Wyprowadziłem nieprzytomnych z Komnaty i dałem ich do Skrzydła. Po godzinie Mary wyszła.
- Ten Artur to fajny gość. - odezwała się.
- Kto? - spytałem.
- No Artur Weasley. Ten co go bazyliszek spetryfikował. Nic nie pamięta.
Minęły trzy dni. Promyk wyjechała szukać horkruksów. Wszedłem spokojnie do Wielkiej Sali. Akurat sowy roznosiły gazety. Podbiegł do mnie Syriusz, z gazetą w ręce.
- Trzymasz się jakoś? - spytał zmartwiony.
- Tak? - odpowiedziałem. - A o co chodzi?
- Nie czytałeś Proroka?
- Dopiero przyszedłem.
Podał mi gazetę. Na pierwszej stronie, widniało zdjęcie krótko obciętego blondyna z zarostem. Pisało pod nim "Morderca Mark Dons uciekł z Azkabanu". To był Ojciec. Uciekł? Przez głowę przeszła mi radosna myśl. Usłyszałem w głowie:
Niedługo się spotkamy Mrok.
- Nadal nie rozumiem? - udałem zdziwienie.
- A to nie ON zabił twoich rodziców? - zdziwił się Łapa.
- Fakt.
Jak już wiecie, mój dom napadli Śmierciożercy i zabili moich rodziców. Gdy ja pokonałem ich, przybył Ojciec. Zauważył go jakiś dziennikarz i wyszło tak, że to on niby zabił moich opiekunów. Przez następne dwie godziny po głowie chodziły mi myśli: Jak uciekł? Kiedy go zobaczę? Nagle ujrzałem Lily. Kiedy z nią rozmawiałem? Straciłem poczucie czasu. Podszedłem do niej.
- O hej. - odezwała się.
- Cześć...Przepraszam, że tyle się nie odzywałem...Dużo myślałem...
- Nie ma sprawy, a o czym tak myślałeś?
O czym ja myślałem? Dobre pytanie. O nas wszystkich, nie?
- No, o nas... - zacząłem, ale nie dane było mi skończyć.
- Naprawdę?! - krzyknęła uradowana Evans.
- Tak...To znaczy... - mówiłem. No to, mam problem.
- Oczywiście!
- Oczywiście...?
- Oczywiście, że zostanę twoją dziewczyną! - krzyknęła.
W co ja się wpakowałem? Kolejny dzień i kolejny. Pora obiadowa, a na obiad kurczak. Palce lizać. Do tego sok wiśniowy. Właśnie sok. Piłem go i piłem. Mówiłem, że był pyszny? Co jakiś czas, można było usłyszeć smarknięcie Remusa, który miał katar.
- Ten sok jest dobry? - spytał Syriusz.
- Przepyszny. - odparłem.
- To jak Rogaczu pijemy?
- Toast? - spytał Potter, kierując to pytanie do mnie. Mówiłem, że między nami się polepszyło? Wciąż był zły, lecz przeprosił mnie.
- Za? - zagadnął Remus.
- Za Huncwotów? - zaproponował Syriusz.
- Za to już piliśmy. - zauważył James.
- Za Hogwart? - spytał Peter.
- Stare. - stwierdził Lunatyk.
- Za nas? - zaproponowałem.
- W sumie...Czemu nie. - odparł Rogacz.
Nalał naszej czwórce (bo Peter nie chciał) soku z "Huncwockiego" dzbanka, ponieważ dzbanek obok był już pusty. Poczułem dziwny zapach z dzbanka. Korzenie waleriany i sproszkowany korzeń asfodelusa... Po chwili zrozumiałem.
- ZA NAS! - ryknęła trójka Huncwotów, podnosząc kielichy z sokiem do ust.
- NIE PIJCIE TEGO! - ryknąłem na całą Wielką Salę. Machnąłem różdżką i kielichy wypadły Huncwotom z dłoni.
- Co ty robisz?! - krzyknął Łapa. - Mój ulubiony płaszcz jest poplamiony!
- Panie Moon? - zagadnął Dumbledore głośnym głosem.
Machnąłem różdżką ponownie i dzban z sokiem zaczął lewitować. Podszedłem do stołu nauczycielskiego i postawiłem go na stole.
- Profesorze Slughorn, w tym soku, jeżeli się nie mylę jest Wywar Śmierci. - powiedziałem.
- Tak Pan myśli? - zdziwił się i powąchał płyn. - Na Merlina!
No tak. Ja się rzadko mylę.
- Pan Moon ma rację, Horacy? - spytał dyrektor.
- Najświętszą Albusie! Z taką dawką, jaka jest w tym dzbanku, można by zabić co najmniej cztery osoby!
Cztery? Spojrzałem na stół Gryfonów. Obok mojego krzesła siedzieli, Lupin, Black i Potter. Ciekawe, że tylko jeden Huncwot nie chciał pić soku. I tego Huncwota nie ma. Petera Pettigrew.
------------------------
I jak?
Zapraszam do komentowania!
CZYTASZ
Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction[CRINGE] [TYLKO Z SENTYMENTU] [CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ] Pogromca Huncwotów - Do Hogwartu przybywa nowy uczeń,na czwarty rok nauki. Od razu naprzykrza mu się czwórka chłopaków zwanymi Huncwotami. Skąd przybył? Co zrobi? Jaki ma zamiar w ki...