二十七

113 11 0
                                    

-Musisz na siebie uważać Kou.- Tatsuo otulił mnie kolejnym kocem i podał w dłoń gorącą herbatę.- Wiem, że jesteś nieśmiertelna, ale takie ciągłe złamania mogą w końcu zrobić ci krzywdę.

-Nie przesadzaj.- Przewróciłam oczami i wymownie westchnęłam.- Żyję? Nie. Stało mi się coś? Nie. Będzie dobrze? Też nie, a to ze względu na to, że jestem pokraką, a takie zazwyczaj często robią sobie krzywdę.

-Spadłaś praktycznie z samej góry. To jest coś poważnego.

-Wierz mi, że upadek z kilku ostatnich schodków boli bardziej.

-Kodoku to nie jest czas na żarty. Spadłaś...

-A co jeżeli sama tego chciałam?- Odstawiłam pełny kubek na stolik i spojrzałam na Suo.- Pomyślałeś o tym? Co jeżeli ja pragnęłam żeby zlecieć na sam dół? Co jeżeli wykonałam krok do przodu z pełną świadomością tego co się wydarzy? Wiesz jakie to błogie uczucie, kiedy wiatr otula cię z każdej strony, a ty lecisz w dół nie myśląc o niczym?

-Kou...

-Widzisz Suo, ja pragnę się zabić, jeszcze nie wiem jak tego dokonam, ale pewnego dnia mi się uda.

-Nie mów tak, będziesz żyła razem ze mną.

-Ty umrzesz w końcu, staniesz się na powrót martwą powłoka. Co wtedy Suo? Nie będę z tobą. Będę kompletnie osamotniona, nikt mnie nie będzie rozumiał, Samotność znowu stanie się samotnością.- Gorzko się zaśmiałam, aby chwilę potem położyć się wygodniej i zamknąć oczy.- Nadal mam nadzieję, że kiedyś nie otworzę oczu. To jest dla mnie większe pragnienie, niż spłacenie długu za swoje grzechy. Dobranoc.

Poczułam tylko jak Suo kładzie się obok mnie i mocno przyciąga do siebie. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie i wtuliłam w jego ciepły tors. Ta chwila mogła trwać dla mnie wiecznie, mogłabym umrzeć w jego ramionach. Zamieszkanie w nich na wieki wydawało być się najlepszym rozwiązaniem moich problemów. Wszystko byłoby prostsze i w moich oczach bardziej adekwatne do mojej obecnej sytuacji. Jako Bóg Śmierci zasługiwałam na lepszą śmierć niż Jerasu, Rem i Gukku. Śmierć w jego ramionach była spełnieniem moich wszelkich marzeń. Bliskość osoby która mnie kocha i którą kocham ja. Ale czy na to zasługiwałam? Może to było już zbyt wiele w moich wyobrażeniach? Powinnam zgnić jak ostatni robal na jakimś dnie w samotności, powykręcana z bólu...

Moje myśli przerwał nagły ruch Suo, który oderwał się ode mnie i wstał z łóżka. Ja nadal miałam zamknięte oczy i udawałam, że śpię. Pragnęłam żeby przy mnie został, chciałam go zawołać do siebie, ale coś mi to uniemożliwiało. A tym czymś był niski głos dochodzący z przedpokoju. Tatsuo z kimś rozmawiał. Próbowałam wytężyć swój słuch, ale mało mi to pomogło. Dopiero kiedy ten ktoś usiadł w salonie na krześle, mogłam coś usłyszeć.

-Przepraszam za tę sytuację.

-Powinieneś przeprosić Kou. To jej stała się krzywda.

-Wiem.- Głos Gekido był dziwnie przybity, nigdy go takiego nie słyszałam.- Kiedy ktoś inny ją krzywdzi, od razu może liczyć się z moim gniewem. Kiedy ja ją krzywdzę... Nie mogę o tym myśleć Tatsuo. To jest dla mnie zbyt okropne. Czuję się jak potwór.

-Nic na to nie poradzisz. Powinieneś w końcu przestać pić.

-To nie tak... Ona...- Gekido zamilkł i uderzył pięścią o stół, jakby chciał dodać sobie odwagi.- Wygląda zupełnie jak Wiera.

-Kim jest Wiera?

-Była moją narzeczoną. Kochałem ją jak nikogo innego. Nawet moja siostra blakła w jej obecności. Była moim ideałem, muzą i wieloma innymi tanimi określeniami powstałymi na przestrzeni lat.- Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Typowy Gekido- romantyk o niewyparzonym języku.- Ale miała jedną wadę, zbyt bardzo podobała się facetom. Była piękna, przez co każdy musiał zwrócić na nią uwagę. Nie wiem dlaczego, ale zamiast atakować ich, atakowałem ją. Uznałem, że to jej wina... W końcu nie wytrzymała, zostawiła mnie.

Homo Dei ludicrumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz