Dojechaliśmy na leśną polankę gdzie stał opuszczony domek myśliwski. Vaas zaparkował i wszedł do środka i zabrał stamtąd dwa łuki i kołczan strzał. Podał mi jeden.
- Polowałaś kiedyś na jaguary? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Jeszcze się pytasz? - Odpowiedziałam pewna siebie.
Vaas zmierzył mnie wzrokiem a jego mina zmieniła się na bardzo poważną, jakby miał zaraz na mnie krzyczeć lecz spokojnie powiedział:
- Nawet nie myśl o ucieczce. Zapewne chcesz wykorzystać szansę ale wiedz że zaraz za lasem jest posterunek a ja przy sobie mam flary. Znam każdą kryjówkę na tym terenie więc bądź posłuszna...
Fuknęłam cicho i obejrzałam swoją broń. Solidny, duży, myśliwski łuk. Bardzo mi się podobał. W kołczanie miałam niewiele strzał, w sam raz by upolować jednego góra dwa jaguary. Czemu akurat jaguary? Chce się popisać przede mną?
- Dlaczego nie zapolujemy na dziki czy na jakieś jelenie? - Zapytałam.
- Jaguar ma ładną skórę. Dobrze się sprzedaje. - Uśmiechnął się łobuzersko - Boisz się?
- Zwykłego kotka? Brałeś coś przed podróżą?
- I brałem i jarałem i piłem... - Uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Ja pierdole... - Mruknęłam, przewracając oczami i poszłam przed siebie w kierunku dżungli.
Vaas zachichotał pod nosem i ruszył za mną. Ciągle chodził za mną krok w krok, próbowałam zgubić go w tym gąszczu i gdy myślałam że się mi już udało, pojawiał się znienacka wychodząc zza krzaków obok mnie. Jednak mówił prawdę, zna ten teren jak własną kieszeń. Kilkanaście metrów przede mną ujrzałam skradającego się jaguara który chciał upolować młodego jelenia. Przykucnęłam, starałam podejść jak najbliżej i gdy wyciągnęłam strzałę z kołczanu, Vaas naciągnął cięciwę i strzelił.
- Musisz być szybsza. - Powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
Grot trafił w brzuch zwierzęcia lecz nie zabił go. Zwierzę natychmiast ruszyło w naszą stronę a ja naciągnęłam swoją strzałę która trafiła w szyję. Jaguar padł martwy kilka metrów przede mną.
- A ty dokładniejszy. - Odparłam równie szyderczo.
Vaas prychnął cicho i poszedł zdjąć skórę z zwierzęcia. Obserwowałam jego poczynania i myślałam że ręce mi opadną. Kompletnie nie nadawał się do roli myśliwego.
- Nie tak, spójrz. - Podeszłam do niego, przyklękłam i przewróciłam zwierzę na plecy, przejeżdżając palcem po brzuchu. - Zacznij tutaj, łatwiej będzie ci ją zdjąć...
Przekręciłam głowę na bok a Vaas cały czas uważnie mnie obserwował. Nie spuszczaliśmy siebie z oczu. Szmaragdowe, hipnotyzujące, pełne szaleństwa, nienawiści, mordu, zła... Ale i pełne cierpienia, tęsknoty, żalu, niezrozumienia, pozbawione nadziei... Z nich można wyczytać wszystko. Kim on tak na prawdę jest? Prawdziwy wróg mając taką okazję od razu strzeliłby w głowę, lecz czemu on mi jeszcze tego nie zrobił? Gdy mnie schwytał, spodziewałam się tortur, krwi, strachu... Piekła na Ziemi. Ale tego nie zrobił.
Powiedział mi prawdę o Citrze, sobie, nawet o matce... Gdy jego ludzie mną szarpali, wtedy gdy próbowałam uciec, on stanął w mojej obronie. Miał wtedy mnie więzić a zabrał tutaj, na polowanie. Wie doskonale że chcę uciec lecz zaufał mi. Traktuje mnie jak równego sobie. Szanuje mnie... To jest nawet miłe z jego strony, ale wróg to wróg. Mimo to, jestem mu wdzięczna. Wdzięczna jako wrogowi.
Oderwałam w końcu wzrok, przenosząc go na ciało zwierzyny. Nie wiem jak długo tak patrzyliśmy na siebie. Wstałam i ruszyłam bardzo wolnym krokiem w stronę lasu a Vaas dokończył skórować zwierzę. Gdy skończył, szliśmy w ciszy dopóki nie zaatakowały nas dwa jaguary. Vaas popchnął mnie do tyłu przyjmując na siebie atak zwierząt. Wyciągnął nóż i zaczął walczyć a ja strzelałam z łuku w stronę jaguarów, cofając się. Gdy jeden już padł, miałam okazję stąd uciec. Gdy byłam w sporej odległości od walki Vaas krzyknął:
CZYTASZ
Rook Island || Far Cry 3
FanfictionWojna domowa na Rook Island pomiędzy plemieniem Rakyat a najemnikami Hoyta i współpracującymi z nim oddziałami piratów Vaasa, trwa już 18 lat. Rozpoczęła się, gdy na świat przyszła Zelda - córka Amidali i Shaya. W wieku 7 lat dziewczynka straciła ob...