Słyszał szum.
Nie taki telewizyjny, nie było to szuranie stopami.
Nie pisk w uszach, nie obcy oddech.
Szum wody.
Nie taki, który mógłby należeć do delikatnego potoku.
Słyszał szum morza.
Otworzył oczy i szybko ponownie przymknął powieki.
Słońce, jasne i ciepłe, pośpieszyło by obcałować jego twarz.
Pod stopami miękki, wilgotny piasek, we włosach delikatny wiatr, przesuwający się czule po jego ciele.
Był nad morzem.
Całkiem unieruchomiony, nie czuł swojego ciała, jedynie dotyk zewnętrzny, nie mógł nawet poruszyć głową.
Zupełnie, jakby był obiektywem, a nie sobą.
Na horyzoncie unosiła się różowa poświata, ciepła woda muskała palce jego bosych stóp, w oddali płynął statek.
- Jesteś - usłyszał miękki, męski głos.
Materia przed nim poczęła nabierać kształt mężczyzny, zupełnie nieznajomego, poza jednym, małym szczegółem.
Jego oczy miały kolor liści dębu i patrzyły na niego z cudowną delikatnością.
Chciał odpowiedzieć, ale potrafił jedynie milczeć, a w głęboko w duszy odczuwał dreszcze.
- Całe wieki cię szukałem. Nie opuścisz mnie chyba teraz?
Nie potrafił odpowiedzieć.
Nie mógł nawet zrozumieć, na co właściwie patrzy.
Usłyszał szum.
Nie szum fal.
Usłyszał szum, podobny do tego, z którym samolot przecina powietrze.
I faktycznie, hen wysoko, coś leciało, coś, czemu również nie mógł się przyjrzeć. Wszystko zdawało się zmieniać kształt, a on nie potrafił się skupić.
Jedynie głowa zaczynała go boleć, a do ciała wracało czucie.
A może to on się cofał.
- Wróć do mnie.Otworzył oczy.
Sceneria zniknęła mu sprzed oczu, zastąpiły ją mroczki, niewyraźne, rozmyte kontury.
Poczuł jak w kącikach oczu zbierają mu się obronne łezki, po lewej stronie coś pikało, z potworną równomiernością.
Zamrugał, biorąc głęboki wdech.
Biel, wszechobecna biel, zapach odświeżaczy do powietrza.
Zamrugał jeszcze raz i rozejrzał się na tyle, na ile był w stanie.
Szpital.
Wszystko jasne.
Wziął głębszy wdech i począł się rozglądać, licząc, że ktoś będzie siedzieć u jego boku, jak w filmach.
Niestety.
Zamiast brata, czy Bertranda, odszukał na stoliku wazon z dorodnymi słonecznikami, wyglądającymi na świeże.
- Jebane słoneczniki - sapnął cicho, zamykając zmęczone oczy.
Czuł się słaby, zdezorientowany, odrętwiały.
Ile mógł spędzić w tym łóżku?
I co ważniejsze...co się stało?
Prawdopodobnie wszechświat w końcu się zdenerwował i rezygnując z pstryczków w nos, w końcu znokautował malarza przeklętym krzesłem.
- Leon? - usłyszał po swojej lewej, a nim zdążył obrócić głowę, Felix już obejmował go ciasno, pociągając nosem, połykając pewnie hurtowe ilości smarków.
- Co się stało? - wychrypił malarz, kiedy blondyn odstawiał plastikowy kubeczek na stolik.
Jego dłonie drżały.
- Poczekaj tutaj, idę po lekarza - powiedział jedynie i wyleciał z sali.
Malarz westchnął ciężko.
- Dobrze, że mówisz, już miałem iść biegać - mruknął do siebie, rechocząc po chwili z własnego poczucia humoru.
Nie znał się na medycynie, ale był pewien, że dodali mu coś do kroplówki.
Bo jak inaczej wyjaśnić tę wizję?Jego humor szybko wrócił na właściwy poziom, był ignorantem, ale nie idiotą.
Szybko zaczął się denerwować, przypominając sobie wszystkie filmy, w których występowały podobne sceny.
Jego myśli zaraz zaczerniały, w ułamku sekundy począł zamartwiać się najgorszym.
Jednak lekarz, który się nim zajmował, szybko rozproszył jego obawy.
Choć nie do końca.
Kiedy trafił do szpitala, po tym, jak ratownicy nie mogli go ocucić, w pierwszej kolejności wysłano go na zdjęcie RTG czaszki, które nie wykazało żadnych zmian.
Wykonano mu wszelakie badania krwi i tam też wszystko było w normie. Mimo to, w śpiączce tkwił cztery dni i nikt nie wiedział dlaczego.
Mało pamiętał z rozmowy z lekarzem, to Felix o wiele bardziej się angażował, zadając dziesiątki pytań, kiedy malarz skupiał się teraz głównie na wizji i suchości w ustach.
Miał zostać na obserwacji kolejną dobę, podczas której, między innymi neurolog mógłby zebrać od niego szczegółowy wywiad, jako, że Felix tak naprawdę niewiele wiedział.
Na razie jednym z przypuszczeń lekarzy była padaczka, przy której jednak wyjątkowo dziwna byłaby tak długa utrata przytomności.
Surre jednak, jako niekwalifikowany lekarz i przyjaciel pewnej wiedźmy, miał już swoją teorię.
Po tym jak dowiedział się, że nie ma w głowie tykającej bomby, był niemalże pewien, że epizod, który za sobą miał, był niczym innym, jak swego rodzaju "karą" od wszechświata.
Za to, że tak niebezpiecznie zbliżył się do poznania prawdy.
Bo po tym co zobaczył, był pewien, że on i Jack byli ze sobą już wcześniej.
I Bertrand z jakiegoś powodu, zdawał się albo tego domyślać, albo znać część prawdy.
Bo przecież nie raz wydawał się naprowadzać malarza na ten trop.
Czy wiedział też, że malowanie Wariata, mogłoby mieć takie konsekwencje?
Tego malarz miał się dopiero dowiedzieć.
A przed lekarzami milczał, nie chcąc wyjść na obłąkanego.
Chociaż możliwe, że tak właśnie było.
Ale to miało się dopiero okazać.
CZYTASZ
Spiritus Movens | bxb✓
RomanceBył szary w swojej inności, zamknięty w swądzie dymu i farb. Niewidoczny. Tęskniący. Z duszą starą jak świat. ℹ️2 miejsce w kategorii romans, w konkursie Skrzydlate Słowa