Klasowe dyskusje/27

3.5K 183 53
                                    


*Marinette*

Jest niedziela... spędziłam w tym szpitalu 3 dni (nie licząc dnia, w którym tu trafiła~dop. Autorka) czyli 72 godziny... 4320 minut... 259200 sekund. Właśnie tyle czasu zmarnowałam na badania. Na szczęście dzisiaj mnie stąd wypisują.

Ubrałam się w strój, który przywieźli mi rodzice czyli czarną koszulę zapinaną na guziki, jeansowe rurki, a do tego czerwone trampki i spakowana wyszłam z sali, od razu kierując się w stronę gabinetu ordynatora.

Zapukałam do drzwi, po czym weszłam do środka.

Or- O! Marinette, jesteś- zwrócił się do mnie lekarz- Jak mówiłem, wyniki pańskiej córki są w normie, jednakże nie powinna sama wychodzić z domu. Do szkoły i z powrotem powinien ją ktoś stale nadzorować, oczywiście nie chodzi tutaj tylko o szkołę,  inne miejsca także.

S- Przez ile czasu, panie doktorze?- zapytała mama.

Or- Nooo, dobrze by było tak z 4, 5 dni-odpowiedział.

T- Czyli do szkoły może już iść?- dopytywał.

Or- Tak, nie ma powodu, żeby Marinette zostawała w domu.

M- Przepraszam, a co z prowadzeniem samochodu?- zadałam nurtujące mnie pytanie.

Or- Przez te 5 dni jest to zabronione, nie powinnaś prowadzić, po urazie głowy- odparł.

Kiwnęłam głową, aby pokazać, że wszystko zrozumiałam.

Or- Dobrze, jeżeli nie macie państwo więcej pytań, to możecie już zabrać córkę- powiedział.

T- Dziękujemy, do widzenia- pożegnał się.

Ja i mama również się pożegnałyśmy i wyszliśmy ze szpitala, zaraz po tym jak ojciec podpisał wypis.

T- Córko, jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do szpitala?- zapytał, kiedy siedzieliśmy w limuzynie.

Grr... nie nawidzę tego, że nawet w rodzinnym gronie "jeżeli można nazwać nasze relacje rodzinnymi" zwraca się do mnie tak oficjalnie. Gdyby nie dodawał na początku ,,córko" możnaby pomyśleć, że rozmawia z jakimś ważnym urzędnikiem, a nie pierworodną.

M- Przewróciłam się, walnęłam głową w posadzkę... no, i zemdlałam- skłamałam.

S- Marinette, jesteś taka niezdarna, powinnaś bardziej uważać- zwróciła się równie oficjalnie, co ojciec.

M- Ta, ta- machnęłam ręką.

Oparłam się łokciem i odwróciłam twarz w stronę okna.

Wyszliśmy z samochodu i pokierowaliśmy się do domu. Służba stała przed drzwiami, najwyraźniej ojciec im kazał, aby stali na zewnątrz, gdy przyjedziemy.

T- Louis, zanieś to- podał zielonowłosemu torby- A ty Arleno, zaprowadź Marinette do jej pokoju- polecił kobiecie.

M- Nie trzeba, sama pójdę!- zabrałam od Louisa plecak z moimi rzeczami.

Szybkim krokiem ruszyłam na górne piętro, gdzie znajduje się mój ,,azyl".

Rzuciłam plecak na łóżko, sama się na nie kładąc. Włączyłam telefon.

Od Alya:

Hejka, jak się czujesz? Wypisali cię już?

Odpisałam.

Do Alya:

Jest dobrze. Tak już jestem w domu.

Po kilku minutach dostałam kolejną wiadomość od przyjaciółki.

Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz