ROZDZIAŁ #7

100 10 3
                                    

- Piszę teksty, nie mogę dzisiaj. - Głos Shawna rozbrzmiał w ciemności niespodziewanie. Zastygłam w bezruchu, nie chcąc dać się przyłapać w środku nocy na jego tarasie, paląc papierosa. Aal mówiła, że tego nie znosił.
   W myślach dziękowałam sobie za to, że moje ubrania w większości są czarne, przez co byłam wtedy prawie niewidoczna. Wstrzymałam wręcz oddech, słuchając jego kroków i modląc się w duchu, żeby nie zaczął iść w moją stronę.
- Tak, do jutra, dzięki. - Chłopak rozłączył się i, jak mi się wydawało, wyszedł z tarasu. Odetchnęłam głęboko, potarłam dłońmi ramiona na ocieplenie i zaciągnęłam się dymem z ulgą.
   Wyobraźcie sobie, jak bardzo się wystraszyłam, słysząc za sobą ciche chrząknięcie. Zerwałam się na równe nogi i odwróciłam, modląc się w duchu, żeby nie był to Shawn.
   A jednak.
- Nie jest ci zimno? - Uniósł brew, mierząc mnie uważnym spojrzeniem. Na widok papierosa obydwie jego brwi powędrowały w górę. - Palisz? - W jego głosie pobrzmiewało wyraźne rozczarowanie, które sprawiało, że krajało mi się serce.
- Czasem. - Zabrzmiałam o wiele ciszej i mniej pewnie, niż chciałam. - W sytuacjach wyjątkowo stresowych.
- Jaka sytuacja sprawiła teraz? - To był najzimniejszy ton głosu, jaki do tamtej pory u niego słyszałam, co sprawiło, że aż przebiegły mnie dreszcze.
- Dużo czynników. Już gaszę. - Na potwierdzenie swoich słów zgasiłam papierosa na brzegu tarasu i przerzuciłam przez ogrodzenie. - Co tu robisz? - Parsknął śmiechem, na moją nieudolną próbę zmiany tematu.
- Przyszedłem porozmawiać przez telefon, ale ty tu siedzisz. - Wyraz jego twarzy w niczym nie przypominał tego sympatycznego, który przybierał za dnia. Nie widziałam w nim tego nastolatka, który wcześniej tego dnia pomógł mi z logarytmami. Patrząc na niego, na tarasie w środku nocy, czułam jedynie strach.
   Przełknęłam ślinę głośno i odczekałam chwilę, zanim odpowiedziałam, bo chciałam być pewna, że nie zdradzę przez głos strachu.
- Już idę. - Chciałam wyminąć Shawna i nie musieć na niego patrzeć aż do rana, ale plany pokrzyżowała mi jego ręka, zaciskająca się na moim nadgarstku, kiedy byłam ledwie kilka kroków za nim. Odwróciłam się powoli i spojrzałam na niego, bojąc się, co zobaczę.
   Ale jego twarz znowu miała przyjazny i łagodny wyraz, a ja, paradoksalnie, wystraszyłam się jeszcze bardziej.
- Dobranoc, Zoe. - Brunet posłał mi uśmiech, który jeszcze kilka godzin temu sprawiał, że kolana się pode mną uginały. Wtedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
   Wyrwałam rękę z jego uścisku i pobiegłam schodami do góry, nie odpowiadając mu w żaden sposób. Po przemyciu twarzy zimną wodą i spojrzeniu na siebie w lustrze stwierdziłam, że na pewno coś mi się przewidziało, albo najzwyczajniej na świecie przesadzam. Może Mendes po prostu był zmęczony i wydawało mi się, że patrzył na mnie tak groźnie. Po kilkuminutowym wmawianiu sobie tego faktu udało mi się zmusić moje nogi do współpracy i wróciłam do pokoju gościnnego, w którym spałam.
   Mimo to, tamtej nocy nie spałam ani dużo ani dobrze, a wyraz oczu Shawna nie chciał zniknąć mi z pamięci.

***

- Hej. - Uśmiech Mendesa znowu wydawał się przyjazny. - Wszystko w porządku? Słabo wyglądasz. - Jego głos i wyraz oczu znowu były łagodne, a ja po raz kolejny próbowałam sobie jakoś wytłumaczyć to okropne uczucie z naszego nocnego spotkania.
   Żadne wytłumaczenie, jakie sobie wymyślałam do mnie nie przemawiało. Ani moje zmęczenie, ani jego. Ani to, że musiałam źle spojrzeć, było w końcu ciemno, mogłam coś źle zobaczyć.
   Absolutnie nic nie było w stanie mnie przekonać, nic mnie nie uspokajało.
- Nie wyspałam się. - Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło mi to dość marnie.
- Nie dziwię się. Pewnie się położyłaś późno, co? - Jego śmiech brzmiał tak melodyjnie, że zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem nie oszalałam i nie wymyślam o poprzedniej nocy niestworzonych rzeczy.
   Uniosłam kącik ust nerwowo i parsknęłam śmiechem, ale zabrzmiało to bardziej jak chrząknięcie.
- Długo nie mogłam zasnąć.
   Shawn pokiwał głową w odpowiedzi i odwrócił się tyłem do wyspy kuchennej, przy której siedziałam. Odezwał się znowu, kiedy woda, którą poprzednio nastawił, skończyła się gotować.
- Tak swoją drogą, na pewno wszystko w porządku? W nocy jakoś dziwnie uciekłaś.
   No pewnie, dodajmy do tej posranej sytuacji jeszcze fakt, że zrobiłam z siebie idiotkę. No bo niby dlaczego nie?
- Um, tak. - W myślach liczyłam od zera do dziesięciu i w drugą stronę, żeby tylko zająć myśli czymś innym, niż zastanawianie się, czy tylko mi si wydawało, czy Mendes rzeczywiście patrzył na mnie w nocy jakby chciał zrobić mi coś bardzo, bardzo złego. - Byłam zmęczona, nie myślałam jasno.
- Rozumiem.
   Ten spokój, który Mendes zachowywał przez absolutnie cały czas, dokładnie ten sam, który wcześniej mi imponował, zaczął mnie przyprawiać o dreszcze. Ten chłopak coś ukrywał, tego byłam już pewna, i chciał to dobrze przed wszystkim zataić. Zostało mi tylko odkrycie co to takiego było.
   Problem nie polegał na tym, że nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Polegał na tym, że nie byłam już pewna, czy naprawdę chcę poznać prawdę.
   Ręce zaczęły mi się trząść, myśli przepływały przez moją głowę z taką prędkością, że nie byłam w stanie uczepić się żadnej z nich. Zaczęłam panikować, a fakt, że robiłam to przez chłopaka, który siedział dosłownie metr ode mnie wcale nie poprawiał mojego stanu. Z drugiej strony wiedziałam, że gdybym powiedziała o tym komukolwiek prawdopodobnie wziął by mnie za wariatkę. No bo co takiego może zrobić aniołek Mendes?
   Moim wybawieniem okazał się ojciec Shawna, schodzący po schodach w szlafroku.
- Shawn, Zoe. - Podskoczyłam na dźwięk jego głosu, a Shawn zmierzył mnie spojrzeniem, przez co przeszły mnie ciarki.
- Panie Mendes. - Skinęłam głową na przywitanie i napiłam się kawy z kubka stojącego przede mną.
- Tato. - Shawn nie zaszczycił ojca spojrzeniem.
- Wcześnie wstałaś. - Prawie poczułam złość na syna w jego głosie. Shawn drgnął lekko, najprawdopodobniej dotknięty tym, że jego ojciec zwrócił się do mnie, a nie do niego.
- Nie mogłam spać. - Mogłam za to wariować przez właściwie bezpodstawny strach. Mogłam też obgryźć paznokcie aż do krwi. Ale nie spać.
- Coś się stało? - Wypowiadając te słowa wbijał wzrok w siedzącego po drugiej stronie wyspy Shawna, a ja nagle zapragnęłam powiedzieć o moim bardzo złym przeczuciu w stosunku do chłopaka.
- Nie, tak jakoś.
   W tym momencie Shawn wstał i bez słowa skierował się w stronę schodów. W duchu miałam nadzieję, że jego ojciec to zignoruje, ale jeśli naprawdę bym tak myślała, byłabym niezwykle naiwna.
- Dokąd to? - Głos pana Mendesa aż ociekał zimnem i skrzywiłam się, wyobrażając sobie, co musiał czuć Shawn.
- Dokończyć piosenkę. - Ton  chłopaka brzmiał dokładnie tak samo, jak ten, którego użył wobec mnie w nocy. Wzdrygnęłam się i również wstałam.
- Ja pójdę się pouczyć - oznajmiłam i już miałam ruszyć w stronę schodów, kiedy pan Mendes poprosił mnie żebym została. - Tak?
- Posłuchaj, nie chcę się wtrącać w twoje życie. - Oczywiście, że nie. - Ale uważam, że masz wystarczająco dużo problemów. - Och, naprawdę? - A spotkania z Shawnem mogą powiększyć ich ilość. - Zamurowało mnie. Dosłownie. Czy ten facet ostrzegał mnie przed swoim własnym synem?
- Słucham?
- On coś kombinuje. Nie mogę go powstrzymać, ale nie chcę, żeby wciągnął w to ciebie. Uważaj na niego, proszę. I nie wspominaj nic Aaliyah.
   Pokiwałam głową, na znak, że zrozumiałam i poszłam do góry tak szybko, jak mi na to pozwalał nadal nie ustępujący ból w biodrze.

***

  Pod koniec dnia w końcu udało mi się  na chwilę zapomnieć o poprzedniej nocy i niespodziewanym spotkaniu z Shawnem. Niestety, chwile wytchnienia od stałego niepokoju nie trwały długo, bo w drzwiach pojawił się chłopak. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że był... nie do końca trzeźwy, lekko mówiąc. W dodatku jego przekrwione oczy i znaczna nadpobudliwość wskazywały na to, że był po co najmniej trzech jointach.
   Aal przeklęła pod nosem i skuliła się w rogu kanapy, obserwując jak jej ojciec zrywa się z fotela w rogu pokoju i wchodzi do przedpokoju. Shawn absolutnie nic sobie nie robiąc z jego wściekłej miny wszedł do kuchni jak gdyby nigdy nic i wyciągnął z lodówki butelkę wody, po czym oznajmił, że przyszedł tylko i wyłącznie po to, a teraz wychodzi i wróci najprawdopodobniej rano.
   Kiedy wściekły głos ojca Shawna i obojętny ton samego Shawna zaczęły się stopniowo przeradzać w krzyki matka Aal kazała nam iść na górę, co też obydwie chętnie uczyniłyśmy w jak najszybszym tempie.
   Szatynka usiadła na łóżku i wbiła we mnie wzrok, jakby oczekując, że coś zrobię i zakończę kłótnię trwającą na dole. Przez chwilę zastanawiałam się co powinnam zrobić. W końcu doszłam do wniosku, że najlepszym pomysłem będzie to, co ja zawsze robiłam, jeśli nie mogłam wytrzymać w domu, a nie miałam gdzie iść. Włączyłam muzykę i zaczęłam mówić o jakiś kompletnych pierdołach: powtarzałam zasłyszane plotki, mówiłam o tym, że zrozumiałam logarytmy, o tym, że przeraża mnie to, ile materiału musimy opanować na sprawdzian z biologii, że cieszę się z przegranej mojej znienawidzonej drużyny hokejowej, chociaż strzelili dwie bardzo ładne bramki... Mówiłam tak długo i tak wytrwale, że w końcu krzyki z dołu ucichły, a drzwi po drugiej stronie korytarza zatrzasnęły się z hukiem.
   Aal do końca dnia nie wyszła z pokoju, a ja odważyłam się na to dopiero wtedy, kiedy byłam pewna, że wszyscy oprócz nas już śpią.

**************************************************

Dużo mnie tu ostatnio.

Okej, jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. Naprawdę bardzo, więc mam nadzieję, że Wam również się spodoba. Czekam na teorie spiskowe na temat tego, co Shawnie odwala.

xx Ela

KOCHAM CIĘ, MICHALINA.

GETAWAY || S. M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz