#17. Zmartwienia i rozterki

134 12 1
                                    

Z. P. W. Jasona:

Wstałem wcześnie gdy wróciłem do domu. Dziewczyny jeszcze spały, lecz ja nie mogłem siedzieć bezczynnie. Wyciągnąłem dokumenty i położyłem je na stole w kuchni a obok mapę. Przeanalizowałem oba plany ataku i uznałem że najpierw uratuję Olivera. Jest moim największym przyjacielem, od zawsze trzymaliśmy się razem. Razem się uczyliśmy, bawiliśmy się, podrywaliśmy dziewczyny... I tak nam się nie udawało, zawsze dostawaliśmy z liścia. Ale zabawa była przednia. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia a wtedy przyszła Liza.

- Hej, czemu cię tak długo nie było. Martwiłam się. - Przytuliła mnie na powitanie.

- Słuchaj, wiele się wydarzyło a teraz znowu mam zadanie i nie wiem kiedy wrócę.

- Gdzie? - Zdziwiona spojrzała na plany. - Co to?

- Właśnie o tym mówię. Postaram się uratować Olivera a to są plany ataku na bazę w której się znajduje...

- Co? Jason, ty... Skąd to masz? Na prawdę uratujesz Olivera?

- Na prawdę. Mam zamiar...

Nim dokończyłem Liza rzuciła mi się na ramiona i czule pocałowała. Byłem trochę zdezorientowany i zanim odzyskałem świadomość, Liza oderwała się ode mnie i odsunęła ze wstydu.

- Ja... Przepraszam... -  Wyszeptała rumieniąc się mocno. - Po prostu jestem z ciebie dumna i bardzo się ucieszyłam.

- Nic nie...

- Tylko uważaj na siebie. - Mruknęła i już jej nie było.

Nie wiem co już myśleć. Wiem że się o mnie martwi i też chcę by i ona była bezpieczna. Ale co to było? Dlaczego znów mam to dziwne kołatanie serca? Dobra Jason, weź się w garść, Oliver czeka.

***

Położyłem się na skarpie. Przede mną była rzeka a po drugiej stronie jakieś czterysta metrów dalej był bunkier w którym znajdował się Oliver. Była godzina  ósma i według planu o tej porze wychodzi na zewnątrz by pomóc przerzucić worki z kokainą. Ja obserwowałem całą sytuację z lunety na snajperce i czekałem na jego wyjście. O wilku mowa... Wyszedł wolnym krokiem, cały brudny, posiniaczony, zrezygnowany... Ledwie go poznałem. Nie był tym wysokim, szczupłym, zielonookim blondynem z krótką bródką. Zupełnie nie wyglądał jak on z powodu urazów ciała. Zdenerwowałem się i mocniej chwyciłem snajperkę, lecz musiałem uważać by za wcześnie nie oddać strzału.

Popchnęli go do worków i uderzyli, a gdy zabrał się do pracy, piraci zebrali się w grupkę przy beczce z paliwem. Bardzo dobrze... Strzeliłem i trafiłem tam gdzie chciałem, wybuch spowodował zabicie większości żołnierzy a Oliver chwycił leżący obok karabin i pobiegł w stronę łodzi. Z magazynów wybiegało więcej piratów, lecz eliminowałem ich strzałami w głowę i w beczki. Oliver też dawał radę, lecz oberwał ze dwa razy w ramię. W końcu dobiegł do łodzi i ruszył w moją stronę a ja schowałem broń i skoczyłem do wody w chwili gdy podpłynął bliżej. Gdy mnie zobaczył, pomógł wejść do łodzi i bardzo się zdziwił.

- Jason?! To ty...

- RUSZAJ! - Przerwałem mu.

Natychmiast zapalił silnik i ruszył a ja wskoczyłem na działo za nim. Piraci ruszyli za nami, niektórzy łodziami, inni terenówkami jechali przez plażę. Niszczyłem wszystkie pojazdy a wybuch powodował ogromne zniszczenia wokół. To był zajebisty widok. Piraci którzy spotkali się z ogniem, biegali w kółko, krzycząc z bólu i przerażenia. Śmiałem się z tego jak krzyczeli. Cholera, tu nie ma się z czego śmiać! Co ja robię?! Gdy byliśmy już bezpieczni, Oliver oparł się o kierownicę z wykończenia a ja zapytałem:

Rook Island || Far Cry 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz