II. Migrena

5K 633 67
                                    

Na ziemi leżały pozgniatane w kulki gazety, słońce łakomie wtłaczało się do niedużego mieszkania, stęsknione za jego widokiem.
Malarz siedział na rozrytym łóżku, całkiem nago z papierosem w ustach, laptopem na kolanach i kebabem leżącym w misce, stojącej na pościeli.
Ceny mieszkań zaczynały się od tysiąca i gorzej, a on miał w portfelu niecałą stówę i starą prezerwatywę, którą nosił chyba tylko na szczęście.
Jego telefon wibrował od czasu do czasu, od nadchodzących wiadomości od Katherine i Jaspera, którzy na zmianę proponowali mu kąt u siebie, ale on myślał tylko nad dobrą wymówką, wiedząc, że jeśli gdzieś się teraz zaszyje to na więcej niż tydzień czy dwa.
Wiedział też, że negocjacje z właścicielem nie mają sensu, przerabiali to już zbyt wiele razy i na miejsce malarza czekało kilka innych normalnych ludzi, którzy nie będą zalegać z czynszem.
Westchnął ciężko i sięgnął po miskę w kwiatki, by następnie postawić ją sobie na kolanie i odwinąć ze sreberka swoje śniadanie i obiad w jednym.
Dawno nie był w tak chujowej sytuacji.
Zapożyczenie się u kogokolwiek wychodziło z gry, miał zbyt nieregularnie dochody i nawet jeśli jego przyjaciele to rozumieli, on sam wciąż nienawidził być dłużny.
- Zasrane pieniądze - sapnął pod nosem z pełnymi ustami mięsa zmieszanego z ostrym sosem.
Czas miał prawdopodobnie do końca następnego tygodnia, ewentualnie jeszcze jeden więcej, jeśli właściciel będzie miał dobry humor.
Tak czy siak musiał się spakować, poukładać wszystko i załatwić sobie transport i lokum.
Chciał się wyewakuować przed dniem, w którym powinien wpłacić czynsz, uniknąłby dzięki temu wielu problemów.
Była jakaś opcja, że gdyby miał zagnieździć się gdzieś niedaleko, to dałby radę zarezerwować wóz do przeprowadzek.
Ale to wymagało rozmów, negocjacji i  miejsca docelowego.
A w tym momencie chciało mu się tylko spać.

Zamknął oczy wzdychając pierdolenie ciężko
Nie miał pojęcia co powinien zrobić, a w dodatku telefon ponownie zawibrował informując go o przychodzącym połączeniu.
Przełknął, uchylił ślepie, łypiąc na jaśniejący ekran.
Felix.
Nie miał ochoty na rozmowę ze spanikowanym bratem, ale doskonale wiedział, że jeśli nie odbierze trzy razy, to za czwartym razem zadzwoni kiedy będzie już w drodze do jego mieszkania.
Westchnął, sięgnął po telefon i przesunął palcem w stronę zielonej słuchawki, już w okolicy ucha.
- No? - mruknął opierając się o ścianę.
- Odebrałeś - mężczyzna westchnął jakby z ulgą. - Słyszałem, że grozi ci eksmisja...
- Wieści tak szybko się rozchodzą? I nie eksmisja, a po prostu...
- Katherine do mnie dzwoniła, mówiła co się stało - przerwał mu, zanim zdążył wymyślić synonim do słowa "ucieczka"
- No tak - sapnął ponownie wgryzając się w przesiąkniętą sosem bułkę.
Wszystko przez Jaspera, papla jedna, nigdy nie potrafił utrzymać języka za zębami i pewnie wszyscy już wiedzieli.
- Słuchaj...tak myślałem...może wprowadzisz się do mnie?
- Felix...
- Wiem jak wygląda twoja sytuacja, ale nawet byś mi pomógł, wiesz? Wiesz jak wielkie mam mieszkanie, chciałem je wynająć, ale nie chcę nikogo obcego przy Laurentym, a skoro pracujesz sam, mógłbyś się nim zajmować, kiedy będę w pracy. Wiesz, że cię uwielbia, to lepsze niż niania.
Cztery lata wcześniej, zaraz po urodzeniu Laurentego, narzeczona Felixa zwyczajnie rozpłynęła się w powietrzu, prawdopodobnie pokonana przez depresję poporodową, albo zwyczajnie pociągnięta pragnieniem znalezienia swojego jedynego, tą drugą połówkę duszy, której każdy szukał.
Bo oboje od początku wiedzieli, że nie są sobie zapisani w gwiazdach, ale chcieli spróbować i tak, na przekór losowi.
Zwalanie mu się na głowę nie było najlepszym pomysłem, miał wystarczająco ciężko jako samotny ojciec.
- No nie wiem Fel...dziękuję ci, ale moje dochody są nieregularne, nie chciałbym wchodzić w rolę twojego drugiego dziecka - mruknął odkładając miskę, by zastąpić jedzenie dymem tytoniowym.
- Będziesz dawał ile i kiedy będziesz mógł, poradzimy sobie bez problemu.
Malarz tylko cicho westchnął, wypuszczając dym nosem.
- Bo co innego chcesz zrobić? - kontynuował starszy. - Pójdziesz pod most?
- Chuj mnie wie - sapnął. - Nie mam planu.
- To przyjedź dzisiaj do mnie. Rozejrzysz się, pomyślimy, a jak się zdecydujesz, to pomogę ci się spakować i jakoś do mnie przenieść.
Blondyn uśmiechnął się lekko, czując ciepło pod sercem.
- Dzięki Fel...w razie wu sprawdzałem już ceny wynajmu auta do przeprowadzek, powinienem się z takim wypłacić, jakby wystarczył jeden przejazd.
- No i super. To zadzwoń, czy tam napisz jak będziesz do mnie startować. Jakby co jestem cały czas w domu.
- Jasne...dzięki - powtórzył zginając nogi w kolanach. - Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Wystarczy, że się zgodzisz. Do zobaczenia.
- Cześć...

Spiritus Movens | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz