ROZDZIAŁ #9

83 11 0
                                    

   Obudził mnie krzyk. Głośny, przerażony krzyk, który po chwili zamienił się w szloch. Przepełniony bólem szloch nastolatki.
   Nie wiedziałam gdzie jestem, ani do kogo należał ten przeraźliwy płacz, czy dlaczego tak na coś zareagował. Wiedziałam tylko, że ból głowy, jaki czułam był tak silny, że miałam ochotę znowu zemdleć.
   Spróbowałam otworzyć oczy, ale powieki były zbyt ciężkie, żebym mogła je unieść, więc po prostu leżałam, wsłuchując się w szloch dziewczyny i uspokajający ją głos. Obydwa dźwięki brzmiały znajomo, jednak byłam zbyt otumaniona, żeby dopasować do nich konkretne osoby.
   Nagle w pomieszczeniu rozległ się jeszcze jeden głos. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej słyszałam gdzieś ten znudzony i zmęczony ton, oznajmiający, że "jej stan jest stabilny, powinna niedługo się obudzić". Spróbowałam przypomnieć sobie, co takiego mi się stało i gdzie, do jasnej cholery, jestem.
   Po kilku minutach szloch ucichł i ktoś wyszedł z pokoju. W każdym razie tak wnioskowałam po dźwiękach, które słyszałam. Po kolejnej próbie otworzenia oczu w końcu mi się to udało i ujrzałam biały sufit nade mną.
- Zoe? - Usłyszałam głos przepełniony bolesną ulgą i zobaczyłam twarz Shawna, który pochylił się nad moim łóżkiem. - Boże, jak dobrze, że się obudziłaś. - Chłopak usiadł na brzegu mojego łóżka i uśmiechnął się do mnie łagodnie. - Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?
   Przez chwilę zastanawiałam się, co powinnam odpowiedzieć i co chłopak robił ze mną w szpitalu. Bo byłam już pewna, że właśnie w szpitalu się znajdujemy.
- Co ja tu robię? - Spytałam cicho, lekko zachrypniętym tonem. Odchrząknęłam cicho i spróbowałam usiąść, ale głowa zbyt bardzo mi ciążyła i od razu znowu położyłam ją na poduszce. Czułam, jak w oczach zbierają mi się łzy strachu i bezradności. Nie miałam pojęcia, co mi się stało, ile już leżałam w szpitalu i dlaczego siedział przy mnie Shawn, a nie na przykład moi rodzice. - Co się stało?
- Spokojnie. - Powiedział uspokajającym tonem i położył delikatnie dłoń na mojej ręce. - Jesteś bezpieczna, Zoe. Zemdlałaś i uderzyłaś głową o krawężnik. - Jego głos brzmiał spokojnie. Zbyt spokojnie, żebym mogła się nie denerwować. - Masz pękniętą czaszkę. - Dodał ciszej, nadal trzymając moją dłoń uspokajająco.
- Co? - Spojrzałam na niego kompletnie przerażona i uniosłam dłoń, żeby dotknąć głowy, jednak Shawn złapał mój przegub i położył moją rękę na łóżku. - Jak to?
- Nie dotykaj tego. - Powiedział nadal tym przerażająco spokojnym głosem i przytrzymał moje ręce łagodnie. - Mam jeszcze złą wiadomość.
   Teraz jego głos nie brzmiał już spokojnie, ani pewnie siebie. Był napięty i cichy, a chlopak nie patrzył na mnie, jakby bał się mojej reakcji. Nie byłam do końca pewna, czy chcę wiedzieć, co jeszcze chłopak chciał mi powiedzieć, ale nie miałam innej opcji. Z drugiej strony, co mogło byc gorsze od pękniętej czaszki?
- Lekarz musiał zadzwonić do twoich rodziców.
   Te słowa rozerwały mnie na pół. Poczułam prawie fizyczny ból, kiedy coś we mnie pękło. Część mnie zniknęła, razem z marnymi cząstkami poczucia bezpieczeństwa, jakie jeszcze miałam. Doskonale wiedziałam, do czego chłopak zmierzał i mimo, że nie miałam ochoty tego słuchać, zdawałam sobie sprawę, że Shawn musi mi o tym powiedzieć.
- Odebrała twoja matka. Była ledwo przytomna, więc wysłali tam policję, żeby sprawdzić, co się stało. - Chłopak ścisnął moją dłoń trochę mocniej, prawdopodobnie chcąc dodać mi trochę otuchy, a druga dłonią otarł moje mokre od ronionych bezwiednie łez policzki. - Są tu ludzie z  opieki społecznej. Pielęgniarka niedługo przyjdzie sprawdzić co z tobą, więc będą chcieli z tobą rozmawiać. - Chłopak położył dłoń na moim policzku delikatnie, a ja kompletnie nie zwróciłam na to uwagi, chociaż normalnie pewnie już bym wariowała. - Posłuchaj, cokolwiek się nie stanie, pamiętaj, że zawsze masz mnie, Aal i rodziców. - Dodał chłopak, przysuwając się do mnie jeszcze trochę i pomagając mi usiąść.
  Ułożył poduszki tak, żebym mogła się o nie oprzeć, cały czas siedząc, po czym pomógł mi zachować równowagę, bo głowa nadal okropnie mi ciążyła. Chłopak patrzył na mnie z nieudawaną troską wymalowaną na twarzy i co chwilę ocierał moje policzki, próbując mnie uspokoić, chociaż obydwoje doskonale wiedzieliśmy, z czym wiąże się to, że opieka społeczna dowiedziała się, w jakich warunkach żyłam. Jedyne, na co miałam wtedy nadzieję to to, że państwo Mendes nie będą mieli problemów przez to, że nic nikomu nie powiedzieli, bo gdyby tak było, nie wybaczyłabym sobie, że cokolwiek im powiedziałam.
- Pytali o mnie? - Spytałam cicho, znajdując w sobie resztkę odwagi, żeby spojrzeć na Shawna. Widziałam, że przez chwilę nie rozumiał o co chodzi, ale kiedy domyślił się, że pytam o moich rodziców odwrócił wzrok, nie chcąc dobijać mnie jeszcze bardziej. Pokiwałam lekko głowa, bo spodziewałam się tego. Byłam gotowa zaryzykować stwierdzenie, że nadal nie wytrzeźwieli, niezależnie od tego, ile już leżałam w szpitalu.
- Odkąd policja ich zgarnęła są na izbie wytrzeźwień. - Powiedział cicho, patrząc na mnie ze współczuciem. Nienawidziłam współczucia. Odwróciłam głowę, nie chcąc patrzeć na wyraz jego oczu. - Chyba jeszcze nie są trzeźwi. - Nawet w jego głosie słychać było litość. - Nawet gdyby byli, pewnie nie pamiętaliby, o co chodziło. - Dodał jeszcze ciszej, nadal ocierając moje policzki delikatnie. W innych okolicznościach mogłabym nawet pomyśleć, że to dość urocze, ale nie wtedy.
- Ile tu jestem? - Nadal na niego nie patrzyłam, nie chcąc, żeby chłopak widział jka bardzo cierpiałam w tamtym momencie.
   Wiedziałam, że jeśli poznam odpowiedź na to pytanie, będę też wiedziała, jak długo moi rodzice nie potrafili wytrzeźwieć i jak bardzo powinnam się wstydzić.
- Od wczoraj rano. - Słyszałam, że się wahał wypowiadając te słowa, ale chciałam w nie wierzyć, zwłaszcza, że na zewnątrz było jeszcze jasno, więc nie mogło upłynąć zbyt dużo czasu. No chyba, że chłopak kłamał, ale nawet jeśli, to ja nie chciałam tego widzieć.
   Pokiwałam lekko głową i spojrzałam na niego niepewnie. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zamiast słów wydobył się z nich szloch, którego nie byłam w stanie stłumić. Shawn bez słowa przysunął się do mnie jeszcze bardziej i objął mnie ramionami mocno, pozwalając mi szlochać w swoją pierś. Chciałabym powiedzieć, że jego bliskość mnie uspokoiła, ale nie było wtedy nic na świecie, co mogłoby mnie uspokoić.

**************************************************************************

Wowow, wracam! Ja wiem, że długo mnie nie było i w ogóle i w gruncie rzcezy to mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętacie. 
Już się nie mogę doczekac kolejnych rozdziałów, bo naprawdę wydaje mi się, że są o wiele lepsze niż te teraz. 

xx Ela

GETAWAY || S. M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz