20.

317 23 1
                                    

Im dalej końca, tym mniejszy banan na mojej twarzy...

Jestem z siebie dumny, lecz będę tęsknił za Rick'iem.

1K WYŚWIETLEŃ!!!

STOKROTNE DZIĘKI!!!

....................................................................

Byłem wściekły. Jak on mógł?! 

Zabił Voldemorta. Nie to ja zabiłem Voldemorta. On to Ja. 

Zaplanował sobie wszystko. 

Wiedział, że będę zbyt porywczy i zabiję Toma. A wtedy będzie miał wolną drogę, do zabicia mnie lub Dumbledore'a.

- Co Rick? Zabrakło Ci słów? - drwił ze mnie.

Wymierzyłem w niego różdżką. Chciałem go zabić. 

- Oj, nie radzę. - w tej chwili wyprowadził z tłumu jakąś związaną dziewczynę.

Dobra. 

TERAZ TO PRAGNĄŁEM GO ZABIĆ.

- Puść ją. - rozkazałem.

- Nie zamierzam. - przyłożył różdżkę do jej szyi. - Opuść patyczek.

Nie miałem wyboru. Russel mógł zabić Mary w każdej chwili.

Opuściłem Czarną Różdżkę, zgodnie z poleceniem.

- A teraz! WSZYSCY do Wielkiej Sali! Kto się sprzeciwi...no cóż zginie.

Po chwili wszyscy uczniowie i nauczyciele byli w Sali. Śmierciożercy pilnowali wyjścia.

Chaos usiadł na krześle dyrektora, przy nim cały czas stała Promyk.

Musiałem coś zrobić. Cokolwiek. 

- Skoro już wszyscy się zebraliśmy... - zaczął Russel. - Chciałbym powiadomić was o zmianach jakie nastaną...

- Jakie zmiany? - przerwałem.

- Zapomniałeś się Mroczuś? Ta zniewaga krwi wymaga.

Machnął różdżką i ktoś ze stołu Gryfonów padł martwy na ziemie.

- Ej! Mnie powinieneś zabić! - ryknąłem. 

- Kiedy się nauczysz? - zadrwił i tym razem Puchon upadł martwy. - Nie przerywaj mi lepiej, bo jeszcze jest ona.

Wskazał na Mary.

Zamilkłem. Siedziałem przy stole nauczycielskim bo tak chciał. 

Spojrzałem na Huncwotów, siedzących na swoich miejscach przy innych Lwach.

Szeptali coś do siebie. 

Przynajmniej oni mieli jakiś plan.

- A więc, od teraz ja jestem dyrektorem. - ogłosił Chaos. Profesor McGonagall otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Chyba zorientowała się, że nie warto się kłócić. - A ty Rick, dołączysz do Śmierciożerców.

Zaraz, zaraz....CO?!

- Mam coś do powiedzenia w tej sprawie?! - krzyknąłem.

- Nie. - uśmiechnął się. - Znów odezwałeś się nie pytany.

Wstał, chwycił Promyk za ramię i przyprowadził przed stół kadry. 

Popchnął ją, przez co uklękła na kolanach. Wycelował różdżką w jej głowę.

- Pożegnajcie się. - powiedział Russel.

- Czekaj! - ryknąłem.

- Co?

I wtedy zrobiłem głupią rzecz.

- Wieczysta Przysięga!

Chaos zaczął się śmiać.

- Jasne! Nie wiem co Ci to da, ale spoko. Dzięki temu sam sobie wykopiesz grób.

Podałem rękę.

- Ja Rick Moon obiecuję, że spełnię każdy rozkaz wydany przez Russela Moon'a, jeżeli on nie skrzywdzi żadnej osoby z tego pomieszczenia. 

- Ty wilkołak! - wskazał na Lupina. - Jesteś Gwarantem.

Lupin podbiegł do nas.

- Ja Russel Moon zgadzam się na umowę, pod warunkiem, że jedyną osobą z tego pomieszczenia, którą będę mógł skrzywdzić będziesz ty Ricku.

Gdy to powiedział, podał mi rękę.

Przełknąłem ślinę. 

- Z-zgadzam się. - powiedziałem.

- Zgadzam się. - powtórzył Chaos.

Remus stuknął różdżką w nasze uściśnięte dłonie. W okół nich pojawiła się złota wstążka stworzona z światła, która owinęła je.

- Wiesz, że podpisałeś pakt z diabłem? - spytał Remus.

Spojrzałem na twarz Russela. Był rozpromieniony.

- Wiem. - odpowiedziałem.

- Teraz będzie niezła zabawa! - krzyknął Chaos i walnął mnie z pięści w twarz. - Wszyscy do swoich kwater! I nie próbujcie wychodzić!

Gdy wszyscy wyszli, skierował we mnie różdżkę.

- Crucio! 

Tydzień później.

Nie wiem, który dziś dzień. Nie wiem, który jest miesiąc.

Wiem, że przyjaciele są bezpieczni.

Siedzę w jakiejś celi. Russel mnie tu wsadził. 

Drzwi są otwarte, ale zabronił mi wychodzić. Oczywiście muszę go słuchać.

Wszystko mnie boli, po wielu torturach jakie mi zrobił. Mogę przysiąc, że twarz mam całą w krwi.

Nagle do pomieszczenia wszedł Chaos.

- Jak ty wyglądasz? - zadrwił i podał mi małe lusterko. - Zobacz się.

Fakt. Wyglądałem okropnie.

Włosy miałem opadnięte i posklejane zaschniętą krwią. Lewe oko miałem podbite, a wargę rozciętą. Z nosa widać było zaschnięty strumyk krwi.

- Teraz chodź za mną. - rozkazał.

Po pięciu minutach drogi, weszliśmy do jakiejś pustej komnaty.

Przy ścianie siedziała jakaś postać. Przełknąłem ślinę. Potter.

Gdy weszliśmy wstał. 

- Rick! - krzyknął i chciał do mnie podbiec, lecz łańcuchy, którymi był przykuty do ściany uniemożliwiły mu to. - Co Ci się stało?!

- Nie odzywaj się do niego. - rozkazał Russel. - Stań pod drugą ścianą.

Wykonałem polecenie, teraz stałem przy drugiej ścianie, przed Rogaczem.

- Długo myślałem jak Cię złamać. - odezwał się Chaos. - Chciałem byś sam go torturował, ale lepiej będzie jak będziesz sobie tu stał i patrzył.

Do pokoju wszedł jakiś Śmierciożerca i machnął różdżką. Tortury na James'ie się zaczęły. 

Patrzyłem jak się rzuca. 

Słuchałem jak wrzeszczy.

Uświadomiłem sobie jaki głupi byłem. W umowie nie uwzględniłem piesków Russela.

W końcu się przemogłem. 

- Błagam, przestań. - szepnąłem.

- Stop. - powiedział Chaos. Śmieciojad przestał. - Co powiedziałeś?

- Błagam.

Chaos uśmiechnął się złowieszczo.

- O to mi chodziło. - spojrzał na sługę. - Zabij.

- C-co?! NIE! - ryknąłem.

- Avada Kedavra! 


Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz