18.

329 27 5
                                    

Jak patrzę na poprzedni rozdział to, nie wierzę! TAKI KRÓTKI?!

I akcja za szybko się dzieje....Eh....Czyżbym chciał się pozbyć Pogromcy?

A racja! Jeszcze nie jest Pogromcą! Sorki! Miłej lektury!


------------------------------------------------

- Armia.... - szepnąłem. - Vold-demort tworzy armię...Hogwart...Chaos...

Zemdlałem.

- Mrok? - odezwał się znajomy głos, znajomy a tak bardzo inny.

Otworzyłem oczy.

- Ojcze? 

Byłem w szpitalnej sali, leżałem na łóżku przy którym siedzieli : Ojciec, moi prawdziwi rodzice, o dziwo mój stary pies, czyli owczarek niemiecki i mój dziadek.

- C-co wy tu robicie? - spytałem. - Co ja tu robię?

Pies wskoczył na łóżko i zaczął lizać mnie po twarzy.

- Dobrze Claw, też się stęskniłem. - pogłaskałem psa. 

- Dobrze Cię widzieć synu. - powiedział tata.

- Was również. To co ja tu robię?

- Jak zawszę nie cierpliwy. - odezwał się dziadek i uśmiechnął się.

- Po kimś, to odziedziczyłem. 

- Powiemy mu? - spytała matka.

- Jeszcze pytasz? - zdziwił się tata.

- To może ja zacznę. - odezwał się Ojciec. - Mroku, jesteś w swojej głowie.

- Aha. - odpowiedziałem inteligentnie.

- Dobra powiedz mu, to co może zmienić jego życie. - warknął Claw.

Warknął. Pies. Powiedział. Coś.

- T-ty gadasz? - spytałem czworonoga.

- Jesteśmy w twojej głowie. - przypomniał pies.

- C-co mogę zmienić? Wszystko poszło, po myśli Notesu. - spytałem Ojca. - Prawda?

- Jak wiesz Notes się skończył. - zaczął. - Niestety powstały pewne okoliczności, których moja aura jasnowidza nie zauważyła. Wiesz o czym mówię?

- Russel?

- Tak. Ta jedna postać zmieniła dużo w przyszłości. Posłuchaj Mrok, trzymaj przyjaciół blisko a wrogów jeszcze bliżej. Nie próbuj się walczyć z...

- Rick? RICK! OBUDŹ SIĘ!

- Musisz lecieć.

- Chwila! Z kim mam nie walczyć?!

Obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym.

- Wszystko ok? Zemdlałeś. - powiedział Łapa.

- T-tak? Chyba tak. - odparłem.

Zorientowałem się, że coś ściskam w dłoni - Kamień Wskrzeszenia. Oczywiście.

Rozejrzałem się. Przy moim łóżku był tylko Syriusz.

- Gdzie reszta?

- Promyk poszła po dyrcia, Remus i James zebrali cały Gryffindor. - odpowiedział. - Wiesz, że gadałeś o jakiejś armii?

- Tak. Voldemort chce napaść na Hogwart.

- Po co? - spytał Black.

- Jak to po co?! 

Właśnie. Po co? 

Myśl jak ślizgon, głupi lwie.

- Czarna Różdżka! - krzyknąłem.

Najpotężniejsza, najwspanialsza, potrafi zrobić wszystko...

- Czyli chce tego patyczka? - spytał Łapa.

- Tak. Patyczka.

- Dobra, zbieraj się. Czas zebrać naszą Armię.

Armia...Zebrać Armię....

Do Armii potrzeba najlepszych wojowników. Najsilniejszych.

Najmądrzejszych.

BINGO!

Wybiegłem niczym Struś Pędziwiatr z Skrzydła. 

Nie pamiętam kiedy dotarłem do biblioteki. 

Setki półek z książkami.

Setki a może miliony książek.

A ja potrzebowałem tej jedynej.

- ACCIO "ZAŁOŻYCIELE HOGWARTU"!

Przekartkowałem niepotrzebne informacje...i znalazłem. Miejsce, gdzie wszyscy zostali pochowani.

Aportowałem się.

Pojawiłem się na cmentarzu, zakurzonym, opuszczonym i zapomnianym.

Na czterech nagrobkach były wyryte nazwiska: Gryffindor, Slytherin, Hufflepuff i Ravenclaw.

- To nie ma szans się udać, wiesz?

- Och zamknij się głupi wężu. - warknąłem do tatuażu. Mówiłem, że ma tak jakby umysł? Pewnie nie.

Oddychaj. ODDYCHAJ DO DIABŁA!

Wyciągnąłem rękę z Różdżką do góry, i przy okazji odkryłem tatuaż.

Wymówiłem moją ulubioną Mroczną Formułkę i tatuaż zaświecił się. 

Machnąłem patykiem w powietrze a następnie w groby.

Po pięciu minutach, przede mną stały dwie kobiety i dwaj mężczyźni.

Założyciele Hogwartu żyli. 


----------------------------------------

Nie przesadziłem?

Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz