187 27 0
                                    

-Nie rozumiem tylko jednego.- Tenmado dokładniej przyjrzał się swojej karteczce i delikatnie pokręciło głową.- Jak mam ożywić tego Tatsuo, skoro nie wiem do jakiego notatnika został wpisany, przez kogo, a do tego gdzie został pochowany.

-No to masz problem.

Znikąd pojawił się Gekido, który usiadł obok mnie. Oparłam się o jego zwęglone ramię, przykryte skórzaną kurtką i cicho westchnęłam. Może i nienawidził innych bogów, ale za to lubił moją obecność, a ja kochałam słuchać jak wyzywa naszych pobratymców.

-Otóż Jasutin ma w bibliotece wszystkie notatniki, a raczej akta osób zabitych. Wystarczy, że ktoś tam się dostanie i zabierze papiery.

-Biblioteka?- Ryūk spojrzał na mnie pytająco, przez co jego twarz wykrzywiła się w obrzydliwym grymasie.- Czegoś takiego tutaj nie ma.

-Jest, tylko jesteś na tyle leniwy, że nigdy do niej nie dotarłeś.

-To nie ja siedzę co sobotni wieczór u tej kupy kości i razem z latającymi zwłokami rozmawiam o świecie na dole.

-Oh przepraszam, że ja jakoś potrafię się porozumieć z każdym i nie jestem tak zapatrzona w siebie.- Odsunęłam się od Gekido i podniosłam się z ziemi.- Aż tak bardzo ci to przeszkadza, że mam lepszy kontakt z nimi niż ty? Może gdybyś ich nie okłamywał, nie byłoby problemu.

-Baka. Jesteś taka dziecinna...

-Raczej ty, bo urządzasz mi chore akcje zazdrości.

-Zazdrość? On umarł dawno temu.

Bóg odwrócił się do mnie plecami i zaczął przed siebie lecieć. Czułam jak po raz kolejny dzisiejszego dnia wzbiera się we mnie złość. Byłam już na skraju wytrzymania, a jedyna istota która jest w stanie mnie zrozumieć i mi pomóc, obraża się jak nastolatka z okresem.

-Nie odchodź Ryūk kiedy do ciebie mówię.

-Siadaj Doku i się nim nie przejmuj.- Gekido podszedł do mnie i złapał mnie swoją szorstką dłonią za nadgarstek.- Pogada sobie i mu przejdzie.

-Zostawiłeś mnie na dziesięć lat.- Wyrwałam się z uścisku boga obok mnie i zaczęłam iść w stronę odlatującego jabłkożercy.- Przez dziesięć lat byłam samotna, a obiecałeś że nigdy więcej tak się nie stanie. Jesteś zły na to, że zostałam jedną z was, ale jakoś na początku się z tego cieszyłeś. Co z tobą jest nie tak do cholery?!

Nagle Ryūk się odwrócił, a na jego twarzy znajdował się krzywy uśmiech. Po chwili wybuchnął głośnym śmiechem, a w dłoń chwycił swój czarny jak pióra kruka notatnik.

-Nadal mnie śmieszysz Doku, nadal starasz się o to, żebym zawsze był przy tobie. Jesteś strasznie strachliwa. Zupełnie jak Shidō.

Odsunęłam się od Boga Śmierci i w spokoju zaczęłam iść w przeciwną mu stronę. Wyminęłam zgromadzonych bogów i parłam przed siebie. Idąc tak między kłębami białego dymu, zastanawiałam się nad tym, czy pomysł o zostaniu Shinigami był rzeczywiście tak dobry, jak na samym początku. Czasami tęskniłam za życiem na Ziemi. Zdawałam sobie sprawę, że nie ma odwrotu, a ja jestem skazana na wieczność. Czas szybciej płynął w świecie bogów, a ja już czułam jego upływ na sobie. Moje włosy przestały rosnąć, przez co nie miałam problemów z odrostami. Paznokcie każdego dnia stawały się coraz twardsze i powoli zamieniały w szpony. Szare oczy mętniały i stawały się coraz bardziej blade, tak jakby za chwilę miały stać się białe, aby następnie odrodziły się w obrzydliwym żółtym kolorze. Moje ciało stawało się wychudzone i z każdym kolejnym rokiem wyglądałam coraz bardziej jak kościotrup. Próbowałam się cieszyć każdym dniem, kiedy jeszcze przypominam człowieka. Codziennie przez kilka godzin wpatrywałam się w lusterko aby zapamiętać każdy swój szczegół. Wiedziałam, że z biegiem lat Shinigami zaczynają zapominać o tym co było kiedyś. Ja nie chciałam tak skończyć. Nie chciałam zostać latającym szkieletem, który nie pamięta jak się nazywa, co zrobił i kogo zabił.

Homo Dei ludicrumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz