5.

739 56 3
                                    

Minął miesiąc. Lily i Snape byli w dobrych relacjach. Cieszyło mnie to. Czekałem na znak od siostry. Tak, tak mam siostrę. Ten dzień był spokojny. Pełnia już była. Potter był spokojny (jeżeli on kiedykolwiek jest spokojny). Siedziałem sam w Pokoju Wspólnym, robiłem pracę z transmutacji. Nagle w kominku zapalił się ogień. A w ogniu pojawiła się damska twarz.

- Co tam Promyczku? - spytałem.

- Dobrze. - odpowiedziała dziewczyna. - Czas na robotę. 

- Subtelniejszego znaku nie dało rady dać?

- Chcesz wiedzieć, co masz zrobić? - warknęła przyjaźnie.

- Chcę. -  odparłem. - To jaki plan?

- Najpierw powiedz, co zrobiłeś.

- No Evans nie pamięta tego jak Snape ją obraził.

- Tyle?

- Nie widział Lupin'a przemiany. 

- Dobrze...

- Ojciec coś jeszcze kazał? - spytałem.

- Jeżeli mamy zniszczyć Sam-Wiesz-Kogo, musimy się postarać. - odezwała się. - Napisał o tej książce. 

- Znalazłaś ją?

- Nie. Ktoś ją kupił. I to był uczeń z Hogwartu.

- Tej książki, może dotknąć tylko dziedzic Slytherin'a. Po co komu stary notes? - zagadnąłem.

- No i jego dziedzic jest u ciebie. - przyznała. - Wiesz co to znaczy?

- Że otworzy tą Komnatę, o której napisał Ojciec?

- Dokładnie. Wiesz co masz robić, to spadam. Niedługo będę w szkole.

- Ok, nara. - pożegnałem siostrę, która zniknęła z kominka. Parę sprostowań co do tej pogawędki. Promyk i ja byliśmy dziećmi. Nie jesteśmy biologicznym rodzeństwem, ale lata razem zrobiły swoje. Gdy mieliśmy iść do Hogwartu nie znałem jej jeszcze. Trochę uczyli mnie rodzice. Mój dom zaatakowali Śmierciożercy, zabili mi rodziców a ja (nie wiem jakim cudem) zabiłem ich, potem pojawił się jakiś typ i zabrał mnie. U niego w domu była już Promyk, jej historia była taka sama. Powiedział nam, że mamy niezwykłe dary, a mianowicie umiemy używać czarnej magii sami z siebie. Uczyliśmy się u niego nad tym panować. Dlatego nie poszedłem do Hogwartu. Razem z siostrą nazwaliśmy go Ojcem. Pewnego dnia, do domu wpadli aurorzy i zabrali go do Azkabanu. Parę dni później znaleźliśmy jego notatnik. Okazało się, że był jasnowidzem. Takim prawdziwym. Napisał nam, co mamy zrobić by przyszłość była lepsza. I stąd wziąłem się tu gdzie jestem. Była późna godzina, więc dokończyłem pracę i poszedłem spać.  Następny dzień kończyły znów eliksiry. Na nieszczęście. Każdy robił inny eliksir, mi przypadł eliksir szczęścia. W sali było duszno od wymieszanych zapachów, a że nie było okien, bo to lochy, musieliśmy wytrzymać. Źle na mnie to działało. Mój wilkołaczy węch wariował. Widziałem, że na Remusa też to źle działa. Obserwowałem go. Nagle przestał się ruszać. Zauważyłem, że jego ręce pobladły, jak reszta ciała. Oczy przybrały wąski kształt.

- Co jest Luniaczku? - spytał go Syriusz. - Luniaczku?

- Panie Profesorze... - odezwał się głośno Remus. Jego głos był bardzo nienaturalny. - Czy mogę iść do...toalety?

- Oczywiście Remusie. - odparł profesor Slughorn. - Źle się czujesz? Syriuszu idź z nim.

- Niech Rick...idzie. - odezwał się Lupin. - Też.

- Dobrze. Panie Moon niech Pan idzie.

Wyszliśmy z sali. 

- Luni to jest to o czym myślę? - spytał zaniepokojony Łapa.

- T-tak...

- Biegniemy. - rozkazałem. Wziąłem Remusa na ręce. Był strasznie lekki. Wybiegliśmy z zamku i pobiegliśmy w kierunku Bijącej Wierzby. Nie dane było nam tam dobiec. Remus Lupin przemieniał się, z niewiadomej przyczyny.

- Puść go! - ryknął Syriusz. Położyłem, a raczej rzuciłem Remusem. Zaczął się transformować a my staliśmy i głupio się patrzyliśmy. Nie wiedzieliśmy co robić. Wilkołak NIGDY nie przemieniał się w dzień. - C-co robimy?

- Głupie pytanie. - spojrzałem na linkantropa. - UCIEKAMY! 

Byliśmy tak otępiali, że zapomnieliśmy zmienić się w zwierzęta. Uciekaliśmy przed WILKOŁAKIEM jako LUDZIE.  W końcu zorientowałem się co robimy.

- Zmień się kretynie! - krzyknąłem do Syriusza, który zmienił się w psa. Ja dalej biegłem. W co się do diabła zmienić?! Wilk? Gepard? Mówiłem wam, że mogę zmieniać się w dowolne zwierzę? Jezu Rick ogarnij się! Transformowałem się w strusia. Biegłem jak najszybciej do Zakazanego Lasu. Remus nadal biegł za nami. Dlaczego?! Przecież jesteśmy zwierzętami! Wbiegliśmy do Lasu. Wpadłem na pomysł. Zmieniłem się w niedźwiedzia i staranowałem wilkołaka. Ogłuszona bestia leżała na ziemi. Po dłuższej chwili zmieniła się w człowieka.

- Dlaczego się przemieniłem? - spytał półgłosem Remus.

- Idziemy z tym do Dumbledore'a? - spytał Łapa.

- Nie. - odparłem. - To ma coś związanego z eliksirami. A w tym dobry jest Slughorn.

- On i tak mu powie. - stwierdził Lunatyk. - Chodźmy lepiej do biblioteki.

I tak oto przez następne trzy dni, nasza trójka siedziała w krainie książek.


---------------------------------

Zachęcam do komentowania!

Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz