16.

360 29 0
                                    

Obudziłem się. Była noc. Ubrałem się i poszedłem w kierunku gabinetu dyrektora. Jedna myśl nie dawała mi spokoju, ale to nie możliwe. 

Wszedłem do gabinetu, po cichym "Proszę".

- O Rick. Spodziewałem się ciebie. Usiądź. - powiedział. - Dropsa?

- Nie, dziękuję.

- To, co Cię do mnie sprowadza?

- Miałem sen, a raczej wizję. - odparłem.

- Rozumiem...A co było w tej wizji?

- Voldemort. Ma jakiegoś potężnego sprzymierzeńca.

- Nazywał go jakoś?

- T-tak. Mówił do niego "synu".

- Masz jakieś podejrzenia? - spytał dyrektor, zajadając się cytrynowymi dropsami.

- Mam, lecz to prawie nie możliwe...

- Myślisz, że to ty.

- Skąd Pan...

- Magia dziecko. - uśmiechnął się.

- Czyli może to być prawdą?

- Patrząc na to jak długo byłeś pod zaklęciem Imperio, możliwe. Słyszałeś od czasu, do czasu głos w głowie?

- T-tak.

- Wiesz, że kogoś pod Imperiusem, może uratować ból? - spytał Dumbledore.

- Teraz wiem. - odparłem. - Dlatego Voldemort mnie nie torturował?

- Dokładnie. Gdy skoczyłeś, by osłonić mnie przed zaklęciem, dostałeś dużą dawką bólu. Twój umysł podzielił się na dwie części. Ten, którym myślisz teraz i ten, którym myślałeś u Voldemorta. Twój drugi umysł, pod takim bólem, mógł odczepić się całkowicie. 

- Ale nie sądzi Pan... - zacząłem.

- Że, ma ciało? To możliwe. - dokończył. - Mam pytanie. Ile nauczył Cię Tom?

- Tyle, ile sam potrafi.

- Czyli, jesteś potężniejszy ode mnie i od Voldemorta.

- Proszę Pana, nie sądzę...

- Jesteś. Umiesz więcej niż ja i Tom. A patrząc na to, że twoje drugie ja, żyję. To mamy nowych dwóch najpotężniejszych czarodziejów.

Pożegnałem się i wyszedłem.

Gdzie iść? Zasnąć nie zasnę.

Poszedłem do Pokoju Życzeń. Gdy wszedłem, zamarłem.

Przy biurku, na fotelu, ktoś siedział. A dokładniej JA. Skierowałem różdżkę w niego. W siebie?

- Opuść kijek, bo się pokaleczysz. - powiedział.

- Kim jesteś? - warknąłem nie opuszczając różdżki.

- Tobą. Pewnie wiesz wszystko od dyrektora, więc po co pytasz?

- N-nie rozumiem.

- Eh, no tak. Ty jesteś tą głupszą wersją. Jestem tobą, ty jesteś mną. Schowaj różdżkę i usiądź. - wskazał na drugi fotel. - Chcę pogadać.

- No, dobra? - schowałem patyk do kieszeni spodni i usiadłem w fotelu. - To, o czym chcesz pogadać?

- Dam Ci propozycję, dołącz do Czarnego Pana.

- C-co?!

- No, wróć do NAS. Będziemy potężniejsi. Będziemy rządzić światem. My dwaj, jesteśmy najpotężniejszymi czarodziejami na świecie. Czarny Pan tego nie wie.

- Rick...

- Nie nazywaj mnie tak. - warknął. - TO imię nie odpowiada. Jestem Russel.

Teraz zauważyłem, że zamiast czarnych włosów, jakie ja mam, on ma białe. Takie jak Mary.

- Nie wiem co wmawiali Ci twoi głupi rodzice... - zaczął Russel.

Wstałem chwyciłem go za bluzę, podniosłem i przyparłem do ściany.

- Moi...NASI rodzice nie byli głupi! - warknąłem.

- Rozumiem, że się nie zgadzasz? - spytał. W jego zielonych oczach widziałem swoje odbicie. 

- Nie, zgadzam. - potwierdziłem. Jego tęczówki zaczęły się kręcić, aż zniknęły. Jego oczy były całe czarne.

- Nie fajnie Mrok. - szepnął. - Właśnie, zacząłeś wojnę z diabłem. Zacząłeś wojnę z Russelem Chaosem Moonem.

I zniknął.

Rick Mrok Moon vs Russel Chaos Moon. Świetnie. Lepiej być nie mogło.


----------------------

Wiem krótkie, ale na temat : ) 

Komentarze??

Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz