☽ 10 ☾

4.8K 538 103
                                    

Jeon powoli dopijał swoją zieloną herbatę, nie mogąc napatrzeć się na kubek, w którym ją dostał. Był cały biały, ale zdobiły go kolorowe rysunki przedstawiające najróżniejsze kwiatki, księżniczki i motyle. Nie miał pojęcia, jak mógł nie zauważyć wcześniej tak ślicznego dzieła małej Gahyeon, co powiedział mu przed chwilą Taehyung, co było pierwszym wypowiedzianym przez niego słowem po otrzymaniu pierścionka i cichej obietnicy pilnowania go. W pomieszczeniu panowała cisza, ale tym razem nie byłą ona kłopotliwa i nie sprawiała wrażenia tak gęstej, że można było ciąć ją nożem.

Obaj wpatrywali się widok za oknem, jakby kontynuując codzienny zwyczaj Kima. Wskazówki wielkiego zegara nad wejściem do kuchni coraz bardziej zbliżały się do godziny trzynastej, a tym samym tej, o której należało odebrać małą z przedszkola. Nie mówili o tym głośno, ale obaj się stresowali. Ale przecież czym? W końcu Jeon już poznał małą, bawili się wspólnie lalkami, a nawet ułożył ją do snu. Może to wszystko przez to, że teraz z pełnią świadomości mógł nazwać się jej tatą? Była różnica między zabawą ze zwykłym dzieckiem, a swoją córką.

– Taehyung... – zaczął cicho Jeon, odkładając puste naczynie na blat. Drugi jednak po chwili zdał sobie sprawę, że mówił do niego, dlatego dopiero po upływie kilku sekund przeniósł wzrok na młodszego, który jednak nie patrzyła na niego, a na swoje dłonie. – Było... ciężko? No wiesz... wtedy. W końcu byłeś z tym wszystkim sam... Z małą, w obcym mieście... Beze mnie.

Blondyn zacisnął powieki, odwracając wzrok. Co miał mu odpowiedzieć? Że tak, było cholernie ciężko? Że każdej nocy budził się z płaczem, uporczywie szukając drugiego ciała obok siebie? Że tyle razy musiał odmawiać sobie obiadu, żeby kupić Gahyeon pieluszki? Że serce pękało mu na małe kawałeczki, kiedy szatynka pytała, dlaczego nie ma mamy? Sam skazał się na to wszystko i doskonale o tym wiedział.

– Ważne, że teraz jest dobrze – powiedział tylko, zaciskając warki w wąską kreskę. Opuścił głowę, a przydługie kosmyki zasłoniły jego oczy. Nie chciał pozwolić, żeby Jungkook zobaczył jego łzy. Żeby widział jego słabość.

Jednak nagle poczuł coś, czego rozpaczliwie pragnął od tylu lat, jednak nie dopuszczając do siebie takiej możliwości.

Duża i szorstka dłoń znalazła się na jego podbródku, zmuszając go do spojrzenia na twarz bruneta, jednak jego oczy tak szybko jak się otworzyły, tak szybko się zamknęły. Usta Jungkooka były dokładnie tak samo miękkie jak pięć lat temu.

Zaledwie musnął drżące wargi blondyna, a odsunięcie się od niego kosztowało go masę samokontroli. Poczuł się jak narkoman, który po długim okresie czystości znowu skosztował swojego uzależnienia.

– Mam nadzieję, że wiesz, że teraz nie mam zamiaru zostawiać cię z tym wszystkim samego, prawda?

I choć kosztowało go to całe godziny walki ze samym sobą, naprawdę nie miał zamiaru tym razem zostawiać swojego blondyna. Los dał mu drugą szansę na odzyskanie swojej miłości i nie miał zamiaru jej zmarnować, odwracając się od niego przez te wszystkie kłamstwa.

Taehyung zachował się jak ostatni debil. Wiedział o tym zarówno Jeon, jak i sam Kim i absolutnie się tego nie wyrzekał. Ale obaj byliby jeszcze większymi idiotami, gdyby teraz mieli pozwolić sobie na odejście. Uczucie między nimi nigdy nie wygasło.

– Tak bardzo cię potrzebuję...

Nie kontrolowali już nic. Swoich myśli, swoich ciał i swoich czynów, które nagle doprowadziły ich do trwania w swoich ramionach. Czego oboje potrzebowali jak niczego innego.

▲▼▲

Stał przed budynkiem przedszkola, przeskakując z nogi na nogę. Niecierpliwił się? Strasznie. Bał się? Jak cholera. Kim kilka minut temu wszedł do środka po małą, a on miał tutaj zaczekać, żeby miała niespodziankę. Ale sam nie wiedział, czy większym prezentem będzie to dla niej, czy dla niego. Wcześniej tego nie odczuwał, ale teraz, jak zdawał sobie sprawę, że był oddzielony od swojego własnego dziecka przez tyle lat, zaczynał czuć taką tęsknotę, że miał ochotę wziąć ją w swoje ramiona i nie wypuszczać. Zupełnie jak Taehyunga.

Ale wiedział, że nie może. Powiedzenie małemu dziecku, że mężczyzna, którego dopiero poznała, jest jej tatą, mogłoby być dla niej szokiem. Nie, poprawka – byłoby dla niej na pewno szokiem. Do samego Jeona to jeszcze nie dochodziło i czuł się zagubiony, a co dopiero działoby się w głowie czterolatki?

Wszystkie jego myśli nagle uleciały, kiedy usłyszał radosny pisk, a w ciągu następnych kilku sekund małe ciało przytuliło się do jego nóg.

– Jungkookie! Czemu nie mówiłeś, że przyjdziesz?! Kazałabym wtedy tacie przygotować mi błyszczącą spódniczkę – powiedziała, patrząc na niego z dołu. Jeon nie potrafił nie rozczulić się na tak rozkoszny widok, natychmiastowe wzięcie małej na swoje ręce było naprawdę silniejsze od niego.

– Sam nie wiedziałem, że przyjdę, ale zostawiłaś mi coś swojego, więc nie miałem wyboru. – Uśmiechając się, okręcając dookoła własnej osi z Gahyeon na rękach, a ta zachichotała na to radośnie, swoje małe dłonie zaciskając na jego ramionach.

Taehyung stojący przy bramie i przypatrujący się temu ślicznemu obrazkowi kolejny raz poczuł przygniatające go poczucie winy. Miał wrażenie, że zaraz zacznie się przez nie dusić. Jednak wystarczył mu kontakt wzrokowy i uśmiech skierowany tylko w jego stronę, żeby zignorował to przytłaczające uczucie i podszedł bliżej dwójki.

– Tato, patrz, Jungkook! – krzyknęła młodsza, kiedy tylko zauważyła, że obok nich pojawił się też blondyn. – Wiedziałeś, że tu będzie? – zapytała, na co obaj roześmiali się radośnie.

– Przecież ja go tu przyprowadziłem. – Wydął wargę, krzyżując swoje ramiona na piersi niczym obrażona nastolatka, na co szatynka pokiwała głową, mówiąc ciche „aaaaa".

Przez moment stali tak jeszcze przed budynkiem przedszkola, a mijający ich ludzie zdawali się wcale nie istnieć. I Jungkook pierwszy raz od bardzo dawna poczuł w swoim wnętrzu tak dziwne, ogarniające go całego uczucie. Poczuł szczęście.

– A co wy na to, żebyśmy poszli na ciasteczko? Gahyeon chce ciasteczko? – zapytał Jungkook, mając dziwne wrażenie, jakby to wszystko, co miał teraz przy sobie, miało zniknąć. Dlatego chciał przeciągać te chwile w nieskończoność.

– Jungkook, nie musisz pytać o takie rzeczy – odpowiedziała mu na to z poważnym wyrazem twarzy, zaraz wskazując swoją małą dłonią gdzieś przed siebie. – W drogę!

– Słonko, mów trochę grzeczniej... – od razu upomniał ją Taehyung, czując się dziwnie, kiedy ta tak po prostu nazywała swojego tatę po imieniu. Nie ważne było to, że ten jej na to pozwolił. Od małego uczył ją kultury i szacunku do starszych, a takie zachowanie nie należało do najgrzeczniejszych i osoba postronna mogłaby pomyśleć, że dziewczynka była wychowywana w stodole.

Ta tylko wydęła wargę, rzucając swojemu tacie tylko krótkie spojrzenie, które zaraz przeniosła na Jungkooka, którym była naprawdę zafascynowana.

– W takim razie oppa – wyraźnie zaakcentowała zwrot w stronę starszego – możemy pójść na ciasteczko? Byłam naprawdę grzeczna! – Uśmiechnęła się do niego szeroko, złączając swoje dłonie na jak do modlitwy, na co brunet dosłownie się rozpuścił z rozczulenia.

– No właśnie, hyung, pójdziemy na ciasteczko? – zapytał, tym razem w stronę Taehyung, który tylko westchnął, nie widząc innego wyjścia.

– Jak z dziećmi... – Pokręcił głową, mimo to ruszając jako pierwszy w stronę najbliższej kawiarni. Usłyszał za sobą tylko okrzyki radości i dźwięk przybijanej piątki. 

A/n: Możecie dziękować Sanci, bo gdyby nie ona, dzisiaj by nie było najprawdopodobniej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

A/n: Możecie dziękować Sanci, bo gdyby nie ona, dzisiaj by nie było najprawdopodobniej

i jakby co, to milkiepie here, tylko musiałam zmienić nazwę

też chcę ciasteczko

carousel ❧ jjk · kthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz