Rozdział 30 "Piękna codzienność nie wróci."

744 92 44
                                    


Aaron's pov

Od kiedy tylko weszła na stołówkę, obserwowałem ją. Śmiała się, rozmawiała z przyjaciółmi, potem nagle nasze spojrzenia się natknęły, a ja nie odpuściłem. Co mnie zaskoczyło, ona także nie. Ale wtedy rudowłosa, irytująca dziewczyna zastawiła mi widok na Victorię.

— Czego chcesz? — spytałem niezbyt grzecznie.

— Ona nie chce gadać, więc zapytam ciebie. — wyjaśniła, a ja w tym momencie wywróciłem oczami. Chyba udzieliło mi się od Victorii. — Spałeś z nią?

— Co? — parsknąłem śmiechem. Czy ta dziewczyna właśnie zapytała mnie o to, czy przeleciałem Williams?

— Nie udawaj idioty, Aaron. Widzę, jak patrzysz na tę sukę! — podniosła głos, co wzbudziło zainteresowanie stolika obok nas.

Tego już było za wiele. Wstałem z krzesła zdenerwowany, bo ta idiotka naprawdę działała mi na nerwy. Dobra, mieliśmy może swój czas, ale ja nigdy nie traktowałem tego poważnie. Naszą bliższą relację podczas wakacji mógłbym nazwać jedynie jako „przyjaciele z korzyściami". I Lydia się na to zgodziła. W zasadzie, to sama zrobiła pierwszy krok.

— Po pierwsze, nie masz żadnego pieprzonego prawa obrażać Victorii. — powiedziałem dosadnie, patrząc prosto w jej oczy, niezłamanym spojrzeniem — Po drugie, zajmij się w końcu swoim życiem, Lydia i daj mi święty spokój. Jesteś jak wrzód na dupie.

— Czyli jednak coś was łączy? — dopytywała, a we mnie się po prostu gotowało — Ciekawe, bo dokładnie pamiętam, co mówiłeś kiedy...

— Kurwa, Martin. — przerwałem jej, zanim powiedziałaby coś, czego by żałowała — Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy razem. Mam prawo robić co chcę i z kim chcę. A ty, jesteś ostatnią osobą, którą powinno to obchodzić.

Lydia prychnęła i skrzyżowała ręce pod piersiami. Miałem ochotę jej tak dogadać, żeby odczepiła się raz na zawsze. Ale to było niemożliwe, bo to była Lydia Martin. Ona tak zwyczajnie nie da ci spokoju.

— Wiesz, co? Przemilczę, że poszedłeś z nią na bal. — rzuciła z obojętnością — Rozumiem. Samotna owieczka bez pary na potańcówkę. Żenada. — westchnęła, a potem zmrużyła na mnie oczy — Ale żeby dobierać się do majtek mojego wroga, to już gruba przesada! Co chciałeś tym osiągnąć?

Nie no, tego nie da się opisać.

— Co ty pierdolisz, dziewczyno?! — zaśmiałem się jej prosto w twarz. Gdzie ona zgubiła godność?

— Zakochałeś się w niej, przyznaj to!

— Ja pierdole, nie kocham jej, rozumiesz?! — wrzasnąłem, żeby w końcu dotarło to do jej pustej główki — I ciebie też nie kochałem, wbij to sobie do głowy.

— Ale... — natychmiast zmiękła.

— Byłaś dobra i tyle. — dodałem, a na koniec wzruszyłem ramionami.

— Aaron... — skarciła mnie jej przyjaciółka, Nancy, ale spłynęło to po mnie.

Patrząc Lydii w oczy, które były pełne łez, wiedziałem już, że trafiłem w czuły punkt. Zabolało ją i to cholernie mocno. Nie sądziłem tylko, że aż do tego stopnia, by przede mną płakać. Przecież ona też nic do mnie nie czuła, ponieważ jedyną osobą, którą kochała ta dziewczyna, była ona sama.

Prawda?

— Współczuję dziewczynie, która pewnego dnia cię pokocha, Aaron. — powiedziała już spokojnym tonem Lydia, ocierając mokre policzki — Nie zasługujesz na nic, jesteś nic nie wartym gnojkiem. A dla mnie już tylko potworem.

The Reason : Lose Your Mind.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz