#9. Wróg numer jeden

136 13 1
                                    

Tą noc spędziłam w salonie. Daisy zajęła moje łóżko, a ja już nie chciałam jej budzić, więc po prostu zeszłam na dół. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale na pewno nie prędko, bo przez cały czas co pół godziny spoglądałam na telefon, sprawdzając czy nie dostałam żadnego wezwania. Skoro zasnęłam, to znaczy że Vaas odpuścił szybką zemstę, a szykuje coś na prawdę dużego...

Zaczęłam słyszeć odgłosy rozmów i śmiech. Próbowałam otworzyć oczy, lecz promienie słońca padające na moją twarz uniemożliwiały to. Usiadłam ma brzeg kanapy czując zapach świeżo zaparzonej kawy i spojrzałam przed siebie. Jason i Daisy siedzieli przy stole w kuchni i jedli śniadanie. Wstałam, przeciągając się i dosiadłam obok dziewczyny.

- Smacznego. - Uśmiechnęłam się.

- Dzięki. Częstuj się sama. - Odpowiedziała Daisy.

Nalałam sobie do szklanki soku i wzięłam jedną kanapkę ze stosu. Była to dla mnie nowość bo zawsze jadam śniadania sama, przy wcześniejszym przygotowaniu. Ale miło było posiedzieć z kimś i porozmawiać o wszystkim i niczym. Po chwili Jason zapytał:

- Nie było wezwania?

- Na szczęście nie. Znając jego to zapewne już szykuje coś grubego. - Mruknęłam, biorąc łyk napoju.

- Jakieś plany na dziś?

- Miałam wrócić do Maczugi przejrzeć papiery transakcyjne, a ty... Hmm... Możesz zdobyć jakiś posterunek.

- Ou... - Zdziwił się. - Spoko, będzie ciekawie.

- Oczywiście sam tam nie pojedziesz. Moi kumple będą się tobą opiekować.

- Fajnie, dzięki za troskę. - Rzucił z sarkazmem, na co Daisy się zaśmiała.

Poszłam po mapę która leżała w szufladzie stojącej w salonie. Położyłam przed chłopakiem i wskazałam jeden obóz na południu wyspy.

- Komarzy Rój. Stróżuje tam 5 żołnierzy i jeden snajper. Jedna skrzynka alarmowa. Powinieneś z tym sobie poradzić.

Wysłałam do znajomego SMS-a z pytaniem czy pojadą z Jasonem podbić posterunek. Od razu napisał informację zwrotną że nie ma problemu i by przyszedł od razu do Amanaki.

- Ok, leć tam do nich. - Powiedziałam. - Żołnierze czekają po drugiej stronie wioski. Dzięki za śniadanie, ale muszę wracać do pracy.

Wyszliśmy z domu i każdy poszedł w swoją stronę, a ja wsiadłam na quada i ruszyłam. Kocham nim podróżować ponieważ jest szybki i zwinny. Już po 10 minutach byłam na miejscu. Weszłam do pomieszczenia i usiadłam za biurkiem, przeglądając papiery.

"Sprzedano", "kupiono", "suma"... Krew mnie zalewała widząc te cyfry i miejsca o których nawet nie miałam pojęcia. Ludzie i narkotyki, pieniądze i alkohol. Tylko to jest dla tego chuja Hoyta najważniejsze... Człowiek dla niego to tylko zwierzę które można zajebać jak psa lub sprzedać z zyskiem. Nie myśli o tym że sam jest taką samą istotą jak jego "towar". Co ja pierdolę... To potwór nie człowiek. Już dawno temu stracił to miano, na które i tak nie zasługiwał. A ci sprzedani ludzie nigdy nie powrócą już do domu, do swych rodzin. Większość z nich prawdopodobnie już nie żyje. Musiałam oderwać wzrok od biurka, od tych dokumentów i zapalić skręta by się uspokoić. Dlaczego on to robi? Dlaczego pozbawia ludziom wolność? Co oni takiego mu zrobili? Co?

Ktoś zapukał do drzwi przerywając moją zadumę.

- Wejdź. - Zawołałam, a  do środka wszedł jeden Rakyat.

- Generale! - Zasalutował, stając na baczność.

- Spocznij, wystarczy Zelda. - Poprawiłam go.

- Żołnierze oddziału wroga mają ci coś do przekazania.

- Co takiego?! - Zamurowało mnie, myślałam że się przesłyszałam.

- Przyszła dwójka piratów i jeden z nich powiedział że mają coś tobie. Muszą to przekazać tylko we wskazane ręce.

- Jeszcze tego brakowało... - Mruknęłam pod nosem gasząc jointa. - Chodźmy.

Wyszliśmy. Na środku placu stała dwójka piratów, nie mieli przy sobie karabinów. Jeden trzymał białą flagę, a drugi jakąś kopertę. To było na prawdę dziwne i podejrzane, nigdy nie było takiej sytuacji że żołnierze wroga przychodzą w pokoju z jakąś sprawą.

- Generał Zelda? - Zapytał mnie pirat.

- Tak jest. Czego chcecie?

- Przybyliśmy w pokoju. Vaas prosił o przekazanie tego listu.

- Dziękuje. - Powiedziałam biorąc kopertę.

Odwrócili się i odeszli. Odprowadzałam ich pewien czas wzrokiem by mieć pewność że nie mają złych intencji. Poszłam z powrotem do biura i otworzyłam ostrożnie list.

Dowiedziałem się o tym ataku podczas mojej nieobecności. Wiem że chciałaś odbić tą dziwkę, więc dam ci drugą szansę. O 19:00 przywiozą dziewczynę na Żółwi Przylądek. Oczywiście nie będzie tam sama, ale możesz ją uratować. Jeśli nie, to równo o północy wpakuję jej kulkę w łeb. Wszelkie chwyty dozwolone.
Życzę powodzenia ;)

Wróg numer 1.

Przeczytałam list w szoku kilka razy. Pierdolony sukinsyn, świetnie to zaplanował. Natychmiast zadzwoniłam do Jasona a po 20 minutach przybył na miejsce. Podałam list chłopakowi, a po przeczytaniu spojrzał na mnie z niemałym strachem w oczach i zapytał:

- I co teraz? Masz jakiś pomysł?

- Widać jak chuj że to pułapka. Chce nas tam zwabić i zabić. - Spojrzałam na list jeszcze raz. - Jeszcze ten uśmieszek dopisał... Cały on, nie mógł się powstrzymać.

Podeszłam do mapy i wskazałam palcem na niewielki kawałek lądu oderwany od ogromnej wyspy.

- To jest to miejsce. Jest tam jeden powojenny bunkier, więc ona będzie na samym końcu. Wejście będzie pilnowała straż, a na dachu patrolować snajperzy. Rośnie tam dużo krzaków więc martwe ciała można ukryć.

- Ale jak ją uratujemy? - Przerwał.

- Sukinsyn świetnie to zaplanował, jeśli będzie bitwa, przypłynie więcej piratów więc musimy iść tam sami.

- Wpadniemy w jego pułapkę.

- Nie ma innego wyjścia.

- A jeśli nas zabije?

- Na to nie pozwolę. - Spojrzałam na niego z powagą. - Jedźmy lepiej, mógł zacząć już wcześniej coś planować. Im więcej się dowiemy tym łatwiej będzie opracować plan.

***

Pojechaliśmy na północ. Wspięliśmy się na pustą chatę rybacką i obserwowaliśmy Żółwi przylądek z ukrycia. Było popołudnie a już kręciła się tam grupa piratów. Był nawet snajper. Tylko jeden snajper, co było lekko niepokojące. No nic, czekaliśmy na przyjazd Lizy. 20 minut przed czasem przyleciał helikopter i wyprowadzili z niego dziewczynę. Jason z zdenerwowania zacisnął pięści gdy zobaczył jak ją popychali. Nie było widać Vaasa. Z początku się nieco ucieszyłam ale to było bardzo niepokojące. Czyżby chciał nam ułatwić podbój, czy może tam jest i czeka na nasze przybycie?

- Jak sytuacja? - Wyrwał mnie z transu Jason.

- Dziwne... - Mruknęłam.

- Co takiego?

- Wysłał tu samą piechotę. Jakby specjalnie nam ułatwiał zadanie... Niezły z niego pozorant, nie przepuści takiej okazji a środku na pewno jest więcej piratów.

- Więc co robimy?

- Ruszamy, nie ma innego wyjścia.

Przeładowaliśmy swoją broń i po cichu popłynęliśmy tam. Widziałam strach u Jasona, w sumie sama obawiałam się tego co będzie w środku. To było cholernie niebezpieczne, lecz nie było innego sposobu. Nie mogłam pozwolić by ich zabił, nie wybaczyłabym sobie tego.

Rook Island || Far Cry 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz