Spojrzałam na twarz chłopaka.
- Hmm... Skąd on się tu wziął? Nigdy nie było turystów na wyspie. - zastanawiałam się.
Miał zapewne dwadzieścia lat. Wysoki, lekko umięśniony brunet z delikatnym zarostem na twarzy. Po chwili obudził się, spoglądając na mnie swymi ciemnoniebieskimi oczami i próbując wstać.
- Co do... Kim... Gdzie... - wyjąkał, będąc nieco oszołomiony.
- Nie ruszaj się, nic ci nie zrobię - powiedziałam, próbując go uspokoić.
Wykonał moje polecenie, kładąc się z powrotem, po czym odpłynął na jakiś czas. Może to i lepiej, mogłam bez przeszkód zabandażować jego rany. Gdy skończyłam, odniosłam apteczkę na miejsce, wyciągając w tym czasie lekarstwo regenerujące. Podałam je chłopakowi, wlewając powoli zawartość do jego ust, kiedy nagle się ocknął:
- Połknij, poczujesz się lepiej. - zatrzymałam go przed jakimkolwiek ruchem.
Wypił resztę mikstury, lekko krzywiąc z goryczy. Powoli podniósł się z łóżka, siadając na nim.
- Dzięki, rzeczywiście lepiej. - Powiedział. - Tak w ogóle, jestem Jason.
- Zelda. - Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, którą uścisnął. - Powiedz, jak się tu znalazłeś?
Jason chwilowo zamilkł, spuszczając wzrok. Najwyraźniej próbował wszystko sobie odtworzyć, co się wydarzyło przed wylądowaniem w domu Dennisa.
- Ja... Nie wiem... To... On.. Zabił... - Jąkał się, nie wiedząc od czego zacząć.
- Spokojnie, weź głęboki wdech i zacznij od tego jak przybyłeś na wyspę.
Odetchnął i zaczął opowiadać:
-Przybyłem tutaj razem z czwórką przyjaciół i dwójką braci na wakacje...
Dzień wcześniej, Z. P. W. Jasona:
- Wypijmy za mojego młodszego braciszka! Zasraniec uzyskał w końcu licencję pilota! - Krzyknąłem, podnosząc kieliszek wódki do góry, po czym zaczęliśmy się wszyscy nimi uderzać.
Przyjechaliśmy kilka dni temu na wakacje, na jedną z wysp leżących na Pacyfiku. Liza - moja przyjaciółka - znalazła super ofertę za śmieszne pieniądze. Od razu zamówiliśmy bilety, złożyliśmy rezerwację w hotelu, po czym spakowaliśmy się i wyjechaliśmy. Pierwsze wrażenie było niesamowite... Ogromna wyspa nieskażona działalnością człowieka, złocisty piasek pod stopami, krystalicznie czysta, błękitna woda, gęsta, zielona dżungla, wysokie palmy, dzikie i niezwykle rzadko spotykane zwierzęta. Można powiedzieć - raj na Ziemi.
Od razu poszliśmy zameldować się w hotelu, zostawić swoje rzeczy i czym prędzej wskoczyć do wody. Ja, Grant, Riley, Liza, Daisy, Oliver i Keith przeżywaliśmy niesamowite przygody. Ścigaliśmy się skuterami wodnymi, nurkowaliśmy, eksplorując podwodną faunę, jeździliśmy terenówkami po dżungli, skakaliśmy (przynajmniej ja z kumplami) w dół wodospadu, lataliśmy na paralotniach, dużo imprezowaliśmy, piliśmy alkohol litrami, wdawaliśmy w bójki tam w klubie, ale największą atrakcją był skok ze spadochronu...
Jednak szczęście nie trwało zbyt długo. Gdy wszyscy już byli na ziemi, napadli na nas jacyś dzikusy. Każdy z nich miał broń, większość miała zakrytą twarz czerwoną chustą. Wyskoczyli z krzykiem na nas z dżungli i zaczęli gonić. Nie mogliśmy uciec, złapali nas i każdy oberwał po głowie tracąc przytomność, po czym zostali związani i wrzuceni do terenówek. Tak samo potraktowano i mnie.
CZYTASZ
Rook Island || Far Cry 3
FanfictionWojna domowa na Rook Island pomiędzy plemieniem Rakyat a najemnikami Hoyta i współpracującymi z nim oddziałami piratów Vaasa, trwa już 18 lat. Rozpoczęła się, gdy na świat przyszła Zelda - córka Amidali i Shaya. W wieku 7 lat dziewczynka straciła ob...