#2. Nieszczęśliwe wakacje

228 18 4
                                    

Spojrzałam na twarz chłopaka.

- Hmm... Skąd on się tu wziął? Nigdy nie było turystów na wyspie. - zastanawiałam się.

Miał zapewne dwadzieścia lat. Wysoki, lekko umięśniony brunet z delikatnym zarostem na twarzy. Po chwili obudził się, spoglądając na mnie swymi ciemnoniebieskimi oczami i próbując wstać.

- Co do... Kim... Gdzie... - wyjąkał, będąc nieco oszołomiony.

- Nie ruszaj się, nic ci nie zrobię - powiedziałam, próbując go uspokoić.

Wykonał moje polecenie, kładąc się z powrotem, po czym odpłynął na jakiś czas. Może to i lepiej, mogłam bez przeszkód zabandażować jego rany. Gdy skończyłam, odniosłam apteczkę na miejsce, wyciągając w tym czasie lekarstwo regenerujące. Podałam je chłopakowi, wlewając powoli zawartość do jego ust, kiedy nagle się ocknął:

- Połknij, poczujesz się lepiej. - zatrzymałam go przed jakimkolwiek ruchem.

Wypił resztę mikstury, lekko krzywiąc z goryczy. Powoli podniósł się z łóżka, siadając na nim.

- Dzięki, rzeczywiście lepiej. - Powiedział. - Tak w ogóle, jestem Jason.

- Zelda. - Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, którą uścisnął. - Powiedz, jak się tu znalazłeś?

Jason chwilowo zamilkł, spuszczając wzrok. Najwyraźniej próbował wszystko sobie odtworzyć, co się wydarzyło przed wylądowaniem w domu Dennisa.

- Ja... Nie wiem... To... On.. Zabił... - Jąkał się, nie wiedząc od czego zacząć.

- Spokojnie, weź głęboki wdech i zacznij od tego jak przybyłeś na wyspę.

Odetchnął i zaczął opowiadać:

-Przybyłem tutaj razem z czwórką przyjaciół i dwójką braci na wakacje...

Dzień wcześniej, Z. P. W. Jasona:

- Wypijmy za mojego młodszego braciszka! Zasraniec uzyskał w końcu licencję pilota! - Krzyknąłem, podnosząc kieliszek wódki do góry, po czym zaczęliśmy się wszyscy nimi uderzać.

Przyjechaliśmy kilka dni temu na wakacje, na jedną z wysp leżących na Pacyfiku. Liza - moja przyjaciółka - znalazła super ofertę za śmieszne pieniądze. Od razu zamówiliśmy bilety, złożyliśmy rezerwację w hotelu, po czym spakowaliśmy się i wyjechaliśmy. Pierwsze wrażenie było niesamowite... Ogromna wyspa nieskażona działalnością człowieka, złocisty piasek pod stopami, krystalicznie czysta, błękitna woda, gęsta, zielona dżungla, wysokie palmy, dzikie i niezwykle rzadko spotykane zwierzęta. Można powiedzieć - raj na Ziemi.

Od razu poszliśmy zameldować się w hotelu, zostawić swoje rzeczy i czym prędzej wskoczyć do wody. Ja, Grant, Riley, Liza, Daisy, Oliver i Keith przeżywaliśmy niesamowite przygody. Ścigaliśmy się skuterami wodnymi, nurkowaliśmy, eksplorując podwodną faunę, jeździliśmy terenówkami po dżungli, skakaliśmy (przynajmniej ja z kumplami) w dół wodospadu, lataliśmy na paralotniach, dużo imprezowaliśmy, piliśmy alkohol litrami, wdawaliśmy w bójki tam w klubie, ale największą atrakcją był skok ze spadochronu...

Jednak szczęście nie trwało zbyt długo. Gdy wszyscy już byli na ziemi, napadli na nas jacyś dzikusy. Każdy z nich miał broń, większość miała zakrytą twarz czerwoną chustą. Wyskoczyli z krzykiem na nas z dżungli i zaczęli gonić. Nie mogliśmy uciec, złapali nas i każdy oberwał po głowie tracąc przytomność, po czym zostali związani i wrzuceni do terenówek. Tak samo potraktowano i mnie.

Rook Island || Far Cry 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz