– Boże, Jimin, nawet nie wiesz, jak nas wystraszyłeś! – praktycznie wykrzyczał Taehyung, kiedy leżący na ziemi mężczyzna w końcu zaczął się przebudzać. Przeniósł się powoli do siadu, otrzymując po tym szklankę zimnej wody z rąk swojej babci i przetarł oczy, próbując zrozumieć, co właśnie się stało.
– Zemdlałem? – zapytał słabym głosem, zaraz czując lekki ból w okolicach kości ogonowej, na którą musiał niefortunnie upaść.
– Masz szczęście, że Jungkook jest po medycynie, bo już jechałbyś karetką, Jiminnie – wtrąciła starsza kobieta, która przez te kilka minut najadła się strachu. Park był jej jedyną bliższą rodziną, a że była lekko przewrażliwiona, bała się, że mogło stać się coś znacznie gorszego. – Taki doktor w rodzinie to skarb.
Po tych słowach Jeon tylko uśmiechnął się zawstydzony, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Nie dość, że go pochwaliła, to jeszcze słowa „w rodzinie" odbiły się w jego głowie z echem. Powoli faktycznie zaczynał się do niej przywiązywać jak do prawdziwej babci.
– Ale nie ma co się przejmować – wtrącił w końcu Jungkook, kiedy rudowłosy powoli podnosił się z niewygodnej ziemi, chwytając się przy tym ręki Taehyunga. – Osłabienie organizmu i szok często działają w ten sposób. A Jimin o tym wie, dlatego będzie na siebie uważał, prawda?
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a Park doskonale wiedział, że młodszemu nie chodzi już tylko o to, co mogła zrozumieć jego babcia i Kim. Sam doskonale o tym wiedział, dlatego przytaknął, uśmiechając się zaraz po tym, bo przypomniał sobie o słowach, które padły chwilę po tym, jak przed jego oczami zrobiło się ciemno, a w głowie zapanowała pustka.
– Czyli rodzice, tak? – zapytał, na co na ustach obu pojawił się nieco zawstydzony wyraz. Jungkook powoli przysunął się do Taehyunga, który opierał jedną dłoń na swoim biodrze i wsunął delikatnie swoją rękę w dziurę, która powstała między tą starszego i jego ciałem, delikatnie go obejmując, czym zaskoczył nie tylko Kima, ale i siebie.
– Rodzice – odpowiedział nieco ciszej, patrząc przy tym w oczy blondyna, który po chwili spuścił głowę.
A patrząc na ten uroczy obrazek, z jednej strony Jimin okropnie cieszył się ich szczęściem, pamiętając zarówno rozpacz Jungkooka, kiedy opowiadał mu podczas studiów o tajemniczym chłopaku, który tak nagle zniknął, jak i wszystko, co przeżywał Taehyung, z którym poznał się kilka lat temu, kiedy odwiedzał babcię w kwiaciarni. A z drugiej strony... Z drugiej strony marzył o kimś, kto będzie patrzył na niego tak, jak oni patrzą na siebie.
– No to może teraz państwo rodzice pójdą po swoje dziecko, bo już najwyższy czas?
Po wypowiedzeniu tych słów przez starszą, Taehyung spojrzał szybko na zegar wiszący nad drzwiami i aż pisnął, widząc, że przedszkole zamykają za pół godziny.
Nieco niechętnie wyrwał się z objęcia Jungkooka, żeby pobiec na zaplecze i zdjąć fartuszek, a zamiast niego narzucić na siebie zwiewną kurtkę. A kiedy wrócił już do głównego pomieszczenia kwiaciarni, spojrzał na Jeona wyczekująco.
– To jak, panie tato, idziemy po nasze dziecko?
A serce bruneta nagle jakby mocniej zabiło. Połączenie słów „nasze" i „dziecko" w ustach Taehyunga brzmiało najpiękniej na świecie i nie był w stanie zrobić nic innego jak pokiwać żywo głową.
– To do potem, Jimin! – rzucił jeszcze blondyn, ale rudowłosy nie był w stanie w żaden sposób mu odpowiedzieć, bo praktycznie wybiegli z kwiaciarni.
©©©
– Oppa! – Pisk Gahyeon było z pewnością słychać nawet na sąsiedniej ulicy. Rozpędziła się, zbiegając z podjazdu przedszkola i wręcz wpadła w jego ramiona. A jak na porządnego tatę przystało, był na to przygotowany, podnosząc ją nad swoją głowę i robiąc kilka obrotów wokół własnej osi.
CZYTASZ
carousel ❧ jjk · kth
Fanfic❛that one person for whom you can do things you couldn't before❜ gatunek: smut, fluff, light angst, mpreg paring główny: taekook, top!jk paring poboczny: yoonmin [zakończone]