二十九

105 14 0
                                    

Zimne promienie słońca opadały na moją twarz, powodując tym samym ciągły grymas na niej. Nie lubiłam słońca, a już tym bardziej tego jak mnie oświetlało. Jednak to słońce było inne; bez życia. Świeciło tak jakby musiało, nie czerpiąc z tego radości i tym samym nikomu jej nie dając. Od dawna nie spotkałam takiego zjawiska. Ostatni raz taka sytuacja spotkała mnie ponad pięć lat temu, kiedy razem z Gekido wspominaliśmy nasze pomyłki. Na pierwszym miejscu postawiłam zabicie Tatsuo, a on natomiast spróbowanie alkoholu. Uznał, że gdyby nigdy nie sięgnął z ciekawości po pierwszą butelkę, teraz byłby zupełnie inny. Bez alkoholu stawał się agresywny, skłonny do przemocy, sarkastyczny i egoistyczny, a przy tym pyszny. Był taki, jakim nigdy nie chciał się stać. Podobno właśnie tak zachowywał się człowiek, który miał wyjść za jego siostrę, ale o tym dowiedziałam się znacznie później.

Patrząc przez palce na słońce czułam się, jakby ktoś wysysał ze mnie resztki energii życiowej. Ten dzień zaczął się idealnie, ale w samotności zaczęłam odczuwać przygnębienie. Pustka wewnątrz mnie była coraz większą, przez co nie potrafiłam zaczerpnąć świeżego powietrza, które mogłoby ją wypełnić. Spuściłam głowę i od niechcenia zaczęłam iść przed siebie, starając się przy tym nie opaść na wygodnie wyglądającą zieloną trawę i nie szurać zbytnio za dużymi butami od Suo.

W oddali widziałam jak zaczyna zarysowywać się niewyraźnie miejsce, gdzie jeszcze niedawno siedziałam razem z Mello jedząc czekoladę. Niewielka kawalerka, w najbardziej obskurnej części Tokio odstraszała zarówno zapachem jak i wyglądem. Jednak dzięki temu była miejscem idealnym dla człowieka, który już dwa razy był zakopywany w grobie i w magiczny sposób z niego wyciągany. Cała ta sytuacja bawiła w tylko sobie znany sposób, a odnalezienie mężczyzny szczęśliwie żyjącego w wielkiej willi, mogłoby wywołać dość duże zamieszanie, o ile nie nawet panikę i kolejne stany przedwojenne. Zupełnie jak za czasów działalności Doku.

Można mówić, że Mello jest wybuchowy, egoistyczny i pragnie tylko aby cały świat kręcił się wokół niego, jednak prawda była zupełnie inna. Był przyćmiewany przez młodszego Near'a, który miał zostać zastępcą L. Wychowywał się jako sierota, w domu pełnym genialnych dzieci. Razem z Mattem stworzył niesamowitą relację. Byli dla siebie zarówno najlepszymi przyjaciółmi, braćmi, rodzicami... Byli dla siebie tym, czego nigdy nie mieli- rodziną. Matt temperował jego wybuchowy charakter, a Mello pomagał stawać się przyjacielowi mniej poważnym. Wychowując się w domu, który starał się tylko aby inteligencja ich podopiecznych wzrastała, stawali się niewolnikami ciągłej nauki. Często razem uciekali z terenu szkoły, przez co ślady linijki na ich dłoniach rzadko kiedy znikały na dłużej. W domu pełnym poważnych i  ledwo żywych osób, oni byli czystym pociskiem pozytywnej energii i radości.

Tego wszystkiego dowiedziałam się od Lawlieta. Mężczyzna mimo wszystko lubił opowiadać historie z życia w Wammy's House. Stawał się wtedy bardziej spokojny. Siadał na fotelu i godzinami prowadził monolog. Czasami wtrąciłam jakieś pytanie, ale wtedy stawał się poważny i uruchamiał tryb naukowca. Czułam się wtedy, jakbym rozmawiała dwoma innymi osobami. Jedna była szczęśliwym człowiekiem, który z radością opowiadał o swoich latach młodości. Drugi natomiast to najinteligentniejszy człowiek na świecie, który nie widzi niczego poza procentami, faktami i spiskami.

Jednak to co było, już dawno minęło. Lawliet leżał dwa metry pod ziemią w moim rodzinnym domu, a inni mieszkańcy Wammy's House rozsiani byli po cały świecie. Jedynie Mello uparcie trzymał się życia i za żadne skarby nie pozwalał go sobie odebrać. Przypuszczać by można, że chłopak nie jest szczególnie uzdolniony, ale nawet bez tego był dużo bardziej przebiegły niż inni. Oni widzieli tylko to co L. Każdy chciał dorównać mu inteligencją, przy tym będąc jego dokładną repliką. Jedynie ten blondyn z obsesją na punkcie czekolady i jego przewracający się w grobie przyjaciel byli inni. Potrafili odciąć się od tej walki o tytuł najlepszego i cieszyć się życiem. Dla wielu to było niezrozumiałe, ludzie w ich otoczeniu traktowali ich jak dziwaków, a oni byli po prostu szczęśliwi.

-Myślisz, że nie zauważyłem jak się do mnie skradasz?- Spojrzałam w prawo, gdzie z cienia wyszedł Mello.- Mam sobie już wykopać grób?

-Witaj Mihael.- Podeszłam do niego i go przytuliłam. Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony, ale nie protestował.- Nie zabiję cię. Pamiętasz chyba co ci obiecałam.

Odsunęłam się od niego i usiadłam na schodach przed jego obskurnym mieszkaniem. Amerykanin opadł na zimny kamień obok mnie i zaczął przyglądać się ptakom na niebo.

-Ale co mi po zemście, skoro nie wiem od czego zacząć?- Mello skupił wzrok na mnie, przechylając przy tym głowę na bok.- Może powinienem już skończyć. To trwało zbyt wiele lat, żeby do tego wracać. Wszystko zostało zapomniane, w tym i Matt, ja czy nawet ty, Doku.

-Wiem, dlatego...- Zamilkłam i z wielkiej kieszeni czarnego płaszcza wyciągnęłam teczkę koloru smoły.- Znalazł to Zozo i podał mi kilka dni temu, uznał że mi bardziej się przyda niż jemu.

Mello wziął ode mnie teczkę i ją otworzył. Jego źrenice momentalnie mocno się powiększyły, a ręce zacisnęły na kilku kartkach. Mężczyzna zaczął kiwać głową, jakby nie zgadzał się z tym, co przed sobą widzi. Dopiero po chwili był w stanie na mnie spojrzeć ze strachem, ale zarówno szczęściem.

-Jak?

-Nie mam pojęcia. Ktoś musiał go wpisać, ale nie mam pojęcia kto i dlaczego właśnie w taki sposób.

-To wręcz niemożliwe.

-Wiem, ale jednak.

-Skąd ten ktoś wiedział, żeby go szukać?

-Rozmawiałam z nim krótko o tobie i o tym co działo się przez lata terroru Kiry i Doku.- Następnie wskazałam na akta i lekko się uśmiechnęłam.- A potem dostałam to.

-Gdzie mam go szukać?

-Tego już nie wiem, musisz pogrzebać trochę w zapisach cmentarzy, czy nawet odwiedzić Wammy's House i odnaleźć o nim jakieś informacje. Wiem, że sobie poradzisz.

-Skoro mam teczkę, odnajdę Matta.- Mello podniósł się na proste nogi i szeroko się uśmiechnął.- Dzięki Aoi Bara. Jednak coś z ciebie będzie.

-Jaki komplement.- Zaśmiałam się i wyciągnęłam swojego Death Note'a.- Ale znasz zasady gry, musisz umrzeć.

Na twarzy chłopaka pojawiło się przerażenie, a on sam zesztywniał. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji i jedynie wpatrywałam się w niego beznamiętnym wzrokiem. Otworzyłam notatnik i powoli zaczynałam nieudolnie wpisywać jego dane, próbując przy tym ponownie nie złamać dopiero co zrośniętych kości.

-D-dlaczego...- Mężczyzna zaczął się jąkać, cały przy tym trzęsąc. Wyglądał komicznie z przerażeniem na twarzy.

-No coś ty.- Szeroko się uśmiechnęłam i zamknęłam dziennik.- Tylko żartowałam.

-Baka.- Mello kopnął w kamienia i odwrócił się do mnie plecami, biorąc przy okazji ogromny gryz czekolady, którą ukrył w kieszeni kurtki.- To nie było zabawne.

-Wybacz, ale mam dziwne poczucie humoru- Wstałam z zimnych schodów i podeszłam do drzwi mieszkania.- A teraz jeżeli chcesz żyć to znikaj stąd jak najdalej. Odwołam Shidō, a reszcie powiem, że podałeś złe informacje i pozbyłam się ciebie tak jak Lawlieta. Nie będzie pytań, a ty odnajdziesz Matta. W razie czego będę pilnować teczek i jak ktoś pozbawi cię życia, oberwie ode mnie. Najważniejsze jest to, żebyś się o nic nie martwił. Zadbam o twoje bezpieczeństwo.

-Dlaczego to wszystko dla mnie robisz?

Spojrzałam w niebieskie oczy Mihaela, a następnie spuściłam wzrok na ziemię. Wstydziłam się odpowiedzi samej przed sobą, a co dopiero przed jednym z jej powodów.

-Czasami warto być dobrym, dać komuś coś bez korzyści, prawda mój bracie?

-Tak nagle to zrozumiałaś, siostro?- Na twarzy chłopaka pojawił się wredny uśmiech.

-Tak.

Weszłam do mieszkania chłopaka i zatrzasnęłam za sobą drzwi, a po chwili się po nich osunęłam. Już po kilku sekundach przede mną pojawił się Shinigami ze swoim niebieskim kocykiem w ręku. Posłałam w jego stronę ciepły uśmiech, a ten odpowiedział mi cichym, radosnym skrzekiem.

Homo Dei ludicrumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz