ROZDZIAŁ #15

67 6 0
                                    

   Koncert bożonarodzeniowy w naszej szkole zawsze był bardzo mocno celebrowany. Śpiewał na nim szkolny chór, grała orkiestra, śpiewali soliści, grały szkolne zespoły. I wszyscy zawsze śpiewali kolędy i idiotyczne, oklepane świąteczne piosenki typu Last Christmas. Koniecznie musieli przyjść absolutnie wszyscy uczniowie i całe rodziny występujących. Koniecznie wszyscy musieli śpiewać z "artystami" i udawać, że to ich wymarzony sposób na spędzenie sobotniego popołudnia i że wcale nie mieliby nic lepszego do roboty. Oczywiście, byli tacy, którzy rzeczywiście lubili te koncerty i przychodzili na nie z radością. Na przykład rodzice najmłodszych występujących, którzy głośno wiwatowali swoim dzieciom, które paliły się ze wstydu na scenie. W gruncie rzeczy to raczej nikogo innego te długie, ciągnące się w nieskończoność koncerty nie cieszyły.
    Zwłaszcza mnie i resztę ekipy odpowiedzialnej za oświetlenie, dźwięk i resztę organizacyjnych spraw, przez które musieliśmy być cały czas skupieni. Nie mogliśmy, jak reszta, rozsiąść się na siedzeniach i zasnąć, korzystając przy tym z ciemności i tego, że wokół nas wszyscy inni też mieli ochotę zasnąć, albo najlepiej wyjść. Nie, my musieliśmy cały czas wszystko kontrolować, pilnować, żeby nikt nie zauważył ewentualnych pomyłek i żeby wszystko wyszło lepiej, niż poprzedniego roku, tak, żeby dyrektor był zadowolony. Nikt nigdy nie rozumiał, dlaczego aż tak mu na nim zależało, ale nie było innego takiego wydarzenia w szkole, do którego przywiązywałby wagę aż tak bardzo. 

    Dlatego wszystkich mocno wkurzał fakt, że osoba, która miała być gwiazdą koncertu nie pojawiła się na ani jednej próbie. Shawn Mendes, chłopak, w którym byłam zauroczona, chociaż wiedziałam, że absolutnie nie powinnam. Chłopak, na którego leciała absolutnie każda dziewczyna w Pickering i który był kiedyś najlepszym uczniem naszego liceum. Chłopak, którego kariera właśnie się zaczynała i który miał podbić serca milionów osób na całym świecie. Ten sam chłopak traktował ten koncert, jakby ani trochę nie obchodziło go, że wszyscy, którzy pojawią się na sali tamtego popołudnia będą oczekiwały na jego występ z niecierpliwością, bo każdego on fascynował. Chłopak z tak małego miasta podpisał umowę z tak wielką wytwórnią płytową. To coś wielkiego. On natomiast już zachowywał się jak rozpuszczona gwiazdeczka. Przyszedł dopiero na próbę generalną, tuż przed samym koncertem, w dodatku spóźniony. Wszyscy już wszystko wiedzieli, kiedy mają wyjść, co śpiewać, gdzie stanąć, kiedy będą śpiewać wszyscy razem, a on nie wiedział nic oprócz tego, że i tak nikt go stamtąd nie wyrzuci, bo wszyscy byli podekscytowani jego występem. 

   Nawet ja, mimo uczuć, jakie do niego żywiłam miałam ochotę go rozszarpać, kiedy wszedł do sali, patrząc na telefon i z nikim nawet się nie przywitał, idąc w kierunku pierwszego rzędu, gdzie bez słowa usiadł, kładąc obok siebie gitarę w pokrowcu. Niemal od razu zobaczyłam czerwoną ze złości twarz dyrektora, który stanął przed Shawnem, zapewne mając zamiar doprowadzić go do porządku. Biedak, jeszcze nie zdawał sobie sprawy jak bardzo Shawna nie obchodziło nic, co ktokolwiek do niego mówił. Albo chociaż udawał, że nic go to nie obchodziło. 

    Dyrektor zaczął się produkować, mówiąc, że Shawn doskonale wie, jak ważny jest ten koncert i że chociaż teraz mógłby z nami współpracować, żeby nie zepsuć całego koncertu, bo jemu zachciało się gwiazdorzyć. Shawn prawie go wyśmiał. Na oczach wszystkich występujących i kilku nauczycieli. Naprawdę dziwiłam się, że dyrektor wtedy w ogóle pozwolił mu zostać. 
    Zawsze wkurzał mnie fakt, że cokolwiek Shawn nie zrobił, zawsze uchodziło mu to na sucho. Nigdy nie poniósł konsekwencji swoich czynów, bo od zawsze był złotym dzieckiem i nawet, jeśli zrobił coś, za co ktoś inny mógłby być zawieszony, on dostawał godzinę po lekcjach, z której i tak zawsze nauczyciel wypuszczał go wcześniej. Shawn nigdy wcale nie był taki cudowny i grzeczny, po prostu był uprzejmy i dobrze się uczył, a do tego był utalentowany i brał udział w szkolnych koncertach i przedstawieniach. To zawsze go ratowało, chociaż nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego. Sytuacja Aaliyah była praktycznie taka sama, ale ona zamiast śpiewu czy gry na gitarze grała w hokeja, co było jeszcze lepsze. Nie wiedziałam, czy po prostu było w nich coś specjalnego, co wszyscy ludzie lubili, czy działało tak nazwisko Mendes, ale było to niezwykle niesprawiedliwe i irytujące. 

GETAWAY || S. M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz