25

152 16 3
                                    

Rozalia zrobiła to co jej kazał Gawin. Zamknęła drzwi na klucz i przepchnęła małą szafkę, blokując wejście. Nie wiedząc, co jeszcze mogłaby zrobić, podeszła do okna. Miała widok na królewskie ogrody, więc gdy zerknęła, dostrzegła morze zieleni i parkowe ścieżki. Niestety, wśród nich biegało wojsko jakiegoś obcego władcy, który mordował bez cienia litości mieszkańców zamku. Rozalia przystanęła, ukryta za zasłoną. I patrzyła. Jak wilkołaki bronią się, jak padają pod ciosami mieczy, jak kobiety uciekają w stronę zamku z krzykiem. Jak obcy żołnierze tną lśniącą bronią, rozbryzgując krew. 

Co mogłaby zrobić? Jak im pomóc?

Mimo iż była tu więźniem, nigdy nie spotkała jej żadna krzywda ze strony wilków. Mało tego, od momentu, w którym Orion ogłosił ją swoją narzeczoną, traktowano ją z szacunkiem. Zasłoniła usta dłonią, by stłumić okrzyk, gdy żołnierz przebił mieczem uciekającą służkę. Kobieta padła na bruk bez życia. W oczach Rozy pojawiły się łzy. Nie znała jej. Ale współczuła. Nikt nie zasługiwał na taką śmierć. Nikt.

Dlaczego ich zaatakowano? Czy to przez Oriona i jego więźnia?

Wtem ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Rozalia zamarła. Z każdym ciosem w drewno, jej serce waliło mocniej. Rozejrzała się. Nie miała gdzie się ukryć. Spanikowana, podbiegła do okna i spróbowała je otworzyć. Szarpała się, aż ustąpiło. Obejrzała się za siebie, gdy drzwi puściły. Długa spódnica utrudniała jej ruchy, ale w końcu udało jej się przerzucić nogi na drugą stronę. Nie namyślając się długo, skoczyła. Wpadła w krzaki i potoczyła się kawałek. A potem zerwała do biegu. Nie wiedziała gdzie ma iść, a krzyki zabijanych, sprawiały, że panika powoli brała górę nad zdrowym rozsądkiem.

Zaczęła biec przed siebie. Potknęła się o rąbek spódnicy i przewróciła. A to uratowało jej życie, gdy miecz świsnął nad jej głową. Z krzykiem, przetoczyła się obok. Ktoś chwycił ją w tali i podniósł z łatwością.

-Człowiek? –usłyszała zaskoczony głos. Zaczęła się wyrywać. Popatrzyła na mężczyznę przed sobą. Chwycił jej ręce w żelaznym uścisku. Zerknął na towarzyszy. Jeden z nich dobijał rannego wilkołaka. Roza pociągnęła nosem. Bała się. Bardzo się bała.

-Co teraz zrobimy? – zapytał jego towarzysz, wycierając miecz w rękaw. 

-Do króla z nią – w końcu zadecydował. Rozalia wrzasnęła i zaczęła mocniej się szarpać. Żołnierz trzasnął ją w policzek. A potem pociągnął potykającą się dziewczynę za sobą. Roza szlochała. Bolała ją twarz po ciosie. Spuściła głowę, wiedząc że nie ma z nimi najmniejszych szans.

Gdy tylko wyszli z ogrodów, natknęli się na samego króla wilkołaków. Orion w ludzkiej postaci ciął mieczem na lewo i prawo. Jego towarzysze zabijali wszystko na swojej drodze. Roza nigdzie nie widziała Gawina. Czy jeszcze żył? Krzyknęła, nie mogąc się powstrzymać. Orion błyskawicznie obrócił się w ich stronę. Jego oczy płonęły dziko. Zaczął się przedzierać w ich kierunku. Jej porywacze zwarli szyki, ale Orion przeszedł przez nich jak przez masło.

-Co ty tu robisz? Powinnaś siedzieć w swojej komnacie! – warknął dzikim głosem.

-Ja... dostali się tam. Wyważyli drzwi – pisnęła. Król chwilę na nią patrzył. A potem chwycił za ramiona.

-Szkoda. Byłabyś pięknym trofeum w mojej kolekcji – Rozalia przełknęła ślinę, niczego nie rozumiejąc. Orion prowadził ją na dziedziniec zamkowy. Wyrywała się i szarpała, ale na wilkołaku nie robiło to wrażenia. W końcu Roza popatrzyła przed siebie. Dostrzegła Gawina. Jej przyjaciel walczył zaciekle z jakimś żołnierzem, zakutym po samą głowę w zbroję.

Wstrzymała oddech, gdy Gawin ledwo sparował cios. A potem... Potem jej przyjaciel nie miał tyle szczęścia. Żołnierz zrobił wypad i pchnięcie.

-Nie! – wrzasnęła, a po jej policzkach pociekły łzy. Zaczęła się szarpać. Wtedy Orion ryknął. Wszyscy na placu zamarli, wpatrzeni w nich. Rozalia niewiele widziała. Otarła twarz dłonią. Na niewiele się to zdało.

I wtedy ją dostrzegła. Dosiadała konia. Ale nawet z tej odległości widziała kasztanowe włosy.

-Kim ty jesteś?! – usłyszała krzyk, który zadźwięczał ogłuszająco pośród ciszy. Wszyscy patrzyli na nie. Kobieta zeskoczyła z siodła i zaczęła iść w ich kierunku. Rozalia zamarła. Wyglądała tak samo jak ona! Takie same oczy, taki sam nos, usta i włosy! Jej lustrzane odbicie.

-Kim TY jesteś? – zapytała. Wtedy Orion roześmiał się upiornie. I zaczął klaskać. Roza nie miała śmiałości by na niego spojrzeć.

-Oto jest pytanie! – rzucił. – Wynocha z mojego pałacu – powiedział władczym tonem. – Bierz swoją dziwkę, krwiopijco, i zjeżdżaj stąd – dodał, patrząc na żołnierza, który chwilę wcześniej walczył z Gawinem. Roza, korzystając z okazji, podbiegła do przyjaciela. Pochyliła się nad nim i odgarnęła za długie włosy z twarzy.

-Gawin? – szepnęła. Wilkołak na dźwięk jej głosu otworzył oczy. Chwycił jej dłoń swoją, zakrwawioną.

-Nikomu nie ufaj, słyszysz? Nikomu! – patrzył na nią z szaleństwem w zielonych oczach. Zakrztusił się krwią.

-Cicho! Nic nie mów, nic! – pisnęła. Jak mogła mu pomóc? Co zrobić? 

-Oni cię okłamują – wyjęczał. – Wampiry i wilkołaki. Wierz tylko sobie, Roza, tylko sobie. I proszę, wybacz mi... Wybacz... - oczy Gawina straciły blask. Rozalia zakrztusiła się powietrzem. Uścisk na ręce rozluźnił się i dłoń Gawina opadła. Popatrzyła zapłakanym wzrokiem na mordercę jej przyjaciela. Mężczyzna, wampir, ściągnął hełm. Miał czarne jak noc włosy i granatowe oczy. Patrzył na nią z wyrazem takiego szoku na twarzy, że Roza może by się tym przejęła, gdyby nie chciała go zabić. Wstała i zacisnęła dłonie w pięści.

-Ty... - syknęła. – Morderco! – krzyknęła. Podeszła do wampira i zaczęła uderzać w zbroję, nie dbając o to, że nie mogła mu zrobić krzywdy. Nie bronił się. Przyjmował ciosy ze spokojem.

-Jesteś człowiekiem – szepnął.

-Morderca, morderca, morderca! – krzyczała w szale. Za jej plecami Orion zaczął się śmiać. Dyszała ciężko, gdy odwracała się w kierunku króla wilkołaków. – Nie jesteś lepszy od nich! To twoja wina! – ryknęła.

-Cicho bądź – parsknął rozbawiony. – Zmieniłem zdanie, zabierz je obie – rzucił z rozbawieniem. – Ta mi się znudziła – Rozalia aż się zachwiała na taką zniewagę. Zrobiła kilka kroków w kierunku Oriona, ale powstrzymał ją żelazny uścisk na ręce.

-Puszczaj – warknęła. Wyrwała się. Ale zamiast tego wampiry z oddziału zasłoniły jej drogę. – Z drogi! Zejdźcie mi z drogi! – krzyknęła, próbując przejść. Zamiast tego ktoś chwycił ją w tali i brutalnie posadził w siodło. Wrzasnęła ponownie. Kopnęła na oślep. Ktoś chwycił jej dłonie i związał. Mocno. Pochlipując pod nosem, przymknęła oczy. To bolało. To tak bardzo bolało.

Obróciła się w siodle. Gawin nadal leżał w pyle. Nikt nie zajął się jego ciałem. Zacisnęła usta. Czy sprawią mu godny pogrzeb?

Nigdy więcej nie zobaczy jego uśmiechu. Nigdy więcej nie będzie miała okazji pożartować z nim, ani rzucić w niego babeczką. Nikt już nigdy więcej nie będzie jej chronił przed demonami. Gawin to robił. Cały czas. Od samego początku chronił ją przed nimi wszystkimi. Nawet przed swoim kuzynem.

Gdy opuszczała Hold z wampirami, modliła się tylko, by mieć któregoś dnia okazję do zemsty. Na wampirach, na wilkołakach, na nich wszystkich.


~*~


Dziękuję za gwiazdki!

Powoli dobiega końca tom I Bliźniaczek. Mam nadzieję, że to była przyjemna lektura. ;)

Pozdro!

N.C.

Demoniczne Bliźniaczki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz