XXIII. Uniesienia

2.6K 426 51
                                    

Był zdecydowany, już nawet trzymał telefon w dłoni, jeszcze raz układając w myślach mowę, którą miał wygłosić, by zabrzmieć dobrze.
Przemyślał wszystko kilka razy i choć nadal nie był do końca pewien, czy spotkanie nie nastąpi zbyt szybko, zdecydował, że jednak warto spróbować.
Bo lepszej okazji miało nie być.
Chciał już dzwonić, kiedy nieoczekiwanie to jego telefon zawibrował, informując o wiadomości od glona.
I jak zwykle jego plany się posypały, pomimo wnikliwej analizy sytuacji i zdecydowaniu, wszystko poszło się chrzanić.
Steven złapał od kogoś grypę i przyjęcie musiało zostać przełożone.
Malarza to nawet nie zdziwiło, przyzwyczaił się, że wszystkie jego plany idą się jebać ilekroć już się w pełni zdecyduje.
Co innego informacja o urodzinach kolegi Laurentego, to go zdziwiło.
W dodatku z  nocowaniem.
A jakby tego było mało, Felix miał pomagać samotnej mamie, która organizowała przyjęcie.
To oznaczało tylko tyle, że malarz miał mieszkanie dla siebie, przez całą sobotę, aż do niedzieli.
Od przeprowadzki, to był chyba pierwszy taki przypadek, naturalną reakcją blondyna było podekscytowanie, podniecenie wręcz.
Z początku chciał spędzić ten dzień w piżamie, przytulony do wina i niezdrowego żarcia, które wyrzygałby następnego dnia na kacu.
W porę jednak zdał sobie sprawę, z możliwości zaproszenia do siebie olbrzyma na kolację, jeszcze nie był pewien czy romantyczną, czy nie.
I czy na samą kolację, czy coś więcej.
Mimo to szybko dał Bertrandowi znać, by się przypadkiem nie rozmyślić i włączając muzykę zabrał się za sprzątanie, bo jak się po czasie okazało, Felix wcale nie był tak perfekcyjnym panem domu, jak mu się przez te wszystkie lata wydawało i we wszystkich zakamarkach czaił się syf.

Dopiero około południa, kiedy znał już odpowiedź olbrzyma, zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę, kucharz z niego marny i nawet kawy nie potrafił zrobić sobie takiej, by mu smakowała.
Postanowił więc iść na łatwiznę, smażąc pierś kurczaka, by podać ją z rozgotowanym ryżem i sałatką, którą potraktował zbyt dużą ilością oleju.
Gospodarz był z niego niesamowicie marny, za sukces mógł uznać jedynie fakt, że nie pociął sobie palców, na co był gotowy od samego początku.
A jako ostatnią deskę ratunku, postanowił użyć swoją szafę, która swoją drogą w końcu wylądowała w jego pokoju, tak jak reszta rzeczy, która do tej pory walała się na dole, zupełnie ignorowana przez obu blondynów.
Z resztą malarz zawsze wyznawał zasadę, że co nie dopowie, to dopowygląda, z tym, że tym razem odnosiło się to do maskowania jego anty-talentu kulinarnego.
I zdolności planowania.
Około godziny siódmej, olbrzym zapukał do drzwi, niemalże obdarowując malarza zawałem.
Surre pośpiesznie ruszył do drzwi, jeszcze raz przeglądając się w lustrze, upewniając się, że koszula nie jest nigdzie brudna, a spodnie i marynarka dobrze leżą.
Choć nawet gdyby było inaczej, już i tak nie mógłby nic z tym zrobić.
Ostatni raz przeczesał włosy palcami i otworzył drzwi, uśmiechając się na widok blondyna.
Bertrand odwzajemnił uśmiech, nieco mocniej ściskając w palcach uchwyt papierowej torby w kolorze pudrowego różu.
- Hej, hej. Wejdź - powiedział Surre, szerzej otwierając drzwi, by mężczyzna mógł wygodnie wejść do środka.
Blondyn powoli, jakby nieśmiało wślizgnął się do środka i uśmiechając się lekko, podał torebkę niebieskookiemu.
- Nie wiem, czy będzie pasować, ale postanowiłem zaryzykować... - mruknął, kiedy Surre zamykał drzwi, by w następnej chwili odebrać torebkę wyjmując z niej butelkę czerwonego wina.
- Nie byłem pewien co właściwie gotujesz, ale na wyjeździe wspominałeś, że takie lubisz.
Leon uśmiechnął się, patrząc na szklaną butelkę wypełnioną niemalże czarnym alkoholem, dodatkowo ozdobioną kokardką zawiązaną wokół szyjki.
- Bardzo - przytaknął kiwając głową. - Dziękuję - dodał podnosząc wzrok, po czym trochę niepewnie stanął na palcach i ucałował olbrzyma w te jego wąskie wargi, które już rozciągały się w słonecznym uśmiechu.
A idąc do kuchni wypełnił serce nadzieją, że słodkie, jeżynowe wino zamaskuje smak jego paskudnej kolacji.

Spiritus Movens | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz