7

234 18 0
                                    

Gawin oprowadzał Rozę po zamku. Nie szczędził jej historii ze swego barwnego, długiego żywota i nie pomijał niewygodnych tematów. Od ich pierwszego spotkania minął miesiąc. A Orion jak na razie nie wrócił. I nie zanosiło się, by wrócił na zamek szybko. Królewski kuzyn okazał się miłym kompanem. Uwielbiał psocić jak szczeniak, a jego optymizm był zaraźliwy i gdziekolwiek się pojawił, wszyscy automatycznie się uśmiechali.

Rozalię zabierał na wędrówki po zamkowych korytarzach, nic nie robiąc sobie z zakazu Oriona. A gdy Roza protestowała, a protestowała coraz ciszej i mniej śmiało, Gawin śmiał się z niej do rozpuku. I twierdził, że straszny z niej tchórz. Z jakiegoś powodu te dziecinne zagrywki zawsze działały i w końcu Roza wychodziła ze swojego pokoju, by znowu coś spsocić.

Raz ukradła z Gawinem placek z kuchni. Innym razem podmienili wodę strażnikom przy bramie zamku na środek przeczyszczający. Pewnego dnia Gawin uznał, że mogliby uciec z zamku i nim ktokolwiek się zorientował, przebrani w szaty giermków, wymknęli się wejściem dla służby. Gawin pokazywał jej świat poza murami zamku, który okazał się jeszcze ciekawszy niż ten w książkach. Tłumaczył działanie magii i znalazł dla niej amulet, który ukrywał jej ludzką aurę i zapach. Dzięki temu poza zamkiem nikt się nie dowiedział o człowieku w mieście. Gdy wracali po owocnie spędzonej nocy (Roza przestawiła się na wilkołaczy tryb życia, czyli nocny), zdejmowała amulet i chowała w woreczku. Zawsze nosiła go przy sobie. Zdaniem Gawina, lepiej by nikt się nie dowiedział o wycieczkach gościa Oriona.

-Mam pomysł! – Gawin bez pukania wparował do sypialni Rozalii. Dziewczyna parsknęła. Stała w samej bieliźnie, a pokojówka zaczęła krzyczeć. Bez skrępowania, wilkołak opadł na fotel. Obrzucił Rozę spojrzeniem od stóp do głów. – Ubieraj się! Nie mamy czasu! – porwał z talerza babeczkę i zaczął ją pożerać, jakby co najmniej od tygodnia głodował.

-Pomóż mi – mruknęła do służącej, która blada jak płótno, zasznurowywała gorset malinowej sukni Rozy. Poprawiła długie rękawy, by ładnie się układały i stanęła przed Gawinem.

-Już?

-Śniadania nie jadłam! – prychnęła Roza. Przy Gawinie mogła być sobie impertynencka do woli. Nigdy nie ganił jej za niewłaściwie zachowanie. Mało tego, pochwalał jej niecenzuralny język, gdy wściekle na niego klęła.

-A! To dlatego jesteś taka zła!

-Gawinie! Czy ty masz pięć lat? – skarciła królewskiego kuzyna, biorąc się pod boki.

-Nie. Trochę więcej – puścił do niej oczko. – A wracając do tematu: mam pomysł!

-Komu chcesz tym razem wyciąć numer? – westchnęła Roza. Przekonanie Gawina, że jego kolejny pomysł był zły, nie było możliwe. Lepiej by wzięła w tym udział i zniwelowała potencjalne szkody...

-O! Nikomu!

-Co ty knujesz? – zapytała Rozalia podejrzliwie. – Coś wykombinowałeś! Nie zaprzeczaj!

-No mówię przecież, że mam pomysł. A dotyczy on ciebie! – klasną wesoło w ręce. Rudowłosa ciężko westchnęła.

-Zamieniam się w słuch – Roza usiadła w fotelu naprzeciwko. Zadzwoniła ślicznym, małym dzwoneczkiem. W kilka minut podano im śniadanie. Zadowolony Gawin, zabrał się za jedzenie. Roza w zamyśleniu przeżuwała swoją porcję. Gdy wilkołak zaspokoił pierwszy głód, zabrał się za wyjaśnienie swojego cudownego pomysłu.

-Słuchaj, ja dużo myślałem. I tak sobie myślę, że mój kuzynek nie ściągnął cię tu, bo mu się spodobałaś – oznajmił radośnie. Roza zamarła w pół gestu.

Demoniczne Bliźniaczki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz