17

198 16 0
                                    

Kolejne dni były jak sen. Orion ogłosił wszem i wobec swoje plany. Zaskoczył chyba wszystkich.

Nie, zaskoczył absolutnie wszystkich.

Od teraz każdy obok Rozalii już jej nie unikał, nie uciekał wzrokiem, ani nie udawał, że jest powietrzem, co było do tej pory nagminne. Każdy, absolutnie każdy jej się kłaniał. Zaczęto zwracać się do niej oficjalnie, a dziewczyna była zdumiona, że wszyscy znają jej imię.

A przynajmniej byłaby.

Gdyby nie to, że nie chciała w ogóle wychodzić z pokoju. Zamknęła się i bywała tylko na kolacjach u Oriona, który perorował jej na temat ślubu i zwyczajów wilkołaków. Roza potakiwała, jedząc mechanicznie, udając, że ją to w jakikolwiek sposób interesuje.

Ale nie interesowało.

Plan króla był prosty – przy pierwszej pełni poślubić śmiertelniczkę. Ale jego doradcy i wróżbici oznajmili, że to nie najlepszy pomysł. I choć próbowali odwieść Alfę od decyzji jaką podjął bez uprzedniego skonsultowania się z kimkolwiek, jedyne co osiągnęli, to przesunięcie ceremonii na niezwykłe wydarzenie. Do czasu Krwawego Księżyca. Mitycznego zjawiska, kiedy to księżyc przybiera czerwoną barwę i we wszystkich kulturach i kręgach w świecie demonów oznacza czas zabawy.

Dla ludzi od wieków krwawy księżyc był symbolem zła.

Ale Rozalia nie mogła tego wiedzieć. Jako osoba z natury racjonalna, nigdy nie interesowała się symboliką, astrologią ani magią. Dla niej krwawy księżyc był po prostu ciekawym zjawiskiem atmosferycznym. Niczym więcej.

Teraz jednak wszystko miało się zmienić. Podczas krwawego księżyca magia wilkołaków była najsłabsza, dlatego nie wiadomo, czemu te istoty go czciły. Może miało to związek z księżycem w ogóle... Fakt jednak pozostawał faktem: za pół rok, gdy na niebie zawiśnie czerwony jak krew księżyc, Rozalia zostanie królową wilkołaków i dostąpi przemiany.

A od kilkuset lat nie przemieniono żadnego śmiertelnika! Król ustanowił precedens. I to nie jeden! Gdyż na tronie Farkas nie zasiadał nigdy przemieniony, ani żadna przemieniona. Rozalia będzie pierwszą w historii!

Wszystko to opowiadały jej osobiste pokojówki. Na początku zszokowane decyzją władcy, po czasie przywykły i zaczęły traktować swą przyszłą królową z należytym szacunkiem. Po prawdzie, przerażała je wizja tej kobiety na tronie, ale żadna nie miała zamiaru się poskarżyć. No bo i komu? Co najwyżej mężowi w domu! A ten z pewnością nie będzie chciał słuchać babskich żalów!

Tak więc Rozalia snuła się po swoich komnatach, król obsypywał ją prezentami, Gawin chodził za nią krok w krok, a ona... Nie interesowała się niczym, ani nikim.

-Lady ma takie szczęście! – zachwycała się pokojówka. – A w najdłuższą noc w roku wyjdzie za mąż i to jeszcze za jego wysokość! – piała. Dosłownie piała. Roza pokiwała uprzejmie głową, gdy pokojówka rozczesywała i układała włosy. Tak, szczęście. Zostać porwaną, przetrzymywaną w wielkim zamczysku i w dodatku zmuszoną do ślubu wbrew woli!

-Gotowe! – druga pokojówka przyniosła jej biżuterię. Założyła jej diamentowy naszyjnik i kolczyki. Roza od dawna sama o sobie nie decydowała. Nie miała prawa sprzeciwić się królowi, a on życzył sobie, by nosiła się po królewsku. Co obejmowało ciężkie suknie i kosztowną biżuterię. – Lady Rozalio, powinna pani to ściągnąć – pokojówka pociągnęła za łańcuszek, na którym Roza miała perłę od wróżki. Na moment się ocknęła.

-Nie. Dziękuję za waszą pomoc – wstała i posłała im władcze spojrzenie. Obie ukłoniły się i szybko wyszyły. Żadna nie okazała niezadowolenia z tego powodu. Z westchnieniem, rudowłosa opadła na krzesło przed toaletką. Zapatrzyła się na swoje odbicie. Nie ulegało wątpliwości, że blada suknia w kolorze lilii pięknie na niej leżała i podkreślała barwę jej włosów. Diamenty skrzyły się w blasku świecy, a misternie ułożone włosy spływały na plecy w eleganckiej, ale delikatnej fryzurze. Roza pociągnęła za lok. Jej włosy urosły przez ten czas. Wcześniej sięgały ledwie do łopatek. W tym tempie zapuści je aż do tali. Nigdy nie miała tak długich włosów. Uważała to za niepraktyczne. A teraz? Teraz czesano ją, ubierano, malowano... Wszystko, co niegdyś robiła sama, wykonywano za nią.

Do niedawna nie narzekałaby. Może nawet by się jej to spodobało... Wybieranie sukni ślubnej, oprawy, dekoracji, dań... Ale teraz? Teraz chciała uciec z wrzaskiem.

Rozalia wstała i wyszła z sypialni. Gawin stał na straży, przy drzwiach. Poważnie traktował swoje obowiązki ochroniarza narzeczonej króla. Roza nie zaszczyciła go spojrzeniem, ani nie przywitała. Nie było takiej potrzeby. Niedługo będzie stała wyżej w hierarchii królestwa niż on. I oboje o tym wiedzieli. Ponadto Gawin nie był już jej przyjacielem, o ile był nim kiedykolwiek...

Z goryczą pomyślała o tych krótkich tygodniach, gdy robili co chcieli i nikt im nie przeszkadzał. Pomyślała, że wojna mogłaby trwać wiecznie, o ile będzie mogła znów być wolna. I bezkarnie robić, co chce. Może na wojnie król by zginął, a wtedy naprawdę by się uwolniła...

I straciłaby swoją ochronę.

Ale kogo to obchodziło? Zamkną ją w złotej klatce, jaką był pałac. Nie było sensu się oszukiwać. Roza nie będzie miała nic do gadania. Jej pochodzenie świadczyło na jej niekorzyść bardziej niż maniery, które wciąż nie były idealne. Orion nigdy nie dopytywał się co robiła, gdy jego nie było. Może go to nie interesowało, a może zwyczajnie o to nie dbał. Jakikolwiek nie był powód, król wilkołaków lubił słuchać swojego głosu, a zdanie innych było dla niego mało istotne. By przenieść termin zaślubin za pół roku, cała śmietanka szlachecka musiała zewrzeć szyki i zapomnieć o urazach. Musieli wyprzeć się uprzedzeń wobec siebie nawzajem, gdyż każdy z nich miał córkę, kuzynkę, albo siostrę, którą mógł wydać za jego wysokość za mąż. A król? Wybrał sobie śmiertelniczkę! Śmiertelniczkę! Jak śmiał? Jak mógł?

Mógł. Był władcą absolutnym. Co to dla niego złamać zasady i prawa, rządzące Farkas od wieków?

Ale Rozalia wiedziała. Oni kiedyś się zemszczą. I jeśli nie na nim, to na niej. Zapłaci za to, że król znieważył rody szlacheckie. Mógł być Alfą, mógł być najpotężniejszym wilkołakiem w Farkas. Co z tego? Szlachta miała swoje prawa! I przywileje. A te mówiły, że żoną króla powinna być wysoko urodzona panna. A nie jakaś ludzka wieśniaczka, bez manier i obycia!

Niektórzy po cichu liczyli, że król się nią znudzi i zostawi ją. A potem pomyśli o poważnych sprawach. Ale nie. Król twardo stał przy swoim, opierał się naciskom z zewnątrz. I zamierzał poślubić Rozalię, uczynić ją królową i...

Właściwie, czemu właśnie ona? Jakim cudem wpadł na tak głupi pomysł? Początkowo bawiła go. Była taka ludzka, taka młoda... Taka nieokrzesana. Powiew świeżego powietrza w tym zatęchłym zamczysku. Szczera, odważna, ale żeby ślub od razu?

Rozalia nie wiedziała czemu, ale miała przeczucie, że coś się wydarzyło na wojnie. Coś, co zmusiło jego wysokość do działania.

Bo kto normalny wraca do domu po długiej nieobecności i pierwsze co robi, to łamie uświęconą tradycję? Król chciał kolejnej wojny? Domowej tym razem? Jeśli tak, to wybrał doskonałą strategię.

Roza usiadła w fotelu przy oknie. To wszystko było bez znaczenia. Pozbawiona sojuszników, nie mogła stąd nawet uciec. Nawet na chwilę, by odpocząć. Zamknęła oczy. Była uwięziona, a sytuacja stała się gorsza niż w dniu jej porwania. 


~*~


Dziękuję za gwiazdki! :)

Pozdro

N.C.

Demoniczne Bliźniaczki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz