119 17 0
                                    

Usiadłam na czarnym fotelu, a na ramiona zarzuciłam niebieski koc, który pachniał jak morska bryza. Miałam nadzieję, że Shidō nie zauważy jego braku. Lubiłam zapach boga, a jego nakrycie było nim w całości przesiąknięte. To mnie uspokajało i przenosiło do innego świata. Siedząc tak wtulona w miękki materiał poczułam, jak wszystkie dręczące mnie sprawy odchodzą, a ja staje się małą, niezdarną dziewczynką, która odpoczywa po całym dniu zabawy w swoim pokoju. Do szczęścia brakowało mi tylko gorącej czekolady z bitą śmietaną i słodkich truskawek z ogrodu babci. Wokół mnie panowała kompletna cisza, która pomagała mi odciąć się od wszystkiego, a delikatny wiatr na mojej twarzy powodował uczucie, jakby czyjaś dłoń co jakiś czas delikatnie ocierała się o moje lekko różane polika.

Niestety wszechobecny smród dymu, nie pozwalał zapomnieć mi o tym kim jestem i gdzie jestem. Do tego dochodził fakt, że zimny wiatr był tak naprawdę oddechem Króla Shinigami, który wisiał przede mną na mocnych, stalowych i lekko już zardzewiałych łańcuchach. Obłoki wokół niego przybierały kształty nieforemnych chmur, które co chwilę zmieniały swój wygląd. Jego czerwone oczy, nieraz zmieniały kolor na złoty, kiedy patrzył się na mnie z troską, jak na swoje dziecko. Czułam od niego wielki ból, tak jakby i on był kiedyś człowiekiem, niesłusznie ukaranym przez Boga i skazanym na wieczne męki. U niego czuć było coś człowieczego, czegoś co nie przejawiało się u innych bogów, w tym i mnie. Oczy podobno są zwierciadłem duszy, a jego dusza posiadała wiele ran. Słowa które wypowiadał były przesiąknięte bólem, wyrzutem i nienawiścią. Nienawiścią tak czystą, jak łąka pełna kwiatów w nietkniętej ludzka stopą ziemi. Sama dokładnie nie wiedziałam na czym to polegało, ale on w tej całej pogardzie nie ujmował komuś godności. Potrafił wyrazić się tak, że nie krzywdził istot wokół siebie, a jedynie je ganił. W pewnym momencie on stał się moim autorytetem, zapragnęłam kiedyś stać się nim. Być wolna od egoizmu i uszczypliwości dla innych.

-Kochałaś kiedyś Kodoku?

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos króla. Podniosłam niechętnie powieki i spojrzałam w jego zaciekawione oczy. Delikatnie odkryłam swoje ramiona i przechyliłam delikatnie głowę na bok. Czułam, że szykuje się dłuższa rozmowa.

-Kocham nadal, Królu.

-Jakie to uczucie?

-Pytasz o miłość?

-Tak. Wytłumacz mi co to oznacza.

-Miłość jest czymś, bez czego człowiek nie potrafiłby funkcjonować. Ona łączy w sobie wiele innych emocji takich jak szczęście, poczucie własnej wartości, odpowiedzialność, ale też ból.- Poprawiłam koc i cicho westchnęłam. Muszę być twarda i nie dać się ponieść emocjom.- Kochać możemy każdego, nie jesteśmy w stanie w całości wybrać kogo tym uczuciem obdarzymy. Jedni przeżywają tak zwaną miłość od pierwszego wejrzenia. Podobno wystarczy jedno spojrzenie aby poczuć do siebie coś więcej niż zwykłą sympatię. Jeszcze inni na zakochanie się potrzebują dość sporo czasu. Najpierw trzeba poznać tę osobę, przywiązać się do niej i stopniowo oraz powoli zaczynamy się do niej przekonywać. Dzień bez jej uśmiechu jest dniem straconym, dzień bez jej głosu staje się pusty, a jej obecność jest dla nas niezbędna niczym tlen. Obie te miłości potrafią trwać do końca życia, jednak większa ich część szybko się kończy. Z dnia na dzień uczymy się żyć bez drugiej osoby, bycie z nią jest już tylko naszym obowiązkiem, a uśmiech na jej widok już się nie pojawia. Taka miłość po prostu przekwitła i obumarła.

-A co jeżeli miłość tylko jednej z osoby obumiera, albo kiedy jej w ogóle nie ma?

-Taka miłość jest nazywana przez ludzi nieszczęśliwą. Każdego dnia odczuwa się nowy rodzaj bólu, którego nie da się zlokalizować i wyleczyć. Nie wiesz skąd on pochodzi, po prostu się pojawia i boli tak bardzo, że zginasz się wpół i modlisz o to, żebyś przestał to czuć. Z takiej miłości trzeba się wyleczyć, jest dla nas niczym choroba. Wyniszcza nas najpierw od zewnątrz. Mniej jemy, dużo płaczemy i źle sypiamy. Potem niszczy nasze wnętrze, naszą psychikę. Wyżera w twojej głowie wielką dziurę uczuciową. Znieczulasz się na odczucie bycia kochanym, przestajesz wierzyć w to, że ktoś będzie cię w stanie pokochać równie mocno, co ty kochasz tego drugiego człowieka.- Na chwilę zamilkłam i przejechałam paznokciami po przedramieniu, zostawiając na skórze czerwone ślady.- Przestajesz wierzyć w miłość, to staje się dla ciebie czymś zbyt abstrakcyjnym. Tracisz w ten sposób cząstkę człowieczeństwa, czegoś co odróżnia nas od innych. Sam siebie zabijasz. Wydajesz na siebie wyrok bycia martwym za życia.

Zamilkłam i spojrzałam spokojnie na Króla. Bóg wpatrywał się w ziemię ze smutkiem w oczach, a z kącika jego oka wypłynęła łza, która rozlała się po ziemi aby następnie zamienić się w kryształowe lustro, dzięki któremu widziałam to, co Bóg odnalazł na Ziemi. Przede mną znajdowała się brunetka, ubrana w białą sukienkę, z lekko czerwonymi włosami. Siedziała na krawędzi swojego łóżka i pustym wzrokiem wpatrywała się w swoje całe ponaznaczane strupami blade ręce.

-Nienawidzę cię, nienawidzę cię...- Jej cichy szept przyjemnie wypełniał ciszę w niebie.- Ale nadal cię kocham.

-To jest ta nieszczęśliwa miłość?- Spojrzałam na Boga i delikatnie kiwnęłam głową.- W takim razie czym była twoja miłość do Tatsuo?

-Król zadaje czasami zbyt ciężkie pytania.- Przygryzłam opuszek kciuka i lekko zmarszczyła brwi. Skąd mam wiedzieć czym to właściwie było?- My chyba obustronnie względem siebie odczuwaliśmy nieszczęśliwą miłość. On myślał, że ja nic nie czuję i na odwrót. To było dość chore, ale na swój sposób romantyczne. Tylko nadal nie wiem dlaczego to musiało się tak skończyć.

-To był twój wybór.

-On mnie okłamał.

-Ale wszystko ci wyjaśnił. Bo widzisz Kodoku, nic nie musiało się tak skończyć. Mamy zawsze kilka opcji do wyboru i to my decydujemy co będzie dla nas najlepsze bądź najgorsze. Ty wybrałaś to złe zakończenie. Mogłaś przecież mu wybaczyć, zrobić to co on chciał. Uciec i zapomnieć o tym co było. Ty jednak postanowiłaś za namową Ryūk'a go zabić.

-Dlaczego każdy miesza Ryūk'a w moje sprawy?

-Bo on jest ich nieodłącznym elementem. Każda twoja decyzja jest podparta jego za, lub przeciw. Od momentu poznania go, wszystko konsultujesz z nim. Odczuwasz do niego coś na wzór miłości, ale nie pełnej jej pojęcia. To coś jakby sentyment. On dał tobie uwagę i swoją obecność, a ty się do niego przywiązałaś i uzależniłaś.

- Nieprawda, ja po prostu...

-Brakowało tobie obecności kogoś, kto zawsze byłby przy tobie, dlatego jesteś tak bardzo z nim związana. To nie jest nic złego i w żaden sposób cię za to nie ganię, chcę ci tylko pokazać, że przez niego podjęłaś te wszystkie decyzje, a twoje tłumaczenie, że inaczej się nie dało i tak musiało być jest błędne.

-Skoro ja nic nie wiem, to co wiesz ty?- Spojrzała pytająco na boga i kąśliwie się uśmiechnęłam.- Co ma wiedzieć ta nieforemna masa ciała, która od wieków wisi w bezruchu na niebie, będąc Bogiem Śmierci, istotą niezdolną do kochania? Jakim prawem śmiesz oceniać moje postępowanie jako błędne, skoro sam tego nigdy nie doświadczyłeś, nie poczułeś?

- Widzę to obiektywnie...

-No właśnie, a przez taki pryzmat tego nie zrozumiesz. Aby coś poczuć, należy tego doświadczyć, przeżyć i wyciągnąć konsekwencje. Nie można pouczać innych, skoro samemu nie wie się jakie to uczucie.

-Może i nie odczuwam miłości, co jest dla mnie korzystne, ale wiem jedno Kodoku. W miłości trzeba znać granicę, a ty ją przekroczyłaś. Przekroczyłaś raz zbyt mocno i nieodwracalnie. Teraz czekasz na upadek w niej.

Homo Dei ludicrumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz