Boże narodzenie u Mendesów zawsze było czymś pięknym. Zawsze im zazdrościłam tego, jak rodzinne i piękne były ich święta. Byli jedną z tych rodzin, które miały pięknie ozdobiony dom - w środku i na zewnątrz - a pod choinką zawsze leżało pełno prezentów, które rozpakowywali rano w pierwszy dzień świąt, pijąc kakao, jedząc pierniki i słuchając świątecznej muzyki. Ich święta zawsze były wręcz bajeczne i dopóki nie spędziłam jednych razem z nimi nie wierzyłam, że ktokolwiek spędza je tak wspaniale.
Tak więc, kiedy się do nich wprowadziłam, czekałam na święta i na okres przed świętami, kiedy mieliśmy się do nich przygotowywać. Nie mogłam uwierzyć, że tym razem będę "pełnoprawnym" uczestnikiem i że w końcu w tym okresie nie będę musiała znosić pijanych rodziców, od których nadal nie dostałam żadnych wieści. Nie odezwali się ani słowem, chociaż kurator powiedział, że mieli taką możliwość. Mieli do dyspozycji telefon i mieli tez mój numer. Mimo to, nawet w święta milczeli. Zresztą nie tylko oni. Shawn tez nie odezwał się do mnie ani słowem od czasu koncertu, kiedy po prostu mnie wyśmiał. Nawet na mnie nie patrzył. A ja w jego obecności od razu traciłam cały humor, który i tak nie był najlepszy, bo w domu cały czas panowała napięta atmosfera, a Shawn był na skraju awantury z rodzicami, z Aal i ze mną. Był wyjątkowo wściekły, bo dostał szlaban do początku nowego roku, łącznie z sylwestrem. Widziałam po nim, że cos go męczyło, ale nie miałam odwagi odezwać się do niego chociażby słowem, bo samo patrzenie na niego mnie przerażało. Poza tym, byłam pewna, że znowu by mnie wyśmiał i nie dostałabym absolutnie żadnej innej odpowiedzi.
Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym myśleć. Najpierw prawie mnie całuje, sprawia wrażenie, jakby zależało mu i na mnie i na mojej opinii, a potem mówi, że mam się "po prostu odwalić"? Absolutnie mi to nie pasowało. Ani do niego, ani do ciągu wydarzeń. Miałam niejasne wrażenie, że ktoś mu najzwyczajniej w świecie kazał zerwać ze mną kontakt, w największym stopniu, w jakim był w stanie. W domu też nie zachowywał się normalnie. Właściwie, to w ogóle nie wychodził z pokoju, a jeśli już to tylko do łazienki i po jedzenie. Do nikogo sie wtedy nie odzywał, tylko rzucał wszystkim dookoła wściekłe spojrzenie, czekając tylko, aż ktoś wejdzie mu w drogę i będzie mógł się wyżyć.
Niestety, w święta nikt nie miał zamiaru pozwalać mu siedzieć samemu w pokoju i grac na giatrze, w taki sposób, jakby chciał się na niej wyżyć najbardziej, jak tylko mógł. Nawet, jeśli jego rodzice byli na niego wściekli i nie mieli zamiaru mu odpuszczać to wychodzili z założenia, że w święta wszelkie konflikty powinny zniknąć. Chociażby na kilka godzin. Tak więc wieczorem w wigilię zawołali Shawna na dół, żeby ubrać choinkę. Tak jak to oni mieli w zwyczaju, rodzinnie i w miłej atmosferze. I owszem, Shawn zszedł na dół i wydawał się nawet mniej wrogo nastawiony niż przez ostatnie dni. A potem zobaczył mnie i jego mina znowu wyrażała wręcz pogardę. Odwrócił wzrok, jakby nie mógł nawet na mnie patrzeć, a ja poczułam się, jakby łamał mi serce. Za bardzo się do niego zbliżyłam. Pozwoliłam mu na to. Pozwoliłam mu na złamanie mnie i traktowanie mnie, jak tylko będzie mu się podobało. Sama siebie zniszczyłam. Dałam mu prawo do tego.
- Jeśli ona zostaje to ja wychodzę. - Powiedział lodowato, nie siląc się nawet na wypowiedzenie mojego imienia. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Jakbym była śmieciem. Jakbym tak naprawdę nigdy nic nie znaczyła. Mimo to, wszyscy wiedzieli, że chodzi mu o mnie.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana tylko dźwiękiem przejeżdżających za oknem samochodów. W końcu odezwał się pan Mendes. Wyglądał, jakby miał zaraz go rozszarpać, a potem cos jeszcze rozwalić. Przełknęłam ślinę głośno i skuliłam się trochę, chcąc zniknąć. Wymazać się z ich pamięci i zniknąć. Nie umrzeć. Ja chciałam nie istnieć.- Więc wyjdź. - wycedził ojciec Shawna. W sylwetce chłopaka nagle pojawiło się coś innego. Zgiął lekko ramiona, a jego podbródek lekko opadł. Czuł się odrzucony przez własną rodzinę, a ja doskonale wiedzialam, jak okropne i łamiące serce to było. Dlatego pokręciłam głowa i zrobiłam krok na przód, patrząc na Shawna z bólem. Nienawidziłam siebie samej za to, że po tym, co mi zrobił, jak mnie potraktował, ja nadal chciałam dla niego jak najlepiej i mogłam zrobic wszystko, żeby uchronić go przed cierpieniem chociaż odrobinę.
- Nie. - Powiedziałam, a mój głos zabrzmiał smutno i słabo. Wyraźnie było słychać, jak bardzo dotknięta i niepewna w tamtym momencie byłam. - Ja pójdę. - Dodałam jeszcze ciszej. Aaliyah złapała mnie za rękę, wyraźnie chcąc mnie zatrzymać, ale zabrałam dłoń i pokręciłam głową lekko. - Ty zostań. - Szepnęłam do Shawna, a on przez chwilę patrzył prosto w moje oczy i miałam wrażenie, że za chwilę przytuli mnie mocno i przeprosi za to wszystko. Za to, jak się przez niego czułam. Ale nic z tego.
- No. - Powiedział całkowicie bez emocji i odsunął się, żebym mogła w spokoju wyjść. Tylko na to czekał. Aż ja zniknę na zawsze. Nie chciał mnie w tym domu, nie chciał mnie w ich życiu, a ja - mimo, że bardzo chciałam - nie potrafiłam być na niego zła. Nie potrafiłam patrzec na niego z pogardą, nie potrafiłam powiedzieć mu, co myślę, co czuję i jak bardzo boli mnie cała ta sytuacja. Jak bardzo zdezorientowana i wściekła byłam.
Wyszłam z salonu i ruszyłam w stronę schodów, a moje oczy zaszły łzami, których nie miałam siły powstrzymywać. Byłam pewna, że kiedy zamieszkam u Mendesów wszystko będzie lepiej. Że w końcu poczuję, co znaczy być szczęśliwym, że poczuję się częścią ich wspaniałej rodziny. Że mi też wszyscy będą zazdrościć tego, w jak cudowny sposób spędziłam święta i jak niesamowite prezenty dostałam. A tymczasem, kiedy z nimi zamieszkałam zaczęłam czuć się jeszcze gorzej. Bo owszem, państwo Mendes i Aaliyah byli wniebowzięci, kiedy z nimi zamieszkałam. Robili wszystko, żebym czuła się w ich domu jak najlepiej było to możliwe, a ja doceniałam to naprawdę cholernie bardzo. Ale nie mogłam czuć się tam jak u siebie. Nie mogłam być szczęśliwa i nie mogłam pozwolić sobie na przyzwyczajenie się do tego, jak łatwo się tam żyło. Nie, dopóki Shawn nie zaakceptowałby mojej obecności tam. Nie, dopóki nie przestałby traktowac jak intruza, kogoś niechcianego, kto wtargnął w jego życie z butami, bez najmniejszego chociażby pozwolenia. Jakbym była jego wrogiem. Jakbym wcale nie była przyjaciółką jego siostry. Jakby wcale nie był dla mnie kimś więcej, niż bratem przyjaciółki.
Zamknęłam za sobą drzwi, a potem połozyłam się na łóżku, gapiąc się w sufit i modląc się, żebym mogła zniknąć. Żeby w łóżku otworzyła się jakaś dziura i żebym do niej wpadła. Żebym nie musiała pokazywać się na oczy komukolwiek, kiedykolwiek więcej.
Liczyłam każdą nierówność na suficie, czując, że chcę płakać. Że chcę ryczec w poduszkę tak długo, aż w końcu zasnę, ze zmęczenia i przez ból głowy. Ale łzy nie płynęły, a ja przestałam nawet zastanawiać się, jak źle musi ze mną być, skoro nawet płakac już nie umiem.Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Kompletnie zatraciłam się w swoich myślach, próbując uczepić się jakieś dobrej, jednak żadna taka nie pojawiała się w mojej głowie. Nie było żadnego pozytywu tej sytuacji, nic, czego mogłabym się trzymać, żeby przetrwać. Przebudziłam się jednak około trzeciej, więc wstałam tylko po to, żeby przebrac się w piżamę i położyć się pod kołdrą, a nie na niej. I kiedy już znowu leżałam w łóżku, kiedy prawie zasypiałam, usłyszałam, że drzwi pokoju się otwierają. Nie poruszyłam się, nie wydałam żanego dźwięku. Leżałam z zamkniętymi oczami, czekając aż ta osoba wyjdzie. Ale zamiast oddalających się kroków, usłyszałam zbliżające się. A potem poczułam, jak czyjaś delikatna dłoń odgarnia włosy z mojej twarzy, a usta składają delikatny, czuły pocałunek na czole.
- Przepraszam, Zoe. - Usłyszałam szept Shawna, który w ciszy brzmiał niemal jak krzyk. Potem Shawn wyszedł z pokoju, najciszej jak potrafił, a ja znowu zostałam w ciemności sama. Z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż wcześniej.
******************************************************
Are you ready for it?
Ela xx
CZYTASZ
GETAWAY || S. M.
Romance- Potrzebujesz czegoś? - spytał łagodnie, stojąc w drzwiach pokoju. - Sznura - mruknęłam, myśląc, że nie usłyszał.