ROZDZIAŁ #6

101 10 3
                                    

   Następnego dnia jakimś cudem obudziłam się w łóżku w pokoju gościnnym. Nadal byłam ubrana, więc podejrzewałam, że ktoś mnie tam przyniósł. Najbardziej prawdopodobną opcją był oczywiście Shawn, i na samą myśl o tym przeklęłam się w myślach za zaśnięcie.
   Pierwsze co zrobiłam to udanie się do pokoju Aal, w którym dziewczyna jeszcze spała w najlepsze. Nie zdziwiło mnie to jakoś specjalnie. W końcu była dziewiąta rano w sobotę. Aal potrafiła spać do południa, więc westchnęłam tylko i wyciągnęłam z szuflady, którą Aal kiedyś opróżniła, żebym miała gdzie trzymać swoje rzeczy, świeże ubrania.
   Kiedy weszłam do kuchni, zamiarem nauczenia się na poniedziałkowy sprawdzian z logarytmów, zobaczyłam Shawna, stojącego przy kuchence bez koszulki, za to że słuchawkami na uszach.
- Cześć? - powiedziałam niepewnie, żeby sprawdzić, czy mnie słyszy. Nie słyszał. - Shawn? - powtórzyłam, trochę głośniej, podchodząc do niego i dotykając lekko jego ramienia. Chłopak podskoczył wystraszony i spojrzał na mnie zaskoczony, ściągając słuchawki.
- Nie śpisz już? - spytał od razu. - Dopiero dziewiąta - rzucił okiem na zegar.
- Zawsze tak wstaję - uniosłam kącik ust nerwowo, wysilając wszystkie siły, żeby utrzymywać kontakt wzrokowy. - Mógłbyś się... - urwałam, wskazując na jego gołą klatkę piersiową.
- A, tak, wybacz - uśmiechnął się w taki sposób, że byłam pewna, że moje serce zaraz stanie. Poczułam jak na moje policzki wstępuje rumieniec, za co natychmiast się skarciłam w myślach. - Już coś zakładam - parsknął Shawn, posłał mi jeszcze jeden rozbrajający uśmiech i wyminął mnie, żeby znaleźć coś do ubrania.
- Dzięki - mruknęłam, próbując uspokoić serce, które pompowało krew w zatrważającym tempie.
- Smażę naleśniki - oświadczył Shawn, wracając do kuchni i zakładając koszulkę, która musiała leżeć gdzieś w salonie. - Chcesz też? - oparł się plecami o blat i wlepił we mnie wzrok, podczas gdy ja siadałam przy wyspie, próbując opanować narastające we mnie nieswoje uczucie.
- Tak, dzięki. - Posłałam mu nerwowy uśmiech i otworzyłam podręcznik na temacie, który musiałam zrozumieć.
- Czego się uczysz? - Zerknął na mnie przez ramię, wylewając na patelnię pierwszą porcję ciasta. - Może pomogę.
- Logarytmy - westchnęłam, nie podnosząc wzroku. Przez głowę przemknęła mi myśl, że jeśli on to rozumie i będzie potrafił mi wytłumaczyć to chyba się rozpłaczę ze szczęścia. - Mam w poniedziałek sprawdzian i absolutnie nic z tego nie rozumiem.
- O. - Podniosłam wzrok, słysząc jego zadowolony ton. - Chętnie pomogę.
- Jezu, dziękuję - uśmiechnęłam się szeroko. - Ratujesz mi średnią.
- Starasz się o stypendium? - Shawn oparł się plecami o blat, czekając aż ciasto się usmaży i przekrzywił głowę, przyglądając mi się.
- Najlepiej sportowe - pokiwałam głową. - Ale jakby to nie wypaliło to staram się też żeby mieć jak najlepsze oceny. Matma i fizyka mi psują średnią, więc raczej nie mam szans. 
   W odpowiedzi pokiwał głową powoli i odwrócił się żeby zdjąć z patelni gotowego naleśnika.
- Chcesz studiować w Toronto? - spytał nagle po kilku minutach ciszy.
- Albo Vancouver, jeszcze nie wiem.
- A jaki kierunek?
   Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się nad tym pytaniem. Od dłuższego czasu próbowałam zrozumieć sama siebie i zdecydować na jakie studia iść, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam.
- Jeszcze się zastanawiam - odparlam wymijająco i wbiłam wzrok w jakąś regułkę w podręczniku,żeby uniknąć kontaktu wzrokowego z Shawnem.
- Pokaż to. - Prawie podskoczyłam, kiedy chłopak usiadł obok mnie i postawił dwa talerze z naleśnikami na blacie. - W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo nie rozumiesz? - Spojrzał na mnie, przerzucając strony podręcznika.
- Dwanaście. - Uśmiechnęłam się nerwowo, a Shawn parsknął śmiechem.
- Czyli trochę sobie tu posiedzimy.
   Shawn okazał się świetnym nauczycielem i już po kilkunastu minutach tłumaczenia powoli temat przestał wyglądać jak napisany po chińsku. Przerwał nam dopiero głos pani Mendes, która weszła do kuchni około godziny dziesiątej.
- Dzień dobry, dzieci. - Uśmiechnęła się do nas ciepło, wlewając wodę do czajnika. - Co robicie?
- Tłumaczę Zoe logarytmy. - Shawn zerknął na schody nerwowo. - Gdzie tata?
- Pojechał do pracy. - Ton pani Mendes wskazywał na to, że nie chce o tym rozmawiać. - Podobno mają podpisać umowę z jakimś ważnym kimś.
   Shawn pokiwał głową i przez chwilę nic nie mówił, po czym kontynuował tłumaczenie mi tematu.

****

- Umiesz to. - W głosie Shawna wyraźnie było słuchać ulgę.
- Dziękuję. - Położyłam głowę na zimnym marmurze, z którego zrobione były blaty w kuchni Mendesów. - Ratujesz mi życie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się do mnie ciepło i rozciągnął się. - Jakbyś potrzebowała pomocy jeszcze w czymś to dawaj znać. Jestem w Kanadzie do końca semestru.
- A potem? - Uniosłam brew i ze zdziwieniem zauważyłam, że myśl o tym, że już za kilka miesięcy Shawn wyjedzie napawała mnie smutkiem.
- Jadę do Nowego Jorku nagrywać płytę - oznajmił z dumą w głosie. Uśmiechnęłam się.
- To świetnie.
   Przez moją głowę przemknęła myśl, że Nowy Jork wcale nie jest tak daleko i może kontakt się całkiem nie urwie.
   A potem skarciłam się w myślach i powiedziałam sama sobie, że on w ogóle ze mną rozmawia tylko dlatego, że przyjaźnie się z Aal i dlaczego on miałby się ze mną zadawać już po osiągnięciu sławy.

*******************************************************

Z KIM SIĘ WIDZĘ NA KONCERCIE? 

JA I PRZYJACIÓŁKA MAMY SEKTOR A4, WIĘC PISZCIE DO MNIE, JESLI MACIE GDZIEŚ BLISKO.

Generalnie to ja wiem, że rozdział nie jest zbyt dobry, ale mam nadzeiję, że mi to wybaczycie, bo nastepny jest juz o niebo lepszy, przysięgam

xx Ela

GETAWAY || S. M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz