7.8 SØNDAG 11.03.2018

851 48 7
                                    


W powietrzu unosił się przyjemny zapach, który kojarzył mi się z dzieciństwem. Na przeróżne przerwy w szkole tata zabierał zawsze mnie i mamę, a później Williama do różnych pensjonatów, o ile mogę to tak nazwać. Przytulne domki w górach też były atrakcją, którą szalenie lubiłem. Podobało mi się to, że miałem swój pokój w zupełnie innym miejscu. Podobało mi się to, że mogłem siedzieć na parapecie, paląc i nikt nie zwróciłby na to uwagi. Wieczorne przesiadywanie na tarasie też było czymś, co miało jakiś urok. Bo od czasu do czasu zdecydowanie lubiłem się wyciszyć. Może nie do końca być sam, bo to rzadko kiedy się zdarzało, ale mieć ciszę, która była czymś miłym. Teraz siedzimy w domku Leo, o którym chyba nikt nie miał pojęcia i jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, czuję się dziwnie. Kiedyś na dziewięćdziesiąt dziewięć procent byłbym pierwszą osobą, która krzyczałaby, że powinniśmy zrobić imprezę. Nakupilibyśmy alkoholu i wszystkiego i zakończylibyśmy weekend imprezą i jeszcze większym kacem. Teraz wystarczył mi rozpalony kominek, kubek z ciepłą herbatą i Eva, która plecami opierała się o moją klatkę piersiową. Delikatnie jeździła palcami po mojej prawej dłoni i dziękowałem bogu, że jej głowa zasłania moją twarz, bo William i Leo nie będą mi wypominać mojej chwili słabości. William próbował naprawić telewizor, więc Leo powinien już mieć świadomość tego, że może sprzęt spisać na straty. Ina gotowała coś w kuchni, a Leo siedział na brązowym, włochatym dywanie i wyglądał tak, jakby sam nie wiedział, co tutaj robi. Bo właściwie to było dobre pytanie. Eva zgodziła się na wypad z Williamem i Iną a w międzyczasie zadzwonił do mnie Leo z pytaniem, czy nie chcielibyśmy czegoś porobić. Wiedziałem o wszystkim, co stało się z Eskildem więc od razu dodałem dwa do dwóch. Gdy Leo przyznał się, że ma domek, do którego możemy podjechać, od razu się zgodziłem i miałem gdzieś to, że reszta może chciałaby robić co innego. O ile na początku wizja pobytu w domku mnie ekscytowała, tak teraz dotarło do mnie to, że był to głupi pomysł. Dwie pary i Leo, który stracił chłopaka. Z tego, co wiedziałem, to on i Eskild nie byli parą, ale zdecydowanie coś ich łączyło, więc nie dziwię się, że chłopaka tak boli to, co miało miejsce. Nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu. Nie wiedziałem co powiedzieć, kiedy kogoś poklepać po ramieniu czy plecach, a kiedy najnormalniej w świecie przytulić, ale teraz tego nie musiałem robić, bo nikt nie chciałby być pocieszany przez kolesia, którego większość ciała jest w gipsie. Ale mimo wszystko było mi jakoś głupio. Bo Leo zawsze był w stosunku do mnie w porządku. Zarówno w wojsku, jak i poza nim. I poniekąd to dzięki mnie i Evie poznał Eskilda, także to wszystko jakoś dziwnie mnie przytłaczało.

- Wszystko jest tak, jak powinno, więc nie wiem, dlaczego to nie działa – William pokręcił głową, po czym przeczesał swoje włosy.

- Zostaw to – westchnąłem, chociaż jeśli miałem być szczery, to uwielbiałem przyglądać się temu, jak Williamowi coś nie wychodzi. - Przyjechaliśmy tu po to, żeby posiedzieć i się zrelaksować, a nie oglądać telewizję – zaśmiałem się, przyciągając Evę bliżej siebie.

- Wiem, ale chciałem zrobić Leo przysługę – wzruszył ramionami.

- I dlatego zepsułeś mu telewizor? - Zadrwiłem, a ten spojrzał na mnie z politowaniem.

Nagle Eva odsunęła się ode mnie i powoli wstała. Poprawiła lekko wygniecioną koszulę i skierowała się w stronę Williama. Przez chwilę uważnie się w niego wpatrywała, co było szalenie dziwne i to nie tylko dla mnie, bo William sam wyglądał na zdezorientowanego. Eva uśmiechnęła się do niego, po czym uklękła koło telewizora i najnormalniej w świecie podłączyła go do prądu. Wybuchnąłem takim śmiechem, że zażegnany ból żeber powrócił do mnie z podwojoną siłą, ale zdecydowanie to było tego warte.

- Zobacz teraz czy działa – rzuciła Eva, wracając na swoje miejsce.

- Piękna i mądra – wyszeptałem do jej ucha, gdy ponownie się o mnie oparła.

CHRISTOFFER | 7 SEZON SKAM PART II |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz