XXI. Co myśleć

2.2K 443 17
                                    

Siedział na swoim kocu, w bezpiecznej odległości od wody i stukając ołówkiem o pustą kartkę, wpatrywał się w trzy kształty na tafli.
Przeczył sam sobie, niepotrzebnie strzępiąc ryj, ale naprawdę nie chciał się kłócić.
Nie miał ochoty na dramatyczne sprzeczki i szarpanie się o Jacka, jakby był kawałkiem mięsa, a on i Alena parą głodnych wilków.
W jego oczach było to pozbawione jakiegokolwiek sensu, szczególnie jeśli mężczyzna mówił prawdę i między nim, a Aleną nigdy nic poważnego nie było.
Po ich małej wymianie uprzejmości, grupka natychmiast się rozeszła, Jack pociągnął go, żeby dokładniej pokazać mu motel, kiedy i Alena i Georgi się przebierali, od tego momentu nie byli dopuszczani bliżej siebie, jakby mieli się autentycznie pozagryzać.
Miał jedynie nadzieję, że uda mu się chwilę porozmawiać z kobietą, tak na spokojnie, tylko po to, by pokazać jej, że nie jest tutaj by robić jej na złość i nie jest jej wrogiem.
Jeszcze w liceum kręciłaby go taka sytuacja, z podekscytowaniem rozmyślałby jak ugodzić słowami, ale teraz, po pierwszym starciu stwierdził, że w gruncie rzeczy jebie go taka sytuacja i chce tylko w spokoju całować się z Jackiem na plaży.
Wymiękł z wiekiem.
Westchnął cicho i wyciągając przed siebie proste nogi, odłożył ołówek i sięgnął po niebieski flamaster olejny, chcąc uwiecznić wodę.
Na ćwiczenie anatomii na przykładzie Jacka, było jeszcze za jasno.

Większość dnia spędził samotnie, rysując co mu w oko wpadło, czasami spacerując po brzegu, uważając, by nie wdepnąć w szkło.
Jack kilka razy proponował żeby dołączył, chciał go przewieźć na desce i zachęcał do chociażby podjęcia próby, wspólnego popływania.
Ale Surre twardo trzymał się bezpiecznego lądu, ani myśląc o wchodzeniu do wody, nawet z motylkami i ochroną Jacka.
Przyjechał tam, aby miło spędzić czas na podziwianiu mokrego Bertranda, a tymczasem musiał wiecznie unikać niebezpieczeństw w najróżniejszych postaciach.
Kończył właśnie prosty szkic pająka, który szwendał się w okolicy jego bezpiecznej wysepki, kiedy od słońca odciął go kobiecy kształt, rzucający cień na jego zgrzaną osobę.
Nie zareagował jednak, pozostając w upartym bezruchu.
- Szkoda, że Jack nie powiedział, że zabiera ze sobą artystę, wzięłabym dla ciebie kolorowanki Teodora - powiedziała stojąc tak kilka niezręcznie milczących chwil.
Surre westchnął cicho i opuszczając lekko okulary, podniósł na nią zmęczone spojrzenie.
- Jeszcze raz, ile masz lat? - spytał zamykając szkicownik. - Bo mój czteroletni bratanek potrafi mi bardziej zajść za skórę.
Kobieta tylko prychnęła i już cała się spięła, by odejść gdzieś w bok, prawdopodobnie w stronę toalet, jednak w malarzu odezwał się ten pierwiastek odpowiedzialności, który zamykając usta cholerykowi, dał mu znać, że pora zakończyć ten dziecinny spór.
- Poczekaj - sapnął cicho, podnosząc się niechętnie, kiedy kobieta zdążyła odejść już na kilka kroków.
- Co? - spytała obracając się, wyraźnie gotowa do wymiany uszczypliwości.
- Przepraszam - powiedział miękko, a Alena uniosła wysoko brwi, pozostając bez słowa. - Nie znałem sytuacji między tobą a Jackiem, dowiedziałem się dopiero w samochodzie. Nie przyjechałem tutaj by robić ci na złość.
Kobieta chrząknęła cicho, łapiąc się za ramię, trawiąc słowa blondyna, kiedy ten przyglądał jej się znad czarnych szkieł.
Była piękna, nawet z grymasem.
Mokre włosy przykleiły jej się do twarzy i karku, policzki miała zaczerwienione od uderzającego w nie wiatru, a błękitne oczy zdawały się odbijać krystalicznie czyste niebo.
Już na basenie zaobserwował w niej tą dziwną manierę i był niemalże pewien, że gdyby okoliczności ich poznania były nieco inne, to nie raz wyszłaby z nim i Katherine na drinka, albo pięć.
W końcu westchnęła cicho, odgarnęła do tyłu kruczo czarne włosy i wykrzesała na usta lekki uśmiech.
- Dobra, ja też przepraszam, osobiście nic do ciebie nie mam - tutaj zagryzła wargę, lekko zmarszczyła brwi i westchnęła nosem. - Po prostu sytuacja jest... chujowa.
- Tu się muszę zgodzić - odparł z lekkim uśmiechem, czując że wychodzą na prostą. - Jak chcesz, to będę ci schodzić z drogi, tylko nie odstawiajmy scen, nie mamy po piętnaście lat.
Kobieta skinęła, nieco niechętnie, jakby czuła się pokonana.
- Jasne - mruknęła dalej kiwając głową, zerkają w stronę wody. Westchnęła. - Chcesz iść ze mną po coś do picia? Niedaleko jest sklep.
Blondyn uśmiechnął się lekko, kiwając w zgodzie.
Czuł się z siebie dumny, odnotował sobie w głowie, że będzie musiał się pochwalić Katherine, jaki jest odpowiedzialny.

Spiritus Movens | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz