25. Plans From "B" To "Z"

224 16 4
                                    


Złamałam trzy przepisy ruchu drogowego. Cztery, jeśli liczyć nie przepuszczenie pieszego na pasach, ale śpieszę się, a za mną i tak nic nie jechało, więc mógł sobie trochę pojechać. Tak, czy siak, jeśli teraz policja by mnie złapała, zarobiłabym naprawdę niezły mandat, no chyba, że Szeryf Stilinski by się za mną wstawił, ale nie w tym rzecz – pędziłam, jak tylko mogłam, byle szybciej dotrzeć do Stilesa i nic mnie w tym nie mogło powstrzymać.

Zatrzymuję się z piskiem opon pod domem Scotta, w duchu dziękując wszelkim istniejącym, czy nieistniejącym bóstwom, że nie wjechałam w tył niebieskiej Toyoty Lydii, stojącej na podjeździe. Chyba jednak muszę się trochę opanować, bo jak tak dalej pójdzie jeszcze kogoś potrącę albo niechcący podpalę, choć nawet nie wiem, czy jestem do tego zdolna.

Opuszczam Jeepa i dosłownie biegnę do wejścia, mimo że dzieli mnie od niego zaledwie parę kroków. Instynktownie ciągnę za klamkę, jednak gdy nic się nie dzieję, od razu pukam do drzwi z taką częstotliwością, jakbym była jakąś małą harcereczką i próbowała opchnąć domowe ciastka, żeby zarobić kolejną odznakę do kolekcji. Po kilku sekundach drzwi otwiera wyraźnie wkurzona moim natręctwem Martin, ale nim ma szansę to swoje wkurwienie wyrazić werbalnie, rzucam jej krótkie „cześć" i wpraszam się do środka. Pierw dostrzegam Scotta, który chyba sam chciał otworzyć drzwi, ale rudowłosa go uprzedziła, a zaraz za nim stoi Deaton.

-Gdzie on jest? – pytam, zwyczajnie chcąc go już po prostu zobaczyć i upewnić się, że nic mu nie jest, więc ciemnoskóry wskazuje ruchem głowy na salon.

Pędzę przed siebie, w przejściu mijając Panią McCall, aż w końcu docieram do siedzącego na kanapie Stilesa i, przyznaję, stan chłopaka trochę mnie przeraża. I nie mówię tutaj tylko o tej bladej skórze i zaczerwienionych oczach, a o cholernej ranie w brzuchu! Ja nie wiem, kto taki potraktował go czymś na tyle ostrym, żeby zrobić tak długą raną, ale gdyby nie fakt, że była już opatrzona, najpewniej zwróciłabym teraz batonika, którego Luke dał mi po wyjściu z komisariatu, dowiedziawszy się, że jestem bez śniadania.

Podchodzę bliżej, patrząc to na rozcięty brzuch chłopaka, to jego zaklejone taśmą usta, a coraz więcej łez ciśnie mi się do oczu. Bo to jest przecież Stiles... Nie ważne, kto siedzi w umyśle chłopaka, to ciało, ta twarz wciąż należą do niego. Nogitsune obrzuca mnie tym swoim drwiącym, lisim spojrzeniem, jakby doskonale wiedział, że widok Stilinskiego w takim stanie mnie rani i chciał zwiększyć efekt owego bólu, ale zamiast się rozklejać, zaciskam mocniej pięści i odwracam się na pięcie do pozostałych.

-Dlaczego się nie rusza? – podpytuję, bo z tego, co widzę, chłopak nie jest niczym związany, a siedzi tu, jak jakaś trusia.

-Jad Kanimy – odpowiada prędko Deaton, a że i tak nie do końca wiem, czym ta cała Kanima jest, po prostu odpuszczam temat.

-Dobra, a jaki jest plan? – stojący najbliżej Scott i Lydia wymieniają spojrzenia, a następnie Wilkołak chwyta mnie za ręce i ciągnie dalej, do kuchni. Całą grupką, z wyjątkiem Melissy, która obserwuje Stilesa, stajemy dookoła stołu kuchennego – No więc? – poganiam ich, ale te smętne, wszechobecne miny nic dobrego nie zwiastują – Nie macie żadnego planu, tak?

-Nie no, jakiś plan mamy... - próbuje wymigać się McCall, ale rudowłosa dość szybko przejmuje pałeczkę i wali prosto z mostu:

-Nie, nie mamy planu, a przynajmniej nie planu „A". Mamy natomiast całą gamę planów zapasowych, od „B" aż po „Z", więc jest w czym wybierać.

-Ale proszę, powiedzcie mi, że przemienienie Stilesa w Wilkołaka jest gdzieś w okolicach „M"? – ich milczenie wystarczy, bym zinterpretowała je jako odpowiedź – Absolutnie się na to nie zgadzam i gdyby Stiles mógł wyrazić swoje zdanie, też by odmówił! – oburzam się, może nieco zbyt emocjonalnie, ale trudno, miesiączka mi się zbliża, muszę jakoś odreagować – Musimy wymyślić coś innego.

LOSE YOUR MIND___TEEN WOLFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz