18. Shadow

318 19 0
                                    


Ta maszyna wygląda okropnie. Serio, jakby to był jakiś teleporter, czy coś. A Stiles ma w niej spędzić godzinę, całkiem sam. W ogóle mi się to nie podoba. Zresztą, cała ta sytuacja jest do dupy.

Zaraz przed badaniami do mnie, Szeryfa i Melissy dołącza jej syn. Początkowo jest nieco zdziwiony moją obecnością, ale szybko zrozumiał po co przyszłam. Chyba wreszcie zaczyna pojmować, że Stiles jest dla mnie tak samo ważny, jak dla każdej osoby w tym pomieszczeniu. No, może oprócz tego dziwnego lekarza. Gościu wydaje się jakoś szczególnie nie przejęty cała tą sytuacją.

Pani McCall i Szeryf Stilinski rozmawiają z doktorem, kiedy ja i Scott wspieramy mentalnie Stilesa. Chłopak siedzi już w tym cholerstwie i po chwili ma całkiem w nim zniknąć, a ja myślę tylko o tym, że nie mogę być wtedy przy nim. Delikatnie chwytam nastolatka ze rękę. Nie jest już taki zimny. I nie wydaje się przejęty sytuacją, w jakiej się znajduje. Ale może udawać. Może po prostu nie chce, by ktoś widział, jak bardzo się boi.

-Stiles – lekarz podchodzi do nas – Takie ostrzeżenie. Podczas rezonansu usłyszysz głośny dźwięk. To wyniki pulsów elektrycznych przepływających przez maszynę. Mogę ci dać zatyczki albo słuchawki, jeśli chcesz.

-Nie, nie trzeba – odpowiada, wzruszając ramionami.

-W razie czego, będziemy za szybą – zapewnia syna Pan Stilinski. Delikatnie uśmiecha się do niego, na co Stiles klepie ojca po ramieniu.

On, Mellisa i lekarz opuszczają salę pierwsi. Wiem, że teraz kolej moja i Scotta. Ale z jakiegoś powodu Wilkołak nie rusz się nawet o centymetr. Spoglądam na niego z zaciekawieniem.

Chciałbym z nim jeszcze pogadać...

Kiwam porozumiewawczo głową. Stiles uśmiecha się do mnie pocieszająco, więc i ja wykrzywiam usta w mało naturalnym kształcie. Całuję go, powoli wypuszczając dłoń chłopaka z uścisku.

Staram się nie płakać, naprawdę. Ale wychodząc z tego pomieszczenia, jak z horroru jestem pewna, że kilka łez spływa mi po policzku. Szybko ścieram je ręką i dołączam do reszty, jak gdyby nigdy nic.

Stiles i Scott nie odzywają się przez jakiś czas. Nie dziwię im się. Zwykłe słowa nie są w stanie opisać tego, w jakiej dupiatej sytuacji właśnie się znaleźli.

-Wiesz, czego szukają, prawda? – Scott bardzo delikatnie, prawie niezauważalnie kiwa potwierdzająco głową – To Otępienie czołowo – skroniowe – Wilkołak spogląda się na przyjaciela z troską – Fragmenty mózgu zaczynają się... kurczyć. Cierpiała na to moja mama – zaciskam ręce w pięści, by nikt nie widział, jak bardzo mi się trzęsą – Ta odmiana choroby atakuje nastolatków. I nie ma na nią lekarstwa.

Scott przymyka powieki. Wiem, że podobnie jak ja, z całych sił stara się nie rozpłakać. Ale co możemy poradzić? Jeżeli Stiles faktycznie jest chory, na co wskazują jego wszystkie objawy... on umrze. Ja znam go zaledwie kilka tygodni, a Scott całe życie. To dla nas cios poniżej pasa od ludzkości.

Dostrzegam, jak młody McCall szybkim ruchem ręki ociera łzę, która dopiero co opuściła jego kanalik łzowy. Chłopak robi wszystko, by nie patrzeć na przyjaciela. Wie, czym to może się skończyć.

-Stiles, jeśli jesteś na to chory... - mówi, patrząc na niego kątem oka – Zrobimy coś – powoli spogląda prosto w twarz nastolatka – Ja coś zrobię.

Zrobię wszystko, by ci pomóc. Wszystko, co tylko mogę. Jeśli będzie trzeba, przemienię cię...

Przyjaciele obejmują się, a ja widze, że Stiles właśnie przestaje udawać. Widać, jak bardzo stara się powstrzymać od płaczu, jak silnie zaciska powieki, by nie wypuścił spod nich łez. A potem nagle spogląda na mnie i... na chwilę wygląda zupełnie inaczej. Jakby był szczęśliwy...

LOSE YOUR MIND___TEEN WOLFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz