Już kiedy jadę windą czuję, jak zaczyna brakować mi sił, a to z całą pewnością nie jest dobry znak. Oni nadchodzą, Stiles i reszta są na górze, a ja nadal tkwię w metalowej puszce, która jak na złość porusza się wolniej, niż zwykle. Gdy w końcu docieram na odpowiednie piętro, opuszczam windę w trybie natychmiastowym i w tej samej chwili wbiegam do loftu Dereka.
To, co tam widzę... Cóż, powiedzmy, że nie tego się spodziewałam.
Stiles stoi na samym środku. Obok niego, na ziemi leży Derek. Ok. Skoro Nogitsune go powalił to mamy przerąbane... Trochę dalej Allison przygląda się całej sytuacji chyba z takim samym niedowierzaniem, jak ja. A przed młodym Stilinskim stoi jej ojciec i celuje z broni prosto do chłopaka. Co już mnie mniej dziwi, Szeryf trzyma Argenta na muszce.
-Zastrzel mnie! – prowokuje łowcę Stiles.
-Odłóż to! – rozkazuje Pan Stilinski.
Nie mogę na to pozwolić. Zwłaszcza, że właśnie zaczyna się ściemniać...
Wyciągam przed siebie otwartą dłoń, a pistolet w sekundzie wyrywa się z ręki Argenta i pędzi wprost do mojej. Dopiero teraz wszyscy zdają sobie sprawę z mojej obecności.
-Agnes... - w głosie Allison da się słyszeć wyraźną ulgę.
-No i proszę! – nastolatek rozkłada ręce w powitalnym geście – Właśnie przybył kolejny gość... Szkoda tylko, że Scotta tu nie ma. Ale dobrze, że wszyscy jesteście uzbrojeni. Chociaż... nie jesteście tu, by mnie zabić – chłopak odwraca się w stronę okna, a w tej samej chwili czarne postacie wyłaniają się z mroku. Oni przybyli... - Jesteście tu, by mnie chronić – Stiles wycofuje się w bezpieczne miejsce, a my wszyscy szykujemy się do walki.
Argent nie zwleka ani chwil i od razu wyjmuje zapasową broń, a następnie rozpoczyna ostrzał. Szeryf Stilinski szybko do niego dołącza, więc i ja celuję w jednego Oni i pociągam za spust, ale... nic się nie dzieje. Wiem doskonale, jak działa pistolet. Mój tata nie jeden raz mnie tego uczył. Czyli coś czuję, że przy tej sztuce ktoś majstrował... Allison, tak dokładniej.
Odrzucam broń na bok, skoro i tak nie mam z niej za dużego użytku, po czym dołączam do Dereka i młodej Argent, którzy właśnie osłaniają tyły Stilesa. Cztery Oni, kontra piątka nas... powinniśmy dać radę. Dwójka wojowników rusza do ataku, więc prędko popycham ich w tył, a w tym czasie Derek dosłownie rzuca się na jednego, kiedy ciemnowłosa trafia drugiego sztyletem. Oczywiście broń niewiele tu zdziałała, bo Oni wyjmuje ją z siebie, jak gdyby była wykałaczką, po czym odrzuca w bok.
Wciąż staram się jakoś do nich dotrzeć, przejąć kontrolę, ale nadal nie jestem dość silna, by mi się to udało. W dodatku naprawdę nie czuję się dobrze... Nie dość, że Oni mnie osłabiają, to nie odzyskałam jeszcze wszystkich sił po tej ultra medytacji, jaką odbyłam w klinice. Jeśli zaraz nie zemdleję, będzie dobrze.
Głośny jęk Dereka wyrywa mnie z transu. Oni właśnie przejechał swoim mieczem po jego plecach, tworząc w nich paskudnie wyglądającą ranę. Prędko dołączam do walki, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że nie mam żadnej broni. W ostatniej chwili przyciągam do siebie sztylet Allison i blokuję nim katanę wojownika. W tym czasie dziewczyna strzela w niego od tyłu strzałą z niewielkiej kuszy. Pocisk gna do przodu, już dosłownie styka się z głową Oni, kiedy ten... rozpływa się w powietrzu. Dosłownie. A strzała zatrzymuje się centralnie przed moim nosem. Nawet nie wiedziałam, że mam taki dobry refleks... Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, aż ostatecznie wypuszczam strzałę, która upada bezwładnie na ziemię.
I... jest jakoś tak dziwnie cicho.
Po Oni nie ma już śladu. Wszyscy, oprócz Dereka, którego stan właśnie sprawdza Argent, wydają się być cali. Jest tylko jeden problem. Stiles zniknął.
CZYTASZ
LOSE YOUR MIND___TEEN WOLF
Lupi mannari„Nie mogę tak po prostu zapomnieć o tym, co się stało. Nie wymarzę z pamięci tego, co zrobiłam. I nie uratuję już tych, których straciłam. Ale mogę jeszcze ocalić innych. Dlatego przestań mi wmawiać, że nie jestem dość silna, by walczyć. Bo przez os...