14.

449 33 2
                                    

Nasza piątka byłą w gabinecie dyrektora.

- Mamy pokonać największego, oprócz Pana, czarodzieja na świecie?! - krzyknął Łapa.

- Nie wiadomo co Voldemort zamierza.- powiedział spokojnym głosem Dumbledore.

- Zgadzamy się. - powiedziałem za wszystkich. 

- Zgadzamy się?! Czy ty siebie słyszysz Rick?! - krzyknął Syriusz.

- Zgadzamy się, tylko muszę coś załatwić.

Logiczne było, że w tej drużynie nie pokonamy Czarnego Pana. Najwyżej spowolnimy go, bądź damy mu zabawę w zabijaniu nas. Musiałem przyzwać najpotężniejszego sprzymierzeńca jakiego znam. 

Sprzymierzeńca, który potrafi tyle co ja. 

- Dyrektorze, mogę skorzystać z kominka? - zagadnąłem. Po otrzymaniu, odpowiedzi (skinięcia głową) podszedłem do kominka, przy którym stał Auror z drewnianą nogą, gdy podszedłem odsunął się. - Mrok.

Po tych słowach stało się dużo rzeczy. Auror wymierzył we mnie różdżką, Dumbledore zdziwił się (słyszałem jego bicie serca, które tak mówiło) i oczywiście w kominku pojawiła się twarz Mary.

- Czego braciszku? - spytała zaspana.

- Fiuuknij tu do mnie. Gabinet dyrektora, Hogwart. Nie zapomnij sztućców.

Po dosłownie minucie z kominka wyszła Promyk.

- Czego ode mnie...Och, witaj Alastorze! Widzę, że forma ta sama?

- Promyk. - warknął auror.

- Alastorze, to chyba nie ONI? - spytał, przerażony na swój sposób dyrektor.

Alastor machnął różdżką i po chwili do dyrektora przyleciała jakaś książka. 

- To Oni.

- Czyżby napisali o nas książkę? - spytałem. - Słyszysz Promyczku?

- Wołać dementorów? - warknął auror.

- Nie, potrzebujemy każdej ręki ze stron uczniów. - powiedział dyrektor.

- To nie są uczniowie! To kryminaliści!

- Ale są nam potrzebni.

- Momencik! - krzyknąłem. Deportowałem się do pokoju w dormitorium i otworzyłem kufer, moim oczom ukazał się kowbojski kapelusz. Odłożyłem go na bok i chwyciłem swój zaklęty Płaszcz Mroku. Założyłem go i chciałem deportować się gdy... Wspomnienie.

- Ten kapelusz może nosić tylko bardzo uzdolniony czarodziej. Jest on zaklęty mocniej niż wasze płaszcze. Dodaje dużo sił, temu, który go nosi.

Nie. Nie założę go.

Dobra założę.

Wróciłem do gabinetu dyrektora i deportowaliśmy się na Pokątną.

Na ulicy było istne piekło. Paliło się, gruzy leżały wszędzie i ogólnie był syf.

- Idziecie za mną, różdżki w pogotowiu. - instruował auror. - Stała czujność!

- Tak, tak. Moody my tu gramy pierwsze skrzypce! - krzyknęła Mary. - Dobra przedstawić się!

- Snape.

- Potter.

- Black.

- Lupin.

- Ach, to wy! Dobra plan jest taki...ty wbiegasz do banku...

Pogromca Huncwotów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz