- Mary?! - krzyknąłem uradowany i podbiegłem do siostry biorąc ją w uścisk.
- Od kiedy mówisz do mnie po imieniu? - spytała zaskoczona.
Złapałem ją za rękę i po chwili byliśmy w Pokoju Życzeń.
- To są jego horkruksy?
- Tak. - odparłem. - Węża i medalionu nie ma. Nie wiem co znaczy ten chłopak.
- On pewnie będzie w przyszłości horkruksem. - powiedziała. - Dobra zbieraj się.
- Co?
- No idziemy do Komnaty po horkruks. Swoją drogą widziałeś tego Regulusa?
- Zwariowałaś? I nie, nie widziałem go. - odparłem.
- Jak zwariowałam? - zdziwiła się. - A kiedy ty masz zamiar to zrobić? Kiedy Voldek zabiję Dumbledore'a?
- Dobra. - poddałem się. - Idziemy.
- Wiesz na pewno, gdzie jest Komnata?
- Na sto procent pewny nie jestem.
Jakiś czas później byliśmy już w Łazience Jęczącej Marty.
- Jak to otworzyć? To gdzieś tu! - krzyknąłem.
- Może byś się mnie zapytał? - podpowiedziała Marta.
- Aaa no tak. Marto jak wejść do Komnaty?
- Przez umywalkę. - odparła.
- Super. - warknąłem. Zacząłem oglądać umywalkę z każdej strony. Nagle moim oczom ukazał się, mały wygrawerowany wąż. - No tak. Wąż. Pewnie.
- Otwórz to. - rozkazała Promyk.
- No już chwila! - krzyknąłem i powiedziałem w języku węży. - Otwórz się.
Umywalka otworzyła się i po chwili pojawiły się schody. Nagle w kieszeni znalazłem kamyk. Co w mojej kieszeni robił kamyk? Schowałem go z powrotem do kieszeni. Gdy byliśmy na dole Mary zaczęła mnie instruować.
- Różdżka w pogotowiu, ty zajmujesz się bazyliszkiem, ja niszczę horkruks i spadamy.
- Ja niszczę horkruks. - powiedziałem szybko.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Ojciec napisał tak w notesie! - krzyknąłem.
- Ty czytałeś notes Ojca....? - spytała przerażona. No tak zapomniałem.
- Nie ważne. Zajmujemy się robotą.
Podeszliśmy do wielkiego włazu. Syknąłem po wężowemu, że ma się otworzyć i posłuchał. Naszym oczom ukazała się przepiękna komnata. Z obu stron były filary przedstawiające głowy węży, a na końcu pomieszczenia była wielka kamienna twarz Slytherin'a. Na małym placu przy twarzy, były dwie postacie. Jakiś chłopak i prawdopodobnie Regulus, bo był podobny do brata.
- O kogo moje oczy widzą? - spytał ten drugi.
- Nas. - odparła Promyk.
- A wy jesteście...?
- Rick Moon i Mary Ray. - powiedziałem. Lepiej być miłym. Podeszliśmy bliżej by się mu przyjrzeć. Miał brązowe włosy i szare oczy.
- Witam was! Zwą mnie Tom Marvolo Riddle.
Zamarłem. Słyszałem to imię już dwa razy. Mówiła mi o nim Marta i Ojciec pisał o nim w notesie. Pisał, że JEGO dziennik jest horkruksem. Czyli to jest ON. Przede mną stoi Lord Pieprzony Voldemort. Tylko coś go nie przypomina.
- A on to Regulus Black? - wskazałem na chłopaka leżącego na ziemi. Teraz zauważyłem, że był zakrwawiony.
- Dokładnie. - przyznał Tom. - Niestety mieliśmy lekki konflikt.
- O co poszło? - zagadnęła Mary.
- Inne poglądy...Wiecie takie tam polityczne sprawy.
Zauważyłem, że koło Regulusa leży jakaś książka. Horkruks. Czyli Tom musi być cząstką Voldka. Wpadłem na pomysł.
- Na, którym roku jesteś? - zagadnąłem.
- Siódmym.
- Czyli przyszedłeś w 1965 roku do szkoły?
- Dokładnie.
- A po co te kłamstwa Tomuś?
- Co? - spytał zdziwiony.
- Wiesz bo mamy 1974...A siedem lat temu był 1967
- I co z tego?
- A nic...Drętwota!
Odbił moje zaklęcie.
- Chcesz się tak bawić? - warknął. Po chwili syknął coś po wężemu. Coś pełzło przez korytarze kanałów. Tylko nie to...
- Uciekaj... - szepnąłem do Promyka. - Na co czekasz?! WIEJ!
Patrzyłem jak duży, nie to złe określenie...GIGANTYCZNY bazyliszek wychodzi z jednej, z rur. Starałem nie patrzyć się na jego oczy. Ale są jak dwa walone magnesy.
- Zabij. - polecił Riddle. Mieszanka kury i węża rzuciła się nie w NASZĄ, ale w MOJĄ stronę. Biegłem jak najszybciej, jak najdalej od bestii. I nagle ściana. Czas przywitać śmierć. Nie ma ucieczki. Zacząłem szukać po kieszeniach jakiejś Broni-Na-Pieprzone-Wielkie-Bazyliszki-Z-Komnaty-Tajemnic-W-Hogwarcie, ale nie znalazłem takiej. W kieszeni miałem tylko różdżkę i kamień. Kamień i różdżka. No z tym zestawem to pokonam tuzin smoków i dwa olbrzymy. Zestaw, o którym każdy czarodziej marzy w takiej chwili. Walnąłem się ręką w twarz. Czarodziej. JESTEM CZARODZIEJEM. Chwyciłem kamyk. Miałem plan z serii Plany Samobójcze Ricka Moon'a. Tylko odwrócić się, poczekać aż bazyliszek się rzuci. Idealny plan. Ale innego nie miałem. Promyk nie chciałem narażać. Obróciłem się i gdy zobaczyłem wielkiego węża o mało nie zemdlałem. Otworzył paszczę, by się rzucić, lecz w tym momencie rzuciłem kamyk do jego paszczy, machnąłem różdżką i zmienił się on w miecz. Miecz, który wbił się bazyliszkowi od środka. Po chwili ten już nie żył.
- No Riddle już po zwierzaczku... - warknąłem. Zamarłem kolejny raz. Obok Regulusa, leżała Mary.
- Rick i po co Ci to było?
- Domyśl się.
- Teraz twoja marna przyjaciółka razem z Regulusem zginą. - powiedział Riddle.
- Po pierwsze: Nikt nie zginie. - zacząłem. - Po drugie: To nie moja przyjaciółka...Tylko siostra. A po trzecie...
- Skończ już. - warknął.
- Z tobą skończę! - krzyknąłem. - Accio Dziennik Toma Riddle'a!
Dziennik przyleciał mi do ręki.
- ZOSTAW TO!
Otworzyłem go i położyłem na ziemi. By go zniszczyć trzeba użyć dużo czarnej magii. Przyłożyłem różdżkę do niego i myślałem nad najgorszymi zaklęciami jakie znam. Po chwili Tom Marvolo Riddle zniknął.
CZYTASZ
Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction[CRINGE] [TYLKO Z SENTYMENTU] [CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ] Pogromca Huncwotów - Do Hogwartu przybywa nowy uczeń,na czwarty rok nauki. Od razu naprzykrza mu się czwórka chłopaków zwanymi Huncwotami. Skąd przybył? Co zrobi? Jaki ma zamiar w ki...