Dopiero kiedy budzi mnie poranny budzik uświadamiam sobie jak bardzo jestem zmęczona. Zeszłej nocy całkowicie straciłam poczucie czasu i przeczytałam cała książkę. Nawet wtedy nie byłam jakoś bardzo zmęczona, a zanim usnęłam minęło trochę czasu. Dopiero teraz, kiedy muszę podnieść się z łóżka zdaję sobie sprawę, że oczy same mi się zamykają. W myślach przeklinam samą siebie, że nie położyłam się wcześniej.
Głośne stukanie obcasów sprawia, że w momencie zrywam się z łóżka. Mama nie może wiedzieć, że dopiero co się obudziłam. Szybko podbiegam do szafy i wyjmuję z niej byle jakie ubrania, byle by tylko kobieta widziała, że już coś zrobiłam. Nim zdążam pociągnąć za klamkę od drzwi te otwierają się, a z korytarza wyłania się mama. Jej włosy są już idealnie ułożone tak, że loki lekko przysłaniają jej twarz. Nie ma mocnego makijażu, choć nawet ja się tak nie maluję... Do wysokich szpilek, które wcześniej słyszałam, włożyła obcisłą sukienkę do kolan z długim rękawem i bez pleców.
-Jeszcze nie gotowa? – pyta, wyraźnie zadziwiona, choć chyba w pewnym stopniu i rozbawiona moim stanem.
-Właśnie idę się malować.
-No to musisz się pospieszyć. Bo inaczej nie zdążysz do szkoły – mówi, jakby to było coś oczywistego.
-Ale... Jest dopiero siódma. A szkoła zaczyna się o ósmej.
-A ja mam o siódmej trzydzieści pierwszy lokal do obejrzenia. Dlatego nie dam rady cię dziś podwieźć.
Nie wiem jak wygląda moja „zdziwiona mina". Nigdy nie przeglądałam się w lusterku, kiedy byłam akurat czymś zdziwiona. Wiem jednak z zeznań przyjaciół, że jest ona dość zjawiskowa i nadawałaby się na niejednego mema. I jestem pewna, że teraz właśnie mam moją „zdziwioną minę", bo moja mama, która nie śmieje się prawie z niczego, właśnie cicho chichocze.
-To pierwszy dzień! Jak mam tam trafić? – oburzam się.
-Podobno zwiedzałaś wczoraj miasto – stwierdza kobieta, sprawdzając na telefonie godzinę – Skoro zajęło ci to pięć godzin, to jestem pewna, że minęłaś budynek szkoły ze trzy razy.
Wiedziała, że kłamałam. Na pewno. Inaczej ta sytuacja nie sprawiałaby jej takiej przyjemności. Może i ta kobieta mnie kocha, ale są takie dni, że pokazuje to w bardzo dziwny sposób. I to jest jeden z takich dni.
-Skąd wiedziałaś?
-Że kłamiesz? Jestem twoją matką, Agnes. Nic przede mną nie ukryjesz. A teraz lepiej idź się szykować. Zrobiłam ci kanapki, więc może się nie spóźnisz – uśmiecha się do mnie z wyraźnym zadowoleniem i odchodzi w kierunku schodów.
Szybko ruszam do łazienki, gdzie zajmuję się poranną toaletą i makijażem. W biegu rozczesuję włosy, nawet nie próbując ich jakoś specjalnie ułożyć. Wracam do pokoju i od razu zerknam na zegarek. Jest już prawie siódma trzydzieści... Przeklinam w myślach i na szybko zakładam ubrania, które wcześniej wygrzebałam z szafy. Czarne jeansy, szary T-shirt, czarno – czerwona koszula w kratę. Do tego jeszcze czerwone trampki i skórzany plecak, do którego na szybko pakuję wszystkie potrzebne rzeczy. No, jak na stylizacje na szybko, poszło mi naprawdę dobrze.
Kiedy już jestem na dole dość pospiesznie jadam kanapki z serem, które zrobiła mi mama. Niestety daję radę przełknąć tylko jedną kromkę bo szczerze nie znoszę żółtego sera i mama dobrze o tym wie. Jej poczucie humoru zaczyna mnie coraz bardziej denerwować. Zostawiam więc pełny talerz na blacie kuchennym i opuszczam dom.
Nie mam ani własnego samochodu, ani żadnego innego środka transportu, którym mogłam się dostać do szkoły, nawet roweru. Nie wiem na jakiej zasadzie kursują szkolne autobusy, a jeśli tak któryś z nich miałby nie podjechać pod mój dom, to później już na pewno nie zdążę na pierwszą lekcję. Dlatego idę w kierunku przeciwnym do mojej ostatniej wędrówki po Beacon Hills i modlę się w myślach, by jakiś cudem autobus akurat się koło mnie zatrzymał.
![](https://img.wattpad.com/cover/128268962-288-k973682.jpg)
CZYTASZ
LOSE YOUR MIND___TEEN WOLF
Werewolf„Nie mogę tak po prostu zapomnieć o tym, co się stało. Nie wymarzę z pamięci tego, co zrobiłam. I nie uratuję już tych, których straciłam. Ale mogę jeszcze ocalić innych. Dlatego przestań mi wmawiać, że nie jestem dość silna, by walczyć. Bo przez os...