głowy- odparł.
Kiwnęłam głową, aby pokazać, że wszystko zrozumiałam.
Or- Dobrze, jeżeli nie macie państwo więcej pytań, to możecie już zabrać córkę- powiedział.
T- Dziękujemy, do widzenia- pożegnał się.
Ja i mama również się pożegnałyśmy i wyszliśmy ze szpitala, zaraz po tym jak ojciec podpisał wypis.
T- Córko, jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do szpitala?- zapytał, kiedy siedzieliśmy w limuzynie.
Grr... nie nawidzę tego, że nawet w rodzinnym gronie "jeżeli można nazwać nasze relacje rodzinnymi" zwraca się do mnie tak oficjalnie. Gdyby nie dodawał na początku ,,córko" możnaby pomyśleć, że rozmawia z jakimś ważnym urzędnikiem, a nie pierworodną.
M- Przewróciłam się, walnęłam głową w posadzkę... no, i zemdlałam- skłamałam.
S- Marinette, jesteś taka niezdarna, powinnaś bardziej uważać- zwróciła się równie oficjalnie, co ojciec.
M- Ta, ta- machnęłam ręką.
Oparłam się łokciem i odwróciłam twarz w stronę okna.
Wyszliśmy z samochodu i pokierowaliśmy się do domu. Służba stała przed drzwiami, najwyraźniej ojciec im kazał, aby stali na zewnątrz, gdy przyjedziemy.
T- Louis, zanieś to- podał zielonowłosemu torby- A ty Arleno, zaprowadź Marinette do jej pokoju- polecił kobiecie.
M- Nie trzeba, sama pójdę!- zabrałam od Louisa plecak z moimi rzeczami.
Szybkim krokiem ruszyłam na górne piętro, gdzie znajduje się mój ,,azyl".
Rzuciłam plecak na łóżko, sama się na nie kładąc. Włączyłam telefon.
Od Alya:
Hejka, jak się czujesz? Wypisali cię już?
Odpisałam.
Do Alya:
Jest dobrze. Tak już jestem w domu.
Po kilku minutach dostałam kolejną wiadomość od przyjaciółki.
CZYTASZ
Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl ✅
FanfictionMarinette to miła, mądra i ułożona 16- latka, córka wpływowych prokuratorów, Toma i Sabin Dupain-Cheng. Są oni surowymi rodzicami i bardzo kontrolują swoją jedyną córkę. Pewnego dnia do szkoły Marinette przychodzi nowy uczeń, syn sławnych projektant...