#29. Definicja Szaleństwa

141 11 1
                                    

Z. P. W. Jasona:

Powoli zaczynałeś się budzić z powodu kaca... Cholernie mnie bolała głowa, lecz i poczułem ciężar na swoim ciele. Zobaczyłem że to była Liza... Cholera, co się wtedy stało?! Nie chciałem jej obudzić, więc musiałem leżeć i czekać aż sama to zrobi. Próbowałem przypomnieć co się wtedy stało... Alkohol, kumple, dziewczyny, impreza... Kurwa, no tak, przespałem się z nią! I wyznałem jej że również ją kocham... Nie ma co się oszukiwać. Lecz i mam poczucie winy... Dlaczego? Nie wiem. Nagle Liza zaczęła się poruszać, po czym spojrzała na mnie a następnie na siebie i zawstydziła się. Okryła się kocem i zsunęła ze mnie.

- Boże... - Powiedziała zawstydzona. - Co się stało?! Jason ja...

- To nie twoja wina. - Uspokajałem. - Byliśmy pijani...

- Ale...

- Kocham cię. - Zbliżyłem się i pocałowałem.

Liza złapała mnie za szyję a ja objąłem jej talię. Gdy oderwała się ode mnie, ubraliśmy się i zeszliśmy na dół, gdzie panował bałagan. Wszędzie leżały puste butelki, walały się papiery od przekąsek i inne takie. Na podłodze leżeli Keith z Oliverem a na kanapie Daisy.

- Pomóc? - Zapytałem Lizę, wskazując na bałagan.

- A nie masz nic do zrobienia?

- Chętnie pomogę...

- Nie, poradzę sobie. - Zaśmiała się. - Jedź już, uważaj na siebie... - Zbliżyłem się do niej i pocałowałem czule.

Wziąłem swoje bronie i wybiegłem na zewnątrz. Dziś jest ten dzień... Dziś ją ocalę...

Z. P. W. Zeldy:

Pół nocy nie zmrużyłam oka ponieważ Vaas próbował ze mną porozmawiać. Nie wpuściłam go i nie odzywałam się nawet. W końcu mi odpuścił a ja mogłam zasnąć. Lecz około dziesiątej zza okna usłyszałam krzyki, wybuchy i strzały... Zerwałam się z łóżka i wyjrzałam... Nie mogłam uwierzyć własnym oczom... Na obóz napadli Rakyat z... Wtem drzwi mojego pokoju otworzyły się z hukiem a do środka wbiegł Jason. Spojrzeliśmy na siebie i wtedy zbliżył się do mnie i przytulił.

- Zelda, całe szczęście... - Zaczął. - Chodź, nie mamy czasu.

Wręczył mi P-07, złapał za nadgarstek i pociągnął w kierunku wyjścia. Gdy uciekaliśmy przez korytarz, w naszą stronę poleciało kilka pocisków. Odwróciłam się i kilkanaście metrów dalej ujrzałam Vaasa, celującego w Jasona. On natomiast rzucił w jego stronę koktajl Mołotowa, by zagrodzić mu drogę. Ogień natychmiast rozprzestrzenił się po korytarzu a Vaas musiał cofnąć się trochę do tyłu, lecz nie spuszczał mnie z oczu. Widziałam że był zły, ale również zawiedziony... W jednej chwili stracił do mnie całe zaufanie... Jason pociągnął mnie za dłoń, sygnalizując że musimy uciekać. Po raz ostatni spojrzałam Vaasowi w oczy, wypowiadając ciche "wybacz mi" po czym ruszyłam na zewnątrz.

Tam panował dosłowny chaos. Wszędzie biegali piraci, ciężkozbrojni, Rakyat, snajperzy, złapani niewolnicy, prostytutki a nawet zwierzęta. Tygrysy, psy, warany, kazuary... Przez tą strzelaninę, klatki w których siedziały te zwierzęta zostały uszkodzone. Musieliśmy dostać się do bram obozu, czyli musieliśmy przebiec przez cały plac. Ruszyliśmy... Po drodze zabiłam kilku piratów i zabrałam jednemu z nich maczetę oraz AK-47. Znów przedzieraliśmy się przez ogień walki, mordując wszystkich napotkanych po drodze. Udało się... Wskoczyłam za Jasona na quada a on ruszył z pełną mocą a Rakyat powoli zaczęli się wycofywać. Niestety tuż za nami jechali piraci, kilku na quadach a inni w terenówkach, próbowali nas zestrzelić. Jason aby ich zgubić, skręcił w dżunglę, jednak ci na quadach nie odpuszczali. Strzelałam do nich i zabiłam dwójkę i wtedy Jason krzyknął do mnie:

Rook Island || Far Cry 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz