VI. Plany

3.4K 560 45
                                    

Jego plany uległy zmianie, jak zawsze z resztą.
Zaczynał się już powoli przyzwyczajać.
Kiedy wrócił do nowego domu, Laurenty już spał, więc postanowił nie targać wszystkiego na górę, bo tylko niepotrzebnie narobiłby hałasu.
Postanowił zrobić to jutro, kiedy do południa powinien być sam.
Po cichu zdjął buty, płaszcz odwiesił na wieszak i niemalże nie odrywając stóp od wykładziny ruszył w głąb mieszkania.
Nie był przyzwyczajony do takiego skradania się, gdyby mieszkał sam, pewnie wparowałby do mieszkania razem z drzwiami, potem rzuciłby płaszcz na fotel i zamówiłby jakieś niezdrowe żarcie, którym rozkoszowałby się siedząc nago w łóżku.
Dopiero co się wprowadził, ale już mu tego nieco brakowało, wiedział, że teraz będzie musiał wykazać się nieco większą odpowiedzialnością i ogładą, co trochę mu nie pasowało, bo z natury był nieokrzesanym gnojem, który ładnie, to się tylko umiał ubrać.
I to też nie zawsze.
Oczywiście była opcja, że jak uzbiera nieco więcej tych pieprzonych pieniędzy, to będzie mógł się wyprowadzić i wynająć kawalerkę gdzieś w okolicy, bo okolica była naprawdę ładna, chyba najładniejsza w całym Siren.
Czuł, że nie jest jeszcze gotowy psychicznie na to całe dziwne dorosłe życie pełne pozorów i dziecięcych zabawek leżących w każdym kącie.
Sam był jeszcze dzieciakiem, jak połowa ludzi w tym wieku z resztą.
Choć oczywiście doceniał gest brata, uratował mu w końcu tyłek, bez niego prawdopodobnie zamieszkałby z Jasperem, który machałby mu jajami przed nosem przy każdej możliwej okazji.

Felix siedział na kanapie, samotnie, w półmroku oświetlanym niebieskim światłem telewizora i poświatą lampek w papierowych kulach, które to wisiały pod półkami, które zbierały kurz i uschnięte kaktusy.
Blondyn odstawił kieliszek na stolik i obrócił głowę w stronę kroków, uśmiechając się lekko.
Trzymał w dłoniach album ze zdjęciami, a wzrok miał już nieco szklisty, połączony z lekkimi wypiekami na policzkach.
- Liznąłeś coś kultury? -spytał miękko, kiedy niebieskooki podszedł bliżej.
- Odrobinę - odpowiedział mu malarz, siadając obok. - Co tam oglądasz?
- Zdjęcia - wzruszył ramionami. - Właśnie doszedłem do momentu, w którym rodzi się Lau.
Leon wycisnął na usta lekki uśmiech i przechylił się w stronę brata, zaglądając na stronice.
- To lubię najbardziej - powiedział Felix, wyjmując zdjęcie z folii, by podać je bratu.
Na zdjęciu był malarz we własnej osobie, trzymał na dłoniach zawiniętego w koc niemowlaka. Stał w lekkim rozkroku, czy to dlatego, że zrobiło mu się słabo, czy po to by utrzymać równowagę, a z boku widać było łóżko szpitalne i ramię Lilly.
Na pierwszy rzut oka było widać, że jest co najmniej wczorajszy, a na lewym oku kwitnie śliwa, której nie zasłoniły nawet jego oddane, okrągłe okulary.
Nie pamiętał za co dostał wtedy w pysk, ale był praktycznie pewien, że mu się należało.
- Pamiętam jak się piekliła, bym ci go nie dawał - mruknął Felix, uśmiechając się lekko. - Ale ja wiedziałem, że nic mu nie zrobisz.
Malarz uśmiechnął się lekko, przeniósł wzrok na brata, który przekładał już stronę.
- Dla porównania wasze następne wspólne zdjęcie wygląda już tak - zaśmiał się starszy, wskazując palcem zdjęcie, na którym malarz trzymał Laurentego w okrągłych okularach przeciwsłonecznych, które zasłaniały mu prawie całą buzię, poza bezzębnym uśmiechem.
- Styl trzeba wpajać od małego - stwierdził niebieskooki wywołując uśmiech na ustach brata.
Z kolejnego zdjęcia patrzyła na nich czarnowłosa Lilly, z smutnym uśmiechem na bladych ustach. Ubrana w błękitną sukienkę trzymała Laurentego w swoich bladych rączkach.
Felix westchnął ciężko, zamknął album i przetarł twarz dłonią.
- Mama dzisiaj dzwoniła. - mruknął, kiedy malarz myślał jak powinien się zachować - Znowu na nią zrzędziła, pytała, kiedy sobie kogoś znajdę. Leon, dlaczego ona nie potrafi zrozumieć, że nie mam do Lilly żadnych pretensji?
- Ma na to inne spojrzenie jako matka... - odpowiedział niepewnie, niezbyt zadowolony, że został wciągnięty w taką rozmowę. Nie potrafił prowadzić takich rozmów, nie potrafił pocieszać.
- No tak... - Felix westchnął ciężko. - Ma ją za zwyrodniałą matkę, ale ja się cieszę, że zostawiła Laurentego ze mną. Z resztą co innego miała zrobić? Byłbym wściekły tylko gdyby zabrała go ze sobą.
- Felix... naprawdę nie ma sensu o tym myśleć. Mama nigdy nie zmieni zdania, ty też nie powinieneś tego roztrząsać, bo przeszłości nie zmienimy. Możesz teraz tylko czekać, aż twoja druga połówka pojawi się na horyzoncie.
Felix westchnął ciężko, odłożył album i obrócił głowę w stronę brata.
- Wiem. Masz rację, dobrze, że jest tak, niż jakbyśmy mieli się ze sobą męczyć.
- No właśnie. Reszta sama się ułoży.
Blondyn uśmiechnął się słabo.
- Od kiedy największy dramaturg i pesymista w Siren patrzy w przyszłość tak optymistycznie?
- Łatwiej jest przemówić do rozsądku komuś innemu, niż samemu sobie.
Starszy Surre podniósł wzrok na drzwi pokoju synka i uśmiechnął się słabo.
- Chyba masz rację...- mruknął i zaraz wziął głębszy wdech. - Dobra idź się wykąpać, bo cały śmierdzisz papierosami. Zrobię jakąś kolację.
- Mhm - malarz dźwignął się z kanapy i ruszył powoli w stronę spuszczonych schodów, żeby znieść sobie jakąś piżamę, którą i tak zamierzał potem zdjąć.
- Leon...? - Felix ponownie odezwał się po chwili milczenia, a malarz spojrzał na niego znad ramienia, opierając już stopę na pierwszym stopniu. - Cieszę się, ze jesteś.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Ja też, Fel.

Spiritus Movens | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz