Rozdział 2 "Decyzja zapadła"

1.1K 108 24
                                    

Victoria's Pov

- Słucham?! Jak to się stało?

Moje serce biło coraz mocniej i wydawałoby się, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Poczułam strach, a w moich oczach w momencie pojawiły się łzy. Zasłoniłam usta dłonią, bo nie mogłam uwierzyć w to, co mówiła Julie. Mój tata został postrzelony. Być może nie przeżyje.

- Miał operację, wyciągali kulę z jego ciała. Później gdy trochę odpoczął, przetransportowali go do naszego szpitala. Kochanie, przyjedź do LA Memorial. - poprosiła Julie.

- Dobrze, zaraz przyjedziemy. - po tych słowach rozłączyłam się i pospiesznie włożyłam telefon do torby. Melanie wzięła kluczyki i obie wybiegłyśmy z domu.

- Do LA Memorial. - podałam nazwę szpitala, gdy wsiadałyśmy do samochodu.

Reed przytaknęła i odjechałyśmy z piskiem opon. Moje ciało bezwładnie i z rezygnacją opadło na siedzenie. Wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą przez całą drogę, nie odzywając się do przyjaciółki. Byłam zbyt przybita, by móc cokolwiek powiedzieć. Melanie starała się jak najszybciej dojechać do szpitala i utrzymać mnie przy zdrowych zmysłach, powtarzając, że będzie dobrze, że trzeba tylko czasu, by Joe wyzdrowiał. Ale ja dobrze wiedziałam, że rana była bardzo poważna, a mama poinformowała, że lekarze podejrzewają najgorsze, bo Joe był w bardzo złym stanie. Cholera jasna, to nie mogło się tak skończyć!

Po około dwudziestu minutach Melanie zaparkowała przed wielkim budynkiem z napisem LA MEMORIAL. Wysiadłam w pośpiechu, rzucając zwykłe „dziękuję" i pobiegłam czym prędzej w stronę wejścia. Nie oczekiwałam, że przyjaciółka pójdzie za mną.

Na oddziale przyjęć poinformowali mnie, że Joe Williams leży na sali numer sto trzynaście, na drugim piętrze. Nie miałam czasu czekać na windę, więc pobiegłam schodami. Wtedy przez myśli przemknęło mi, że zaczęłam żałować, iż zrezygnowałam z codziennego biegania. Złapała mnie cholerna zadyszka. Po chwili jednak znalazłam się przy odpowiedniej sali. Zatrzymałam się i oparłam o framugę. Spróbowałam unormować oddech, bojąc się, co zobaczę po drugiej stronie. Powoli otworzyłam drzwi, a jej oczom ukazała się moja rodzina: brat, siostra, matka i nieprzytomny ojciec, leżący na szpitalnym łóżku.

- Victoria. - Julie podeszła do córki i mocno przytuliła jej kruche ciało - Jak dobrze, że jesteś.

Biedna kobieta. Okropnie cierpiała. Miała podkrążone i opuchnięte oczy od płaczu. Uśmiechnęła się jednak słabo na mój widok, a kiedy jej łzy znów się polały, wróciła na wcześniejsze miejsce, a Ryan wziął ją w ramiona. Natalie stała obok z zaszklonymi oczami. Jedynie Ryan zachował zimną krew, ale mimo tego widziałam, że cholernie się bał.

- Tato? - podeszłam do ojca i odezwałam się cichym głosikiem, mając nadzieję, że Joe w jakiś cudowny sposób obudzi się i powie, ze wszystko będzie dobrze. Nie stało się tak. Leżał z kamienną miną, ledwo oddychał. Wyglądał, jakby był martwy, nie ruszał się. A teraz tylko nadzieja trzymała moją rodzinę razem.

Łzy cisnęły mi z oczu, jak woda z wodospadu. Splotłam swoją malutką dłoń z dłonią ojca. Bo w porównaniu do niego, miałam naprawdę małe dłonie. Starałam się być silna. Nie okazywać słabości, tego zawsze uczył mnie ojciec. Ale widząc jego, prawie martwego, nie wytrzymałam i wybuchłam ogromnym, histerycznym płaczem, opadając na podłogę.

- Wszystko będzie dobrze. - szepnęłam do siebie - Musi być.

- Kochanie, wstań. - Julie zjawiła się obok i pomogła mi wstać.

Otarłam policzki mokre od łez i po prostu wyszłam na korytarz. Nie mogłam znieść widoku nieprzytomnego ojca. Wyjęłam telefon i napisałam wiadomość do przyjaciółki.

The Reason : Lose Your Mind.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz