Poranny telefon Szeryfa, który wyrywa mnie ze snu, nie niepokoi mnie tak bardzo jak fakt, że nie wyjaśnił, czemu w ogóle mam przyjeżdżać na komisariat. Gdzieś wewnątrz mnie tli się nadzieja, że chodzi o Stilesa, że się znalazł, jest cały i zdrowy, ale wiem, że gdyby tak było, Stilinski od razu powiedziałby mi prawdę. A ta tajemniczość... nie podoba mi się w ogóle.
Wstając z łóżka, w którym nawet nie wiem, jak się znalazłam, o mało nie wywalam się na twarz, bo zwyczajnie zapominam, jak niski jest ten mebel. Wyzywam w myślach na Dereka, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że noc miałam spędzić na kanapie, ale ostatecznie uznaję, że w sumie to Wilkołak, więc obstawiam, że sypiał już w gorszych miejscach i jedna noc poza wygodnym łóżeczkiem raczej nie zrobiła mu zbyt dużej różnicy.
No, a co do Hale'a... można by powiedzieć, że mi się zawieruszył, co jest – zważywszy na fakt, że jestem w jego lofcie – dość niecodzienną sytuacją. Nigdzie jednak nie mogę znaleźć mężczyzny; nie zostawił nawet żadnej kartki z wyjaśnieniami, czy choćby głupiego SMS'a (choć tak w sumie to chyba nawet nie ma mojego numeru, ale to mniej ważne), który nie tylko uspokoiłby mnie, bo martwię się, tak cholernie, ale też po prostu wyjaśnił, gdzie pan Wilkołak wybył. Wiem, że to mało prawdopodobne, żeby coś mu się stało, mimo wszystko umie o siebie zadbać, ale był ranny, w dodatku nie mógł się uleczyć, przecież mógł nawet zasłabnąć gdzieś na ulicy i rozbić sobie łeb!
Dramatyzuję? Tak, pewnie dramatyzuję, ale ostatnie dni były dosyć ciężkie, więc chyba mam do tego prawo.
Wzdycham ciężko ze zrezygnowaniem i ostatecznie sama znajduję nawet jeszcze nie odpakowane karteczki samoprzylepne, po czym na jednej z nich zapisuję wiadomość do Dereka, w razie, gdyby wrócił, informując go, że pojechałam na komisariat. Nie mam kluczy od mieszkania, więc mam nadzieję, że w okolicy nie grasują jacyś super odważni złodziejaszki, którzy tak za dnia postanowią się tu wkraść, dlatego ostatecznie tylko zasuwam drzwi, żeby chociaż sprawiały wrażenie zamkniętych i kieruję się do windy, by następnie zjechać nią na sam dół i wsiąść do Jeepa, do którego kluczyków oczywiście znowu nie oddałam.
Skleroza, jak nic. I to jeszcze w tak młodym wieku.
Zajeżdżam na parking komisariatu, wyjątkowo pusty o tak wczesnej porze, dlatego parkuję przy drzwiach, nieco dalej od okien gabinetu Szeryfa Stilinskiego – mężczyzna chyba wie, że chwilowo jeżdżę samochodem jego syna, ale jednak nie chcę dawać mu nadziei, że Stiles wrócił. Opuszczam pojazd, a potem, nieco zdenerwowana, kieruję się do wejścia.
Wchodzę do środka i początkowo wszystko wydaje się być... normalne. Posterunkowi zajmują się swoimi sprawami, jakoś nie specjalnie zwracając na mnie uwagę, ktoś energicznie potrząsa maszyną, w której ugrzęzła paczka chipsów, a jeszcze inny mężczyzna właśnie częstuje swoich kolegów pączkami – czyli dzień, jak co dzień na komisariacie. A potem dostrzegam coś, a raczej kogoś, kto sprawia, że w momencie tracę czucie w nogach i niebezpiecznie przechylam się do tyłu, w ostatniej chwili łapiąc za krzesło i ratując się przed upadkiem. Mija kilka sekund, za nim dociera do mnie to, co widzę.
To nie jest mój ojciec. Po prostu jest do niego tak podobny...
Średniego wzrostu mężczyzna o bujnych, kasztanowych włosach, niewielkim zaroście i błękitnych oczach siedzi przed gabinetem Szeryfa i przegląda jakieś lokalne pismo, całkiem odgradzając się od świata zewnętrznego. Cały wujek Luke... Pisarz pełną parą, inspirację do nowych książek znajdzie wszędzie i we wszystkim, a jak już zacznie szukać, nie sposób go od tego odciągnąć.
Od zawsze byli z tatą do siebie podobni; jako dzieci odróżniano ich zaledwie poprzez wzrost – wujek Luke zawsze był niższy – i nieco inny odcień włosów. Z biegiem lat oczywiście zaczęto dostrzegać coraz więcej różnic, lecz nawet nie w wyglądzie, a mimice twarzy i zachowaniu. Luke zawsze był tym spokojniejszym chłopakiem – kujonem z nosem wiecznie wciśniętym w książki, tata natomiast latał, gdzie popadnie, wszędzie było go wiele; raz nawet obawiano się, że ma ADHD, ale ostatecznie wyszło na to, że po prostu jest żywiołowy. Poza tymi różnicami, z wyglądu wciąż przypominali dwie krople wody, przez co czasem, jak tak przyglądałam się wujkowi, czułam się, jakbym znów wpatrywała się w ojca.
![](https://img.wattpad.com/cover/128268962-288-k973682.jpg)
CZYTASZ
LOSE YOUR MIND___TEEN WOLF
Werewolf„Nie mogę tak po prostu zapomnieć o tym, co się stało. Nie wymarzę z pamięci tego, co zrobiłam. I nie uratuję już tych, których straciłam. Ale mogę jeszcze ocalić innych. Dlatego przestań mi wmawiać, że nie jestem dość silna, by walczyć. Bo przez os...