XVIII. Niezręczności

2.6K 473 33
                                    

Malarz siedział nieruchomo, pustym wzrokiem wpatrując się w pobazgrane na kolorowo płótno, które swoim surrealistycznym makijażem odwzorowywało wnętrze jego umysłu i niezadowolenie z samego siebie.
Nie szło mu, a gadająca przez telefon Katherine nie pomagała mu w skupieniu się nad wariatem, który chował się przed nim w zakamarkach umysłu niczym dziecinny tchórz.
- No i wiesz, cieszę się twoim szczęściem i tak dalej, ale w sumie żałuję, że nie mogłeś iść z nami. Przyjechał dodatkowo brat Annie i całą trójką chodziliśmy po mieście. Nazywa się Lucjan i jest strasznie dziwny, myślę, że byście się polubili - mówiła kobieta, nie dopuszczając malarza do słowa, kiedy na podłodze tańczyły promienie słońca filtrowane przez oczka falbanowej firany.
- Yhm - mruczał co jakiś czas, okazyjnie mocząc włosie pędzla w kubku z letnią wodą, by w następnej chwili podnieść dokładnie ten sam kubek i nieświadomie upić z niego kolorowy łyk o smaku farb olejnych.
Westchnął ciężko nosem, zamykając oczy, kiedy w pierwszym odruchu przełknął zabarwioną farbami wodę, która pozostawiła gorzki posmak w jego ustach.
Katherine mówiła dalej, kiedy on wycierał wargi i język w rękaw szlafroka, a kiedy sięgnął po filiżankę z herbatą, po którą pierwotnie wyciągnął dłoń, z niezadowoleniem odkrył, że w niej również maczał pędzel.
- Co tam sapiesz? - mruknęła Katherine z wyczuwalnym w głosie niezadowoleniem, że musiała przerwać swoją historię.
- Napiłem się wody z farbą - odpowiedział z odrazą wycierając spierzchłe wargi.
- ... Serio? - spytała siląc się na powagę, choć słyszał jak filtruje powietrze nosem, powstrzymując się od chichotu.
Nie skomentował tego, nie chcąc dawać jej satysfakcji, jedynie podniósł się i ruszył na dół, po świeżą wodę, którą mógłby przepłukać usta.
Dopiero teraz naprawdę kolorowe plamy na płótnie pasowały do jego zmęczonego wnętrza.
- Dobra, to może podzielisz się, do jakich wniosków doszedłeś panie detektywie? - spytała, kiedy
jedyną odpowiedzią na śmiech było milczenie.
Blondyn westchnął, przechodząc przez cichy salon, który swoją drogą zobowiązał się posprzątać.
- Nie wiem Katherine, to wszystko jest zbyt dziwne, żeby logicznie to ułożyć - odpowiedział, kiedy otwierał lodówkę, by wyciągnąć z niej butelkę wody.
- W magii gwiazd nie ma co doszukiwać się logiki - powiedziała Coco, tym swoim wyniosłym, pewnym tonem.
- Weź mi skończ.
- Mówię poważnie! - zawołała, kiedy Surre próbował odkręcić butelkę jedną ręką. - Sam widzisz, że wszystko na to właśnie wskazuje. Powiedzieć ci moją teorię?
- Nie - sapnął, a kiedy kobieta i tak zaczęła coś mówić o przeznaczeniu, jak zwykły cham odłożył telefon, dalej siłując się z butelką.
Docierały do niego tylko nieliczne, ciche i oberwane z sensu słowa, których naprawdę nie chciał słuchać, samemu doskonale wiedząc, że mogą okazać się prawdą.
Dlatego telefon ponownie przyłożył do ucha dopiero kiedy skończył pić.
- I co myślisz?
- Nie słuchałem - mruknął chowając butelkę do lodówki.
- No wiesz ty co...
Mężczyzna westchnął ciężko i obchodząc zagracony brudnymi naczyniami blat kuchenny ruszył w stronę kanapy, na której walały się zabawki Laurentego i jakieś pięć kompletów ubrań, których nie chciał na siebie rano założyć.
Poczucie stylu wujka zaczynało powoli na niego przechodzić.
- Takie rzeczy nie istnieją.
- Więc jak wyjaśnisz to w muzeum? Laurentego?
- Przypadek.
- O nie nie. - Słyszał w tle, że kobieta się ruszyła, prawdopodobnie wstała,by zrobić wściekłą rundkę po pokoju, jak to miała w zwyczaju, kiedy się niepotrzebnie bulwersowała. - Słuchaj, Felix jako, że kiedyś był twoją siostrą, chciał nazwać syna twoim imieniem, zupełnie nie świadomie, a ty, także nieświadomie, zaproponowałeś inną formę tego imienia, żeby nie było dziwnie. Na prawdę uważasz, że to przypadek? - spytała mówiąc naprawdę szybko.
- Myślę, że to brzmi jak pijany, wiedźmiński bełkot - odpowiedział siadając po turecku na miękkich poduszkach, gryząc wargę, bo sam miał dokładnie taką samą teorię, jak kobieta. - Słyszysz się w ogóle? To brednie.
- A jego dziwne zachowanie?
- Ty też się dziwnie zachowujesz, a o nic cię nie posądzam.
- Uhhh! - kobieta stęknęła niewyraźnie, prawdopodobnie z frustracją ponownie opadając na łóżko. - Jesteś uparty jak cholera, nie mogę się doczekać widoku twojego głupiego ryja, kiedy się okaże, że miałam rację od samego początku.
Malarz parsknął, sięgając po pilot zakopany pod kocykiem w misie.
- Trochę sobie poczekasz.
Słyszał jak kobieta głośniej wciąga powietrze, uzupełniając magazynek na kolejną przemowę, jednak przerwała nagle, kiedy on włączał telewizor.
- Opieprzyłabym cię, ale ktoś dzwoni. Zgadamy się potem - mruknęła odsuwając już telefon od ust.
- Jasne.

Spiritus Movens | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz