10.

478 39 3
                                    

Wyprowadziłem nieprzytomnych z Komnaty i dałem ich do Skrzydła. Po godzinie Mary wyszła.

- Ten Artur to fajny gość. - odezwała się.

- Kto? - spytałem.

- No Artur Weasley. Ten co go bazyliszek spetryfikował. Nic nie pamięta. 

Minęły trzy dni. Promyk wyjechała szukać horkruksów. Wszedłem spokojnie do Wielkiej Sali. Akurat sowy roznosiły gazety. Podbiegł do mnie Syriusz, z gazetą w ręce.

- Trzymasz się jakoś? - spytał zmartwiony.

- Tak? - odpowiedziałem. - A o co chodzi?

- Nie czytałeś Proroka?

- Dopiero przyszedłem.

Podał mi gazetę. Na pierwszej stronie, widniało zdjęcie krótko obciętego blondyna z zarostem. Pisało pod nim "Morderca Mark Dons uciekł z Azkabanu". To był Ojciec. Uciekł? Przez głowę przeszła mi radosna myśl. Usłyszałem w głowie:

Niedługo się spotkamy Mrok.

- Nadal nie rozumiem? - udałem zdziwienie.

- A to nie ON zabił twoich rodziców? - zdziwił się Łapa.

- Fakt.

Jak już wiecie, mój dom napadli Śmierciożercy i zabili moich rodziców. Gdy ja pokonałem ich, przybył Ojciec. Zauważył go jakiś dziennikarz i wyszło tak, że to on niby zabił moich opiekunów. Przez następne dwie godziny po głowie chodziły mi myśli: Jak uciekł? Kiedy go zobaczę? Nagle ujrzałem Lily. Kiedy z nią rozmawiałem? Straciłem poczucie czasu. Podszedłem do niej.

- O hej. - odezwała się.

- Cześć...Przepraszam, że tyle się nie odzywałem...Dużo myślałem...

- Nie ma sprawy, a o czym tak myślałeś?

O czym ja myślałem? Dobre pytanie. O nas wszystkich, nie?

- No, o nas... - zacząłem, ale nie dane było mi skończyć.

- Naprawdę?! - krzyknęła uradowana Evans. 

- Tak...To znaczy... - mówiłem. No to, mam problem.

- Oczywiście! 

- Oczywiście...?

- Oczywiście, że zostanę twoją dziewczyną! - krzyknęła.

W co ja się wpakowałem? Kolejny dzień i kolejny. Pora obiadowa, a na obiad kurczak. Palce lizać. Do tego sok wiśniowy. Właśnie sok. Piłem go i piłem. Mówiłem, że był pyszny? Co jakiś czas, można było usłyszeć smarknięcie Remusa, który miał katar. 

- Ten sok jest dobry? - spytał Syriusz.

- Przepyszny. - odparłem.

- To jak Rogaczu pijemy?

- Toast? - spytał Potter, kierując to pytanie do mnie. Mówiłem, że między nami się polepszyło? Wciąż był zły, lecz przeprosił mnie.

- Za? - zagadnął Remus.

- Za Huncwotów? - zaproponował Syriusz.

- Za to już piliśmy. - zauważył James.

- Za Hogwart? - spytał Peter.

- Stare. - stwierdził Lunatyk.

- Za nas? - zaproponowałem.

- W sumie...Czemu nie. - odparł Rogacz.

Nalał naszej czwórce (bo Peter nie chciał) soku z "Huncwockiego" dzbanka, ponieważ dzbanek obok był już pusty. Poczułem dziwny zapach z dzbanka. Korzenie waleriany i sproszkowany korzeń asfodelusa... Po chwili zrozumiałem.

- ZA NAS! - ryknęła trójka Huncwotów, podnosząc kielichy z sokiem do ust.

- NIE PIJCIE TEGO! - ryknąłem na całą Wielką Salę. Machnąłem różdżką i kielichy wypadły Huncwotom z dłoni.

- Co ty robisz?! - krzyknął Łapa. - Mój ulubiony płaszcz jest poplamiony!

- Panie Moon? - zagadnął Dumbledore głośnym głosem.

Machnąłem różdżką ponownie i dzban z sokiem zaczął lewitować. Podszedłem do stołu nauczycielskiego i postawiłem go na stole.

- Profesorze Slughorn, w tym soku, jeżeli się nie mylę jest Wywar Śmierci. - powiedziałem. 

- Tak Pan myśli? - zdziwił się i powąchał płyn. - Na Merlina!

No tak. Ja się rzadko mylę.

- Pan Moon ma rację, Horacy? - spytał dyrektor.

- Najświętszą Albusie! Z taką dawką, jaka jest w tym dzbanku, można by zabić co najmniej cztery osoby!

Cztery? Spojrzałem na stół Gryfonów. Obok mojego krzesła siedzieli, Lupin, Black i Potter. Ciekawe, że tylko jeden Huncwot nie chciał pić soku. I tego Huncwota nie ma. Petera Pettigrew.


------------------------


I jak? 

Zapraszam do komentowania!

Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz