Wybiegłem z Wielkiej Sali i zacząłem go szukać. Wieża Gryffindor'u? Pusto. Łazienka Marty? To samo. A może Pokój Życzeń? Podszedłem do ściany i po chwili ukazały się drzwi. Tam też go nie było. Na biurku w Pokoju leżała mała kartka: "Błonia". No tak. Wyszedłem z pomieszczenia. Zmieniłem się w kruka i wyleciałem przez okno w korytarzu. Wylądowałem na błoniach i transformowałem w człowieka. Zobaczyłem tam tego kogo chciałem.
- Myślałeś, że jestem głupi? - warknąłem.
- O c-co Ci chodzi? - spytał wystraszony Glizdogon.
- Chciałeś ich zabić! Chciałeś zabić swoich przyjaciół!
- Nie masz dowodów!
- Nie? - zagadnąłem. No nie miałem. - To podwiń lewy rękaw!
- Po co? - warknął.
- Bo teraz jestem pewny! Ty podłożyłeś węża Gadziej Twarzy pod moje łóżko! Ty zatrułeś sok!
- Pan tak kazał! - krzyknął. - Kazał zabić tych co mogą mu zagrozić!
- To ja zabije ciebie!
- Pogorszysz swoją sytuację. - uśmiechnął się.
- O czym ty...
- Myślisz, że dementorzy już nie wiedzą? Pan ich powiadomił! Zabiją Cię!
- Ale, ja prędzej zabiję ciebie! - ryknąłem. Wysłałem salwę zaklęć w niego. Oberwałem parę razy, tak samo jak on.
Nagle upadłem. Widziałem jak Peter zamiast mnie zabić, podwija lewy rękaw i dotyka przedramienia. O nie... Po chwili na błoniach zjawiło się trzech Śmierciożerców. Jeden na czterech? Raczej dam radę. Raczej...
- Zabijamy go? - spytał jeden z nich.
- Nie. - powiedział Glizdogon. - Niedługo będą dementorzy. Oni się nim zajmą. Pomęczmy go.
- Crucio! - ryknęła czwórka. Zaklęcia poleciały we mnie. Przygotowałem się na ból. Zamknąłem oczy. Ale, nie było bólu.
- Zadarliście nie z tym chłopakiem. - powiedział jakiś szorstki, znany mi głos. Otworzyłem oczy. Przede mną stał wysoki, dobrze zbudowany blondyn z kapeluszem kowboja na głowie. Odwrócił się do mnie i spytał. - To jak Mrok załatwimy ich?
- Z tobą Ojcze, chętnie. - odparłem i pomógł mi wstać.
- Zmieniłem zdanie. - warknął Peter. - Zabić.
Po paru minutach walki Śmierciożercy z Pettigrew, zwiali.
- Uciekli. - powiedziałem.
- Nie bez powodu... - szepnął Ojciec i wskazał coś na niebie. W miejscu przez niego wskazanym lecieli dementorzy. Dziesiątka dementorów.
- Pokonamy ich z łatwością.
- Nie. JA ich pokonam. Przynajmniej się postaram. Ty wiej.
- Nie zostawię Cię! - krzyknąłem.
- Słuchaj Rick. - zaczął. - Ty masz jeszcze dużo do roboty. Ja już swoje zrobiłem. W sumie...Nauczysz mnie jeszcze dużo. Opiekuj się Remusem.
- Ale...Co?
- Wszystko wyjaśniłem w notesie. - uśmiechnął się i założył mi na głowę swój kapelusz. - No, teraz spadaj.
Bez sensu była dalsza kłótnia. I tak bym musiał iść. Z daleka widziałem jak patronus Ojca (wilk) atakuje dementorów. Odwróciłem się i poszedłem dalej z bólem w sercu. Spojrzałem jeszcze raz na blondyna. Zamarłem. Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Jeden z dementorów składał mu właśnie Pocałunek. Chciałem coś zrobić, lecz zauważyłem jakąś dziewczynę obok Zakazanego Lasu, w jej stronę leciała piątka dementorów.
- Rick! - krzyknął ktoś. Odwróciłem się w stronę zamku, biegli do mnie Huncwoci.
- Nie teraz! - odkrzyknąłem i pobiegłem w stronę dziewczyny. - Hej!
- Co? - spytała dziewczyna spoglądając na mnie zza książki, różowe włosy zakrywały jej jedno oko.
- Nie powinnaś być na uczcie?
- Co?! Już uczta! Zapomniałam!
- Jak się nazywasz? - spytałem.
- Tonks...Nimfadora. Chodzę na pierwszy rok tutaj. Znowu zapomniałam o uczcie? Po to przyszedłeś? Przepraszam!
- Jestem Rick. A teraz się schowaj za mną.
Zakryłem ją tak by nie widziała dementorów. Podbiegł do mnie Lupin.
- Rick! T-to dementorzy? - spytał wystraszony.
- Tak. Bierz ją do zamku. - wskazałem na Nimfadorę. - Ja się nimi zajmę.
- J-jak? Nie uczyliśmy się jeszcze o dementorach...
- REMUS NA MERLINA! BIERZ NIMFADORĘ DO ZAMKU!
Dementorzy zbliżali się coraz bliżej. Już czułem jak ogarnia mnie smutek i chłód. Przypomniały mi się najgorsze wspomnienia. Zamordowanie rodziców. Zabranie Ojca do Azkabanu. Pocałunek Dementorów na nim... Nie Rick, nie daj się! Upadłem na kolana. Rick dasz radę! Tylko jakieś szczęśliwe wspomnienie. Nauka z Ojcem i Promykiem. Pierwsze udane zaklęcie. Pobyt w Hogwarcie? Niech będzie Hogwart!
- Expecto Patronum!
Słabe światło. Nauka z Ojcem?
- Expecto Patronum!
Mała kula światła poleciała w dementorów. Byli coraz bliżej. 5 metrów. 3 metry...
Pobyt z Huncwotami.
- EXPECTO PATRONUM!
Z mojej różdżki wyleciało jakieś zwierzę. Pobiegło w stronę strażników Azkabanu i wygoniło ich. Był to hipogryf. Po chwili dementorów i patronusa nie było. Pobiegłem do zamku. Nie wiem kiedy wbiegłem do Wielkiej Sali. Byli w niej tylko nauczyciele.
- No cześć... - powiedziałem i zemdlałem.
------------
Tonks jest starsza na potrzeby opowiadania. W HP jest 13 lat młodsza od Lupina.
Zapraszam do komentowania!
CZYTASZ
Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction[CRINGE] [TYLKO Z SENTYMENTU] [CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ] Pogromca Huncwotów - Do Hogwartu przybywa nowy uczeń,na czwarty rok nauki. Od razu naprzykrza mu się czwórka chłopaków zwanymi Huncwotami. Skąd przybył? Co zrobi? Jaki ma zamiar w ki...