21

145 15 0
                                    

Rozalia siedziała w swoim pokoju. Czekała na pokojówki. Wezwała je już jakiś czas temu i liczyła, że szybko przyjdą. Nie pomyliła się. Gdy tylko obie weszły do jej komnaty, ukłoniły się, a drzwi za nimi się zamknęły. Roza niechętnie musiała przyznać, że władza jaką miała, coraz bardziej jej się podobała.

-Chciałabym zadać wam kilka pytań i oczekuję szczerości – zaczęła. Pokojówki niepewnie zerknęły na siebie.

-Czy czegoś nie dopilnowałyśmy, pani? – jedna z nich odważyła się w końcu spytać. Roza przyjrzała jej się uważniej. Starsza i bardziej doświadczona. Szefowa. Anna. I druga, młodsza. Bardziej jak sekretarka. Teresa. Roza była dobra w odgadywaniu kto i na jakim stanowisku był w korporacji, w której pracowała. Więc rozgryzienie tego tutaj, nie było trudne.

-Nie, Anno. Chcę wiedzieć czemu wschodnie skrzydło zamku jest zamknięte – obie popatrzyły na nią z przerażeniem.

-Mamy duże pracy, pani... - zaczęła Anna, powoli się wycofując.

-Nie pozwoliłam wam odejść – rzuciła Roza. Zatrzymały się, jak rażone piorunem.

-Wybacz nam, pani – powiedziała cicho Teresa.

-Nie wolno nam o tym rozmawiać – dodała Anna.

-Nikt o niczym się nie dowie – zapewniła Roza. – Chcę wiedzieć skąd taki rozkaz. W końcu wydał go mój przyszły mąż, a nie chciałabym popełnić jakiegoś nietaktu z powodu swojej niewiedzy. – Obie kobiety wahały się przez chwilę.

-To z powodu czarownicy! – wypaliła w końcu Teresa.

-Milcz! – krzyknęła Anna.

-Dość! – Rozalia podniosła głos. – Czarownicy? Jakiej czarownicy?

-Pani – Teresa rzuciła jej się do stóp. Zaskoczona rudowłosa nie wiedziała co powiedzieć, czy zrobić. Pokojówka zalewała się łzami. Anna próbowała ją odciągnąć od narzeczonej króla. Powstało z tego małe zamieszanie.

-Anno, posadź ją na krześle i sama siadaj! – zakomenderowała Rozalia. Obie pokojówki w końcu wykonały jej polecenie. Siedziały nerwowo przed nią. Teresa pochlipywała cicho. – Czarownica. Jaka? Skąd? Czemu mnie o tym nie poinformowano?

-Jego wysokość zabronił -odezwała się Anna. Była zła. Roza postawiła na swoim. Takiego obrotu spraw się nie spodziewała.

-Dlaczego? I oczekuję odpowiedzi – wycedziła przez zęby. Ma być królową? Świetnie! Ale żadna pokojówka nie będzie rządziła się w jej komnatach i decydowała co może jej powiedzieć, a co nie!

-To Arystea. Służy królowi. Ale niektórzy powiadają, że ma więcej władzy od niego – wyjaśniła Anna niechętnie. Roza zmarszczyła brwi. Arystea? A Lani? Kim była Lani? Postanowiła o to zapytać. Anna wyglądała na zaskoczoną. – Nikogo takiego w zamku nie ma. Nie znam żadnej pokojówki o tym imieniu.

-Dziękuję – mruknęła Roza, myśląc intensywnie. – Czy ta Arystea wychodzi czasem ze swojego skrzydła?

-Nie. Ale często wyjeżdża.

-Jest obecnie w zamku? – drążyła.

-Tak – mruknęła Teresa. Uspokoiła się już. Choć ślady łez zdobiły jej twarz. Otarła oczy chusteczką podaną jej przez Rozalię.

-Rozumiem. Dziękuję wam. Nie powiem nikomu o tej rozmowie. I mam nadzieję, że wy też nie. Ponadto chciałabym wiedzieć, czy w Hold jest jakaś czarownica poza Arysteą. Rozpytajcie o to po cichu – dodała. Anna pobladła, ale skinęła głową. Teresa za to wyglądała na zadowoloną i szczęśliwą, gdy wychodziła. Rozalia za to była sfrustrowana.

Lani nie istniała. Więc Lani i Arystea to ta sama osoba. Jak inaczej mogłaby to wytłumaczyć? Intuicja jej nie zawiodła. A Lani... Zanim jednak nie znajdzie odpowiedzi na kilka pytać, Roza nie podejmie żadnych kroków.


***


Po kilku dniach Rozalia dowiedziała się tylko, że w Hold nie było żadnej czarownicy i, że czarownice nie są darzone sympatią. Jakoś nie była zaskoczona tym odkryciem. Ale wciąż nie mogła ruszyć z miejsca. Co mogła zrobić? Do kogo iść po radę?

Bezwiednie zerknęła na perłę na szyi. Uśmiechnęła się diabolicznie do swojego odbicia w lustrze. Miała do kogo iść. Miała kogo zapytać o Arysteę. Tylko jak ma wydostać się z zamku po cichu?


***


Wspaniały plan ucieczki z zamku, który opracowywała przez całą noc trafił szlag. Nie wzięła pod uwagę straży, która nie słuchała jej poleceń. Służba? Im mogła rozkazywać do woli. Ale żołnierzom? Nie, na to nikt się nie godził. Ale Rozalia podjęła próbę.

Zmieniła suknię na mniej strojną, prostszą i jednocześnie skromną i nierzucającą się w oczy, narzuciła na ramiona ciemny płaszcz. I udała się do stajni. Wszystko szło doskonale. Tyle, że Roza nie umiała osiodłać konia. Dosiąść? Dzięki lekcjom Gawina by sobie poradziła. Z jazdą również. Ale osiodłać? Nie wiedziała jak to zrobić. I zmuszona była poprosić stajennego. Który zaraz po spełnieniu woli lady, pognał w te pędy do kapitana straży królewskiej. Nim Roza choćby zbliżyła się do bramy, zatrzymał ją kapitan wraz z kilkoma podkomendnymi. Zawrócił ją bez słowa i zmusił do pozostania w zamku.

Duma Rozalii przy tym bardzo ucierpiała. Ale może to i lepiej, że nie udała się na samotną przejażdżkę poza zamek? Gdy miała czas, by o tym pomyśleć, doszła do wniosku, że to nie był najlepszy pomysł. Była człowiekiem i ciągle zapominała, że tutaj nie było ludzi. Że te istoty, wyglądające jak ludzie (w większości, Roza widziała przecież wróżkę!) mają z nimi niewiele wspólnego i mogą ją w każdej chwili zabić.

Poza tym istniał problem niezadowolonej arystokracji. A Roza była na to zbyt... Zbyt nieobyta. Nie umiała radzić sobie z rozwścieczonym wilkołakiem, a z wilkołakiem arystokratą to ani tyle! Więc gdyby ktoś ją spotkał samą w mieście...

Zadrżała na samą myśl!

Ale! Roza nie musiała udawać się poza zamek. Odpowiedzi mogła poszukać we wschodnim skrzydle. I Arystea jej nie mogła wygnać.

Nie zastanawiając się, czy postępuje rozsądnie, czy może wprost przeciwnie, Roza ruszyła ze swoich komnat w kierunku wschodniego skrzydła. I nikt, ani nic jej nie mogło powstrzymać.

A przynajmniej tak jej się wydawało.


~*~


Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Pozdro!

N.C.

Demoniczne Bliźniaczki ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz