19

147 14 2
                                    

Kolejne tygodnie mijały na gorączkowych przygotowaniach do królewskich zaślubin. Rozalia wybrała suknię ślubną... A właściwie to wybrał ją Orion. Rozłożysta, obszyta szczerym złotem. Z koronkowymi rękawami, odsłaniająca ramiona. Rozalia nienawidziła złota. Uważała je za tandetne. Ale jako przyszła królowa będzie nosić złotą koronę. Widziała już ją. Ciężką, wysoką, wysadzaną brylantami. Idealne uzupełnienie jej sukni ślubnej. Paskudztwo, od którego będzie boleć ją szyja.

-Lady Rozalio – Gawin ukłonił jej się. Roza zapomniała o jego obecności.

-Możesz odejść – powiedziała lakonicznie. Już przestała się przejmować jego zdradą. Naprawdę.

-Lady, czy możesz poświęcić mi minutę? – zapytał. Rozalia po raz pierwszy od dawna spojrzała na niego bez nienawiści, czy pogardy. Tylko z zaciekawieniem. Prawie jak kiedyś.

-Słucham – wykonała przyzwalający gest ręką. Coraz bardziej przypominała dystyngowaną królową. A nie dzieweczkę ze wsi, za jaką mieli ją tu wszyscy. Człowieka bez obycia. To się szybko zmieniało. Roza pomyślała z niemałą satysfakcją, że któregoś dnia stanie przed tymi sukinsynami i zaszokuje ich królewskimi manierami.

-Jego wysokość zamierza ponownie uderzyć na Denever. Udam się tam z nim. Jeśli wyrazisz na to zgodę, milady – dodał. Roza zamrugała oczami. Jedyny wyraz zaskoczenia, na jaki odważyła się zdobyć.

-Jeśli to rozkaz króla, to powinieneś go posłuchać – oznajmiła chłodno.

-Mój kuzyn chce mnie tu zostawić. Do obrony ciebie, pani. Ale oboje dobrze wiemy, że nie mogę zostać – oznajmił rozbrajająco szczerze.

-Nie możesz? Czy nie chcesz? – wysyczała z jadem. – Rób co uważasz za stosowne, Gawinie. Nie będę cię powstrzymywać – odprawiła go. Gawin ukłonił się.

-Jak sobie życzysz, pani – rzucił ze smutkiem. Roza ze złością zacisnęła dłonie na kolanach. Co za tupet! Czy jemu się wydawało, że Rozalia nie cierpiała? Zamknięta w tej złotej klatce, musiała czekać na nieuniknione! Bez prawa głosu. Bez prawa do niczego właściwie! Piekło i szatani! Kimże był by decydować za nią? Zarówno Gawin, jak i Orion! Obaj byli siebie warci!

Wstała z fotela. Przeszła się po pokoju, zdenerwowana. Nie mogła się za nic uspokoić. Jedna rzecz nie dawała jej spokoju i wyrwała ją z długiego letargu. Orion znowu planował uderzyć na kraj wampirów. Czemu? Co się za tym kryło? Co mogło być aż takie ważne? Rozalia tego nie rozumiała. Na razie. Rozgryzie to.

W końcu była najlepszą studentką na roku i opanowała wszystkie lekcje dobrych manier, które jej tu wpajano. Nie mogła się tak poddać.


***


Rozalia pożegnała Oriona na placu zamkowym, machając mu ręką z wielkich schodów. Ubrana po królewsku, w suknię w kolorze zachodu słońca, z diademem wpiętym we włosy, uśmiechała się lekko. I wcale nie do króla, którego żegnała. Uśmiechała się, bo Gawin wyjeżdżał. On i Orion opuszczali zamek. Nikt nie będzie jej przeszkadzał. A służba nie ośmieli się jej sprzeciwić.

Gdy tylko wyjechali poza bramy zamku, Roza, narzeczona jego wysokości, obróciła się na pięcie i pomknęła do środka. Przechodziła korytarzami, mijając służbę.

W końcu zatrzymała się. Wschodnie skrzydło. Rozejrzała się dookoła. Nikogo. Opuszczona część zamku. Pewnym krokiem poszła do znajomej biblioteki. Był wieczór. Król wyruszył wcześnie, jak na standardy osobnika żyjącego nocą. Dlatego Roza wychodząc do biblioteki, ujrzała uginające się pod ciężarem książek regały i instrumenty astronomiczne. Zaskoczona, podeszła do biurka. Zaczęła czytać. Na szczęście dziwne, zawijane pismo, którym zapisano kartki, było w języku polskim. Albo też był to język ogólny wszystkich krain tego świata...

Choć czemu polski właśnie? Najtrudniejszy język na świecie?

Teraz nie miała czasu tego roztrząsać. Ważne było, że mogła odczytać notatki. Wodziła wzrokiem po nieznanych określeniach i terminach, które nic jej nie mówiły. Część wydawała się angielska, część niemiecka, a część przypominała łacinę. Rozalia jednak się nie poddawała. Tu musiało coś być.

Tylko co? Czego szukała?

To był właśnie problem! Rozalia nie wiedziała czego szuka! A czegoś szukała! Bo ten cholerny zakaz Oriona nie miał najmniejszego sensu. A tylko pobudzał ciekawość i wyobraźnię. Czemu, czemu do cholery, zabronił jej wchodzić do biblioteki? Czemu tu nikt nie sprzątał? I czemu u licha ciężkiego, ktoś tu przebywał i pisał notatki??

-Kim jesteś? – Rozalia wstrzymała oddech. Nie krzyknęła, dzięki Bogu, tylko obróciła się w stronę kobiety, która wymówiła owe słowa.

-To ja powinnam zadać ci to pytanie – rzuciła, prostując się i przyjmując na twarz wyraz pogardy, zmieszanej z władczością, tak typowe dla Oriona. Jednakże, ku jej konsternacji, kobieta tylko obrzuciła ją spojrzeniem. Roza nie pozostała jej dłużna. Otaksowała kobietę na oko trzydziestoletnią, o platynowych włosach i złocistych oczach, ubraną jak szlachcic. Albo żołnierz. Od kiedy kobieta mogła być żołnierzem? Zwłaszcza tutaj! I nosić spodnie. Jej strój przypominał krojem mundur z epoletami w złotym kolorze. Roza nie poznała godła, które kobieta miała na piersi. Nietoperz? Czy godłem Oriona nie był wyjący wilk?

-Więc? Kim jesteś? – zapytała ponownie. Rozalia zgrzytnęła zębami. Jakże łatwo było przywyknąć do uległej służby! A jak trudno radzić sobie z kimś, kto cię nie słuchał...

-Jestem narzeczoną jego wysokości, lady Rozalia – oznajmiła wyniosłym tonem. Kobieta popatrzyła na nią jak na wariatkę.

-Jesteś człowiekiem.

-Co ty nie powiesz – zakpiła Roza. – Teraz twoja kolej.

-...Lani... Mam na imię Lani – uległa jej w końcu. – Co tu robisz, pani? Czyż twój narzeczony nie opuścił już Hold? Nie powinnaś właśnie płakać za nim z tęsknoty?

-Nie twoja sprawa, co robię – stwierdziła Roza. Lani kłamała. Nie wiedziała skąd, ale miała tą pewność. Lani ukryła swoje imię, ale Rozalia nie mogła zarzucić jej oszustwa. Poza tym... Ten natarczywy wzrok!

-Prawda. Powinnaś już stąd iść.

-Zaczekaj! – rzuciła rozkazująco. – Co to za miejsce?

-Biblioteka – Lani wyglądała na zaskoczoną, ale Roza postanowiła jej nie ufać.

-To wiem. Co to za papiery? – machnęła ręką w stronę biurka.

-A to. Zaklęcia. Biblioteka jest siedzibą czarownicy – wyjaśniła Lani.

-Czarownicy – mruknęła niedowierzająco Roza. – Wygląda na opuszczoną – wskazała na kurz.

-Nie zapytasz jakiej czarownicy? – zignorowała ją. Ale Roza nie z takimi sobie radziła. Uniosła brwi. Bez słowa. – Jestem tą czarownicą.

-Świetnie. W końcu do czegoś doszłyśmy – zakpiła. – Nad czym pracujesz? Bo zakładam, że pracujesz.

-Nad zaklęciem mocy, ale ty tego nie zrozumiesz, p a n i – cierpko stwierdziła Lani.

-Cóż, więc owocnej pracy – Roza podeszła do biurka i raz jeszcze obrzuciła je spojrzeniem. Zobaczyła tylko dziwne symbole, ale nie zawracała sobie nimi głowy. Obejrzy to dokładniej. Później. Musi tylko dowiedzieć się kim jest ta kobieta i co tu robi.

A także czemu ona nic o niej nie słyszała. 

Demoniczne Bliźniaczki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz