159 25 0
                                    

-Tutaj będziesz mieszkać.- Wskazałam Lawliet'owi wielki dom, zakryty zaroślami, z wielkim napisem "Na sprzedaż" na środku ogrodu.- Nikt cię tutaj nie znajdzie, a będziesz mógł w ciszy odpocząć od nieznajomych.

L. wszedł do ogródka, przeskakując przez furtkę i powoli, uważają na co i gdzie staje, kierował się w stronę drzwi. Kiedy nacisnął na klamkę, delikatnie zadrżałam. Bałam się wejść do tego domu. Niechętnie weszłam za mężczyzną do środka i głośno wypuściłam powietrze z płuc. Wszystkie meble okryte były plastikowymi płachtami, a okna mimo padającego deszczu były uchylone, przez co podłoga w ich okolicach była delikatnie mokra. Wyglądało to jakby ktoś chciał się pozbyć z tego miejsca zapachu śmierci. Mimo to mi, jako Bogowi Śmierci, nie sprawiło wiele problemu wyczucie tego. Odór ciężkiego gazu i strachu, drażnił przyjemnie mój delikatny węch.

-Czy to twój dom, Doku?

-Tak.- Spojrzałam niechętnie na mężczyznę i ściągnęłam z jednej z kanap plastikową płachtę. Następnie położyłam się na niej i rozprostowałam coraz bardziej widoczne kości.- Na górze masz trzy sypialnie, a właściwe cztery. Ta na końcu za niebieskimi drzwiami jest moja, jej nie dotykasz.

-Bardzo lubisz niebieski kolor.

-No gratuluję Sherlocku.- Wskazałam na swoje włosy, skarpetki wystające z czarnych martensów i na końcu na błękitny notatnik w mojej dłoni.- Nie wiem jakim cudem zostałeś uznany za najinteligentniejszego człowieka na świece, skoro jedyne co potrafisz, to odkryć najoczywistsze rzeczy na świecie ludzkim i boskim.

-Mogę też odkryć inne rzeczy.- Mężczyzna usiadła na jednej z komód i podciągnął nogi pod brodę.- Nie wiem tylko czy chcesz.

-Opowiadaj Watsonie, może tym razem coś ci się uda.

-W tym domu ktoś umarł, dlatego stoi od dłuższego czasu pusty i nikt nie chce go kupić. Sądząc po zabawkach, było tutaj małe dziecko i dwie osoby dorosłe. W kuchni zauważyłem odsuniętą kuchenkę gazową, więc zapewne gaz się ulotnił i zatruł domowników. Dom opuszczony jest od około dziesięciu lat, co tylko dowodzi mojej tezy o śmierci. Nie wiem tylko czy zginęło tutaj tylko dziecko, czy więcej osób.- Mężczyzna pochylił się do przodu i lekko przygryzł kciuka.- Biorąc jednak pod uwagę fakt, że są też tutaj takie rzeczy jak elektronika i ozdoby, cała rodzina zginęła. Mam rację?

Wybuchnęłam głośnym śmiechem i zaczęłam klaskać. Podniosłam się niechętne z sofy i usiadłam na jej oparciu. Wpatrując się w nietypowe, bo szare oczy chłopaka, zastanawiałam się czy aby na pewno mam do czynienia z człowiekiem. On raczej pasował mi do obrazu jakiegoś aspołecznego Boga Śmierci, który z powodu nudy obserwuje życie wielu ludzi, a na koniec opowiada o tym innym, oczekując chociażby chwili ich uwagi.

Patrząc tak na niego, przed sobą miałam jakiegoś cholernego geniusza, który za pomocą kilku ruchów odkryje, a następnie zniszczy najbardziej zabezpieczone tajemnice świata. Mello nie był do niego kompletnie podobny. Mój znajomy nie lubił bawić się w zgadywanki. Lubił fakty i zadawał pytania, a nie przypuszczał. Podejmował bardziej pochopne decyzje i był wybuchowy oraz ciekawski. Kto pyta nie błądzi, jednak w jego przypadku powinno być raczej, kto pyta ten umiera.

Lawliet taki natomiast się nie wydawał. Do tego był przygotowany na śmierć, wiedział że jego gry mogą się skończyć dla niego, jak i innych zabójczo. Wiedział, jak ważne w tej sytuacji jest ryzyko i nie bał się ponieść najwyższej ceny, jaką było jego życie. Mimo to miałam dość duży problem. Ciężko mi było ustalić kto jest lepszy. L., czy Light? Biorąc wszystkie za i przeciw, na prowadzenie wychodził Raito. Jednak on był zły, a czy dzięki temu można być najlepszym? Najwidoczniej tak. Nie miał skrupułów, dawał sobie radę zarówno sam, jak i z innymi. Nie bał się poświęcić współpracowników, ale miał jedną żelazną zasadę. Jemu nie mogła stać się krzywda. Mimo to zarówno ten, jak i ten umarł z powodu ingerencji Boga Śmierci. Ciężko to dokładnie określić, ale najwidoczniej oboje byli na podobnym poziomie, skoro dali się zabić podrzędnym istotom z nieba.

-Jesteś dobry w zgadywanki.- Wskazałam palcem na mężczyznę i cicho się zaśmiałam.- Zginęła tutaj trzyosobowa rodzina. Kobieta Polka, mężczyzna Anglik i Japońskie dziecko. Atsuko miała dziesięć lat, a moi rodzice pięćdziesiąt trzy. Mama skończyła w styczniu, a tato miałby tyle we wrześniu. Dom stoi pusty i do sprzedaży, bo moja rodzina zza granicy kompletnie się tym nie przejęła, a ja nie miałam na tyle siły, żeby się tym zająć. Z resztą dwa miesiące po ich śmierci, stałam się Shinigami. Napisałam list, że dom ma zostać sprzedany, a firmą zająć się James Riggs. Znałam go, a do tego był zaufanym pracownikiem mojego ojca. Wiedziałam, że da sobie radę. Ja natomiast zniknęłam i jak widać, zrobiłam to na wieki.- Sturlałam się na kanapę i cicho jęknęłam.- Domu nikt nie chce kupić, bo historia o uduszonej rodzinie we śnie, nie należy do przyjemnych. Moja matka nie zakręciła kuchenki. W nocy mieli zamknięte okna, więc gaz nie miał gdzie się ulotnić. Zmarli we śnie, zupełnie bezboleśnie i bez niepotrzebnego przedstawienia.

-Zapewne spali na dole. Gaz nie byłby w stanie...

-Gaz nie, ale Death Note już tak. On przeczy jakimkolwiek zasadom.

Między nami nastała cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara na ścianie. Lawliet spoglądał na mnie swoimi bystrymi oczami i mierzył każdy milimetr mojego ciała. Jego wzrok jednak mnie nie palił, tak jak w przypadku Light'a. On raczej wszystko analizował i rozkładał na czynniki pierwsze.

-Czy to było jedyne wyjście?

-Biorąc pod uwagę ich bezpieczeństwo?- Mężczyzna kiwnął twierdząco głową, na co ja smutno się uśmiechnęłam.- Tak. Zawsze mogli zginąć w bardziej okrutny sposób. Wyobraź sobie, że jakiś bóg postanawia mi zrobić na złość i wie, kto jest moją rodziną. Nie mogłabym pozwolić na to żeby cierpieli.

-Dzięki temu rozwiązałem problem z ciągłym odorem gazu. To od ciebie tak śmierdzi.

-Aha.- Prychnęłam i przewróciłam oczami.- Dla innych bogów pachnę cudownie. Jak widać nie jesteś jednym z nas.

-I nigdy nie będę.- Chciałam mu na to odpowiedzieć, jednak ten przerwał mi ruchem ręki, przez co lekko się speszyłam. On, zwykły śmiertelnik zdany na moją łaskę lub niełaskę, odważył się mnie uciszyć?!- A teraz możesz mi powiedzieć, po co właściwie zostałem ściągnięty na ten śmierdzący świat.

-Będziemy grać. Ten kto wygra wszystko, żyje na wieki, a raczej do wtedy, kiedy jego czasomierz się skończy.

-Kto jeszcze bierze w tym udział?

-Nasz przyjaciel Mello, kolejny znajomy Light, taka dziwka Izanami i Tatsuo.

-Przy ostatnim imieniu twój głos niezauważalnie zadrżał. To ktoś ważny dla ciebie?

-Nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo ważny. Jestem w stanie zniszczyć każdego, kto stanie mu na drodze.

-Czyli to ty go zabiłaś.

-Słucham?- Spojrzałam se zdziwieniem na mężczyznę, a w duszy przeklinałam siebie za tą nieostrożność.- Skąd takie przypuszczenia?

-Czuć to w twoim głosie. Light był w tym aspekcie lepszy. On nikogo z zabitych nie żałował.- Lawliet opuścił ręce i lekko nachylił się do przodu.- Przy wypowiadaniu tego imienia, poczułem coś na rodzaj bólu. Teraz chcesz go chronić, bo czujesz się za niego odpowiedzialna. Chcesz mu zadośćuczynić co jest głupie, bo śmierci nie da się w żaden sposób spłacić.

Homo Dei ludicrumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz